Rozdział 267

608 31 14
                                    

Harry's POV:

- Gdzie powinienem pojechać? - Louis cicho pyta. Jego głos jest miękki w porównaniu do mojego chrapliwego i surowego oddechu.

- Nie wiem - szczerze odpowiadam. Część mnie chce mu powiedzieć, żeby wsiadł sam do następnego samolotu wylatującego z Londynu, ale samolubna i silniejsza część mnie wie, że jeśli nawet by to zrobił, nie chciałbym siedzieć, pijąc całymi nocami sam. Znowu. Moje usta smakują jak wymiociny, a gardło pali od wydalania alkoholu z mojego układu w niesamowicie brutalny sposób.

Louis otwiera środkową konsolę między nami, wyciąga chusteczkę z kieszeni i zaczyna ocierać kąciki moich ust szorstkim papierem.

Ledwo dotyka palcami mojej skóry. Krzywię się na niską temperaturę jego ciała.

- Zamarzasz. Uruchom samochód.

Nie czekając na jego zaprzeczenia, przekręcam kluczyk, a ciepło wybucha z wentylatora. W pierwszej chwili powietrze jest zimne, ale ten drogi samochód ma pewną moc, więc ciepło szybko rozprzestrzenia się w małej przestrzeni.

- Musimy zatankować gaz w samochodzie. Nie wiem jak długo jechałem, ale lampka od gazu świeci i ten ekran też tak mówi - mówi mi, wskazując na hojny ekran nawigacji przed nami. Dźwięk jego głosu zabija mnie.

- Straciłeś swój głos - mówię, nawet jeśli jest to oczywiste. Kiwa głową i odwraca głowę ode mnie. Owijam swoje palce wokół jego podbródka i odwracam jego twarz z powrotem do mnie. - Jeśli chcesz odejść, nie winię cię. Zawiozę cię na lotnisko w tej chwili.

Na jego twarzy pojawia się zdziwienie, zanim otwiera usta.

- Zostajesz tutaj? W Londynie? Myślałem, że nasz lot jest dzisiaj wieczorem? - pyta. Jego głos brzmi bardziej jak pisk niż normalne słowa i łamie się w kaszel.

Sprawdzam uchwyty na kubki na znak, aby mu pomóc, ale są puste. Zmieniam temat. - Zamień się ze mną miejscami, pojadę tam. - kiwam głową w stronę stacji benzynowej po drugiej stronie ulicy. - Potrzebujesz wody i czegoś na gardło - czekam aż wyjdzie z fotela kierowcy, jednak on zabiera wzrok z mojej twarzy, zanim zmienia bieg samochodu i dodaje napędu, jadąc na parking.

- Nadal nie możesz prowadzić - w końcu szepczę ostrożnie, żeby nie nadwyrężyć jego nieistniejącego głosu. Właściwie nie mogę się o to kłócić. Nie ma mowy, że kilka godzin drzemki w tym samochodzie całkowicie mnie otrzeźwiło. Wypiłem tyle alkoholu, że mam ogromny ból głowy.

Prawdopodobnie będę pić przez cały pieprzony dzień, albo połowę z niego. Nie mogę powiedzieć. Nawet nie pamiętam, ile wczoraj wypiłem...

Moje pogmatwane liczenie jest przerwane, gdy Louis parkuje przed stanowiskiem do tankowania, sięgam do klamki. - Ja pójdę - mówię mu i wychodzę z samochodu zanim może sprzeciwić mi się.

Wewnątrz nie ma wielu ludzi, tylko mężczyźni ubrani do pracy o tak wczesnej porze. Moje ręce zapełnione są aspiryną, butelkami wody i przekąskami, kiedy Louis wchodzi do małego sklepu. Patrzę, jak każda głowa obraca się, aby podziwiać to rozczochrane piękno.

- Czemu nie zostałeś w samochodzie? - pytam go, gdy się zbliża.

- Twój portfel - wyciąga czarną skórę przed moją twarz.

- Och - nie wiem, skąd on go ma, ale cieszę się, że przyniósł mi go, zanim stanąłem na początku kolejki. Znika, ale po chwili znowu zajmuje miejsce obok mnie, gdy docieram do kasy. W obydwóch dłoniach trzyma kubki z kawą.

- Czy możesz ustalić lokalizację, a ja zapłacę? - pytam go, zabierając zbyt duże kubki z jego małych rączek.

- Co?

AFTER III Larry Stylinson CD.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz