Dziedziczka 24

212 9 0
                                    

Poniedziałek, to dziś Caitlyn wraz z Draco i czterema Gryfonami mieli włamać się do Malfoy Manor, siedziby śmierciożerców. Mimo, że każdy z nich był poddenerwowany, nie dawali tego po sobie poznać. Nie chcieli, by ktokolwiek zobaczył ich nienaturalne zachowanie i nabrał podejrzeń, to mogłoby spalić cały plan.Gdy wybiła godzina 19:30, każdy stał już w ustalonym miejscu.

-Dobra, za chwile przeniesiemy się do lasu niedaleko dworu Malfoy'ów, trzymajcie się planu, bądźcie cicho i pamiętajcie, gdyby coś poszło nie tak, uciekajcie- oznajmiła Caitlyn.

Wszyscy spojrzeli pod sobie, po czym niespodziewanie wpadli w swoje ramiona. Bali się. Kto by się zresztą nie bał? Wiedzieli, że podczas tej samobójczej misji ktoś może zostać ranny lub nawet, broń Merlinie, stracić życie.Gdy tylko oderwali się od siebie, ostatni raz pochłonęli wzrokiem swoje osoby i bez słowa przeteleportowali się do lasu, który znajdował się nieopodal rezydencji Malfoy'ów.W ciszy ruszyli w głąb puszczy, jedyne co było można usłyszeć to przerywane oddechy, odgłosy sów oraz leśnych zwierząt. Od czasu do czasu pod stopami piątki nastolatków łamały się  patyki, a liście wydawały z siebie charakterystyczne szelesty. W końcu dotarli do  miejsca, z którego mieli idealny widok na dwór. Usiedli pośród gęstego bluszczu, w końcu wybiła godzina 21, widzieli dokładnie jak raz po raz czarne, zamaskowane postacie pojawiają się przed bramą, tyko po to, by wejść do strasznego budynku i stanąć przed obliczem swojego Pana.  Po jakimś czasie najcichszym szeptem na jaki było ją stać, odezwała się Caitlyn:

-Spotkanie już się rozpoczęło, lada moment będziemy ruszać, dam wam znak. Uważajcie na siebie, proszę.

Każdy z nich kiwnął głową na oznakę, że rozumie.Po niespełna 10 minutach Cait machnęła ręka, a reszta nastolatków pod osłoną nocy ruszyła w kierunku Malfoy Manor. Dotarłszy do bramy, Draco podszedł do niej i jednym ruchem różdżki sprawił, że każde zaklęcie rzucone na zamki zniknęło. Na razie plan szedł znakomicie, udało im się bowiem dotrzeć do środka. Ronald, który miał plan dworu, wyciągnął go i rozłożył. Caitlyn wskazała palcem jeden z ukrytych korytarzy, bez słowa udali się wprost do niego. Idąc, jednak nie uwzględnili jednego drobnego szczegółu, skrzatów, na których nie działały takie zaklęcia, jak kameleona, czy wyciszające.

Smrodek, widząc nieproszonych gości w dworze jego pana, od razu udał się z cichym pyknięciem wprost do sali zebrań.Pojawił się w dużym, mrocznym pomieszczeniu, na środku stał długi stół wykonany z drewna, które było pomalowane całe na kolor czarny. Na szczycie siedział Czarny Pan, zaś po jego bokach, z każdej po 5 osób, siedzieli jego poddani.

-Smordku, jakim to prawem przerywasz moje spotkanie Wewnętrznego Kręgu?- zapytał syczącym szeptem Voldemort.

-P-Panie w dworze są jacyś ludzie, j-jest ich podajże 5, Smrodek chciał, by Pan wiedział o n-nieproszonych gościach- powiedział skrzat kłaniając się po same stopy.

-Jacy ludzie?!-syknął wściekle Czarny Pan.-To jest niemożliwe! Tylko osoby z wplecioną sygnaturą magiczną mogą dostać się do Malfoy Manor!-ryknął.

-A-ale P-panie Smrodek n-naprawdę...-próbował mówić skrzat.

-CISZA! Jeśli mówisz prawdę, jedynym sposobem jest..zdrajca...-wyszeptał wściekłe Voldemort, a jego oczy zalśniły czerwienią.

Obrócił się wprost do swoich zszokowanych i wystraszonych jego gniewem popleczników.

-Niestety musimy zmienić plany, macie znaleźć tych co śmiali zdradzić mnie i włamać się do tego dworu!-rozkazał.

Dziesięciu śmierciożerców pokornie wstało i po ukłonieniu  się dla swojego Pana wyszli z sali, by dorwać nieprzyjaciół.

Tymczasem piątka niczego nie świadomych nastolatków stała już pod drzwiami numer 324.

Dziedziczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz