Dziedziczka 39

185 7 5
                                    

Caitlyn biegła przez las, a z jej oczu leciały strumienie łez. Bolesne wspomnienia wróciły i uderzyły w nią z podwójną siłą. Ciągle w głowie słyszała to jedno, przeklęte słowo: ,,dziwak". Przez zamglone oczy nie zauważyła osoby czającej się w krzakach. Nagle poczuła, że ktoś  podstawili jej przeszkodę pod nogi i upadła prosto na ziemie pokrytą liśćmi i ostrymi gałęziami, którymi się poraniła. Odwróciła się z przerażeniem na plecy i dostrzegła osobę stojącą nad nią. Nie mogła zidentyfikować tożsamości ,,napastnika", przez kaptur nasuniętym na twarz.

-Nareszcie cię dopadłam!- syknęła tajemnicza osoba.

-Parkinson?!-wykrzyknęła Cait z zdezorientowaniem odrazu rozpoznając po głosie niezrównoważoną dziewczynę.

-Oczywiście, że ja kretynko!-prychnęła ślizgonka zdejmując kaptur.

Caitlyn zaczęła przyglądać się dziewczynie, miała włosy splecione w kucyka, ostry, kuszący makijaż i szaleństwo w oczach.

-A-ale o co ci chodzi?! Czego ode mnie chcesz?!-zaczęła wyrzucać z siebie pytania przestraszona dziewczyna.

-Przez ciebie mój Drakuś się ode mnie odsunął! Ciągle spędza czas z wami, zdradził Czarnego Pana, toleruje szlamy i łazi tylko z tym...Potter'em-ostatnie słowo powiedziała jak najgorszą obelgę.-I to wszystko zaczęło się, gdy TY przybyłaś do Hogwartu! Myślisz,że jesteś wyjątkowa?!-krzyczała Pansy stojąc nad Gryfonką celując w nią różdżką.

-Parkinson, słuchaj, nie wiem co ty pleciesz, ale nie mam z tym nic wspólnego,więc z łaski swojej ODWAL SIĘ!-warknęła.

-Ty szmato! Zapłacisz mi za to CRU..-zaczęła już wymawiać formułkę jednego z niewybaczalnych.

Nagle ślizgonka upadła na ziemie powalona zaklęciem ogłuszającym. Cait otworzyła szeroko oczy i po spojrzeniu w bok zobaczyła Snape'a stojącego pośród gąszczu z wyciągniętą różdżką.

-Pan profes..

-Cisza! Minus 20 punktów od Gryffindoru za przebywanie w Zakazanym Lesie, minus 10 za danie się podejść i szlaban ze mną przez to do  końca tygodnia, a teraz wstawaj i marsz do lochów, tam sobie porozmawiamy-warknął.

-Ale...

-Powiedziałem IDŹ!-ryknął.

Cait wstała z brudnej ziemi, otrzepała się i nie zważając na płynąca z niektórych zadrapań krew, pobiegła w stronę zamku.
Ledwo zdążyła wejść do kwater, a za chwile wpadł za nią niczym burza Snape.

-Siadaj!-syknął.

Dziewczyna wykonała polecenie, wiedziała, że lepiej nie wyprowadzać go bardziej z równowagi.

-Powiedz mi teraz, po cholerę byłaś w Zakazanym Lesie z Potter'em i Malfoy'em?!- warknął.

-Skąd pan wie, że byli ze mną?-spytała.

-Oh, nie próbuj robić ze mnie idioty! A teraz mów! Co.Robiłaś.W.Lesie!-warknął przyszpilając  ją wzrokiem do krzesła.

-Nieważne- odparła po chwili.

-Słucham?-zapytał z udawanym spokojem.

-Mówię, że nie ważne, nie powinno to Pana obchodzić!- powiedziała głośniej.

-NIE MAM CZASU NA TWOJE FANABERIE GŁUPIA DZIEWUCHO,WIĘC MÓW CO TAM ROBIŁAŚ, ALBO SAM SIĘ DOWIEM!-ryknął.

Dziewczyna wzdrygnęła się, ale dalej uparcie milczała.

-Sama tego chciałaś!

-Co..

-LEGILIMENS!

Snape był gotowy na łatwe wtargnięcie do umysłu, fale obrazów czy cokolwiek tego typu,ale nie był przygotowany na to co zastał.
Znalazł się w czarnym pomieszczeniu, bez końca, jedynie echo odbijało się od niewidzialnych ścian. Nie minęła chwila, a został wyrzucony z umysłu nastolatki z taką siłą,że stracił równowagę i się wywrócił.

-Nigdy.Więcej-powiedziała lodowato dziewczyna, po czym obróciła się na pięcie i weszła do pokoju mocno trzaskając drzwiami.

Otępiały mężczyzna powoli wstał i dalej przyglądał się nieobecnym wzrokiem w miejscem, gdzie przed chwilą stała dziewczyna. Nigdy jeszcze nie widział tak silnego leglimenty, nawet on nie potrafił stworzyć bezdennej otchłani, miejsca gdzie atakujący czeka na to, by ofiara zadecydowała o wpuszczeniu lub wyrzuceniu go z umysłu. Postanowił narazie zostawić to dla siebie, nie chciał dzielić się z tym ani z Albusem, ani Minerwą. Ponadto pamiętał jakie napięte relacje są narazie między dziewczyną, a jej dziadkami. Nie chciał, by przez niego pogrążyli się w jeszcze większej awanturze, a takowa by pewnie wynikła. Postanowił na spokojnie porozmawiać  z dziewczyną. Stwierdził, że wrzaskiem i przemocą nic nie zdziała, postanowił dać jej chwile na ochłonięcie, przecież dopiero co Parkinson zaatakowała ją w lesie. Severus słyszał ostrą wyminę zdań nastolatek i jedno było prawdą, odkąd młody Malfoy publicznie powołał się po Jasnej Stornie, oddalił się od ślizgonów. Sami mieszkańcy domu węża, którzy w większości mieli rodziców śmierciożerców, odnosili się teraz do młodego arystokraty z pogardą, a nawet nienawiścią. Zauważył także dziwne zainteresowanie swojego chrześniaka Potter'em. Chłopcy byli teraz praktycznie nierozłączni, ale Snape był zbyt doświadczonym szpiegiem, by nie zauważyć, że to coś więcej nie przyjaźń. Chociaż jeszcze nie jest to oficjalne, a obaj chłopcy sami nie mają zapewne o tym pojęcia, to czuł w kościach, że z tego wyniknie coś głębszego.
Wyrwał się z zadumy i westchnął ciężko, czas przetestować swoją cierpliwość i porozmawiać z tą nieznośną, lecz cholernie intrygującą dziewczyną.
Podszedł do drzwi jej pokoju i przystawił ucho do drzwi. Próbował wychwycić jakiś dźwięk, ale najwidoczniej Gryfonka nałożyła zaklęcie wyciszające. Jednym ruchem różdżki zdjął wszelkie zaklęcia i bez zbędnych ceregiel wparował do pokoju.

-Słuchaj nie obchodzi mnie co...-urwał, bo wryło go w podłogę.

Dziewczyna stała na środku pokoju i patrzyła się nieobecnym wzrokiem na biurko, które aktualnie płonęło żywym ogniem. Snape po wyrwaniu się z szoku podbiegł do dziewczyny i chwytając za nadgarstek pociągnął tak, że teraz trzymała twarz w jego szatach, a jej ręce oplatały jego tors. Sam zaś trzymał rękę na jej plecach, druga z nich trzymała różdżkę i celując w biurko wykrzyknął:

-Aquamenti!

Ogromny strumień wody wylał się na ogień gasząc go i pozostawiając jedynie sporą chmurę dymu w pokoju.
Severus ciężko dysząc patrzył chwile na spalone resztki mebla, po czym spojrzał na wtuloną w niego dziewczynę. Albo raczej to on trzymał kurczowo dłoń na jej plecach i przyciskał do siebie tak, jakby miał ją tym ochronić przed tym ogniem. Dochodząc do wniosku w jakiej krępującej pozycji się znajdują, odepchnął nerwowym ruchem od siebie dziewczynę i przeczyścił gardło.
-Do salonu, teraz-oznajmił i wyszedł z Gryfonką z zadymionego pomieszczenia.
——————————————————————
Proszę, oto kolejny rozdział, zapraszam do czytania,gwiazdkowania oraz komentowania! Z góry przepraszam za błędy 😊

Buziaki, Wika❤️
——————————————————————

Dziedziczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz