Rozdział 284

129 8 3
                                    

Harry's POV:

Zadzwoniłem czterdzieści dziewięć razy.

Czterdzieści dziewięć pieprzonych razy.

Czterdzieści dziewięć.

Wiecie, ile to sygnałów?

Cholernie dużo.

Zbyt dużo, aby to zliczyć, a ja nie mogę myśleć na tyle czysto, by je policzyć, ale gdybym mógł, byłaby to ogromna ilość pieprzonych sygnałów.

Jeśli dojadę tam w przeciągu następnych trzech minut, planuję wyrwać drzwi frontowe z pierdolonych zawiasów i roztrzaskać telefon Louisa, który prawdopodobnie nie wie, jak się odbiera, o ścianę.

Okej, może nie powinienem roztrzaskiwać jego telefonu o ścianę. Może przypadkowo nadepnę na niego kilka razy, nim ekran rozbije się pod moim ciężarem.

Może.

On dostanie za to jebany ochrzan, to jest w chuj pewne. Nie rozmawiałem z nim od dwóch godzin, a on nie ma pieprzonego pojęcia, jak torturujące było ubiegłe pięć. Pędziłem tam, znacznie przekraczając limit prędkości, aby dotrzeć tak szybko, jak się da.

Jest trzecia nad cholernym ranem, a zarówno Louis, jak i Vance z Kimberly, wszyscy są na mojej liście do złojenia. Może powinienem roztrzaskać wszystkie trzy telefony, skoro oni ewidentnie zapomnieli, jak się te cholerstwa odbiera.

Dojeżdżając do bramy, wszczynam panikę, nawet większą niż przez ostatnie pięć godzin. Co jeśli postanowili zamknąć swoją zabezpieczoną bramę? Co jeśli zmienili kod?

Czy ja w ogóle pamiętam ten rąbany kod? Oczywiście, że nie. Czy oni odbiorą, jeśli zadzwonię z pytaniem o kod? Oczywiście, że nie.

Co, jeśli oni nie odbierają, bo coś stało się Louisowi i zabrali go do szpitala, nie jest z nim w porządku, a oni nie mają zasięgu i...

Kiedy docieram do podjazdu, brama jest otwarta, co też nieco mnie wkurza. Dlaczego Louis nie włączył alarmu, kiedy jest tutaj sam? Kiedy podjeżdżam pod dom, widzę, że jego samochód jest jedynym zaparkowanym przed wielką rezydencją.

Dobrze wiedzieć, że Vance jest tutaj, kiedy go potrzebuję... Jakim pieprzonym przyjacielem jest.

Ojcem, nie przyjacielem. Kurwa.

Kiedy wychodzę z samochodu i podążam w stronę drzwi, mój gniew i niepokój rosną. To, jak on ze mną rozmawiał, to, jak brzmiał... tak jakby nie miał pod kontrolą swoich własnych czynów.

Drzwi nie są zamknięte, oczywiście, więc przechodzę przez salon i dalej, korytarzem. Dłonie mi drżą, gdy otwieram drzwi do jego sypialni, a moja klatka piersiowa zaciska się, gdy znajduję łóżko puste. Nie jest jedynie puste, jest nietknięte, idealnie pościelone, a rogi są ułożone w taki sposób, który tylko on to robi, i jest to niemożliwe do podrobienia. Próbowałem, ale nie da się pościelić łóżka tak, jak Lou to robi.

- Louis! - wołam jego imię, wchodząc do łazienki po drugiej stronie korytarza. Włączając światło, mam zamknięte oczy. Nic.

Mój oddech zostaje uwolniony jako ciężkie dyszenie i przemieszczam się do kolejnego pokoju. Gdzie on, do cholery, jest?

- Lou! - krzyczę znowu, tym razem głośniej.

Po przeszukaniu prawie całej jebanej willi, ledwo mogę oddychać. Gdzie on jest? Jedynymi pokojami, które zostały, są sypialnia Vance'a i zamknięty pokój na górze. Nie jestem pewny, czy chcę otwierać te drzwi.

Sprawdzę patio i ogród, a jeśli tam jego nie ma, nie mam zielonego pojęcia, co zrobię.

- Louisie! Gdzie ty, kurwa, jesteś? To nie jest śmieszne, przysięgam... - przestaję wrzeszczeć, kiedy zauważam zwiniętą kuleczkę na miękkim fotelu. Jego kolana są przyciśnięte do brzucha, a ramiona oplatają klatkę piersiową, jak gdyby zasnął, próbując się pozbierać do kupy.

AFTER III Larry Stylinson CD.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz