Dziedziczka 45

151 9 2
                                    

Dotarli do domu Mattheo pod wieczór, ze stacji odebrał ich ojciec chłopaka. Brad Colinson był dość wysokim mężczyzną o wysportowanej sylwetce. Miał włosy bardzo podobne do syna, oczy natomiast były w kolorze jasnego niebieskiego. Zniewalający uśmiech na jego twarzy przyprawiał o zawroty głowy większość kobiet, które stały na stacji. Na sobie miał białą koszule, na którą narzucona była marynarka oraz czarne spodnie.Pan Colinson był osobą wysoko postawioną. Rodzina Mattheo była rodem czystokrwistym, ale nie popierali działań i przekonań Voldemorta, sam Pan Brad był dobrym przyjacielem Albusa Dumbledora i zawsze służył mu z pomocą.

-Kogo moje oczy widzą! To pewnie ty jesteś Ta Caitlyn, wnuczka mojego starego przyjaciela?-powiedział z uśmiechem na twarzy i przyjrzał się dziewczynie.

-Tak, to ja, dzień dobry Panie Colinson- odparła lekko zmieszana.

-Przestań, mów mi Brad, cieszę się, że dogadujecie się z Mattheo-powiedział.

-Ja też się cieszę, że mam takiego przyjaciela- odparła i spojrzała na chłopaka obok.

-Dobra, koniec gadania, będziemy się aportować, robiłaś już to kiedyś?-zapytał dziewczyny.

-Tak,P..Brad-powiedziała cicho.

Mężczyzna jedynie uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów i wyciągnął oba ramiona.

-Chwyćcie się, możecie stracić równowagę-oznajmił.

Dwójka nastolatków chwyciła ramiona Brada i po chwili zniknęli z głuchym pyknięciem. Wylądowali przed ogromną posiadłością. Wielki dwór prezentował się cudownie, nie był co prawda tak duży jak Malfoy Manor, ale dalej robił nie małe wrażenie. Przeszli przez złotą bramę, ogród, który pielęgnowały skrzaty był zadbany w każdym centymetrze. Kwiatki były zdrowe i majestatyczne, drzewa, trawa i krzewy były idealnie podcięte, nie było praktycznie niczego do zarzucenia. Po obejrzeniu zewnętrznej części dworu, udali się do środka. Dla Caitlyn odrazu w oczy rzuciły się wszelkiego rodzaju bogato zdobione obrazy, ściany, posadzki i filary. Dominowała tam biel i czerń. Mimo wielkości, nie przytłaczał tak jak dwór Malfoy'ów, dzięki bieli wewnątrz było przyjaźnie i elegancko.

-Matt,zabierz Caitlyn do jej pokoju, ja muszę udać się do gabinetu, mam jeszcze do załatwienia pare spraw- powiedział do syna Brad.

Mattheo odrazu chwycił blondynkę za rękę i pociągnął za sobą, weszli po ogromnych, marmurowych schodach, przeszli przez korytarz z olbrzymią ilością drzwi, aż nareszcie się pod jednymi zatrzymali.

Chłopak wyciągnął pęczek kluczy z kieszeni i przekręcił zamek otwierając go. Weszli do pięknego pokoju, ściany były szare, natomiast meble wykonane zostały z  drewna pomalowanego na czarno. Stało tam biurko, łóżko i ogromna biblioteczka wypchana od góry do dołu książkami. W jednej ze ścian były kolejne drzwi prowadzące do sporej łazienki. Ściany i podłoga, tak jak schody, były marmurowe. Wielka wanna z najróżniejszymi udogodnieniami bardzo spodobała się dla dziewczyny. Obok niej wisiał zielony parawan zasłaniający, jak się po chwili okazało, wejście do garderoby. Były tam przeróżne suknie,koszulki, spodnie,spódnice i mnóstwo butów. Po dokładnych oględzinach wrócili do sypialni, która została przydzielona dla Cait i usiedli na łóżku.

-Nie wiem jak ci dziękować Matt, nie ma słów, które mogą opisać moją wdzięczność- powiedziała przytulając się do chłopaka.

-To nic wielkiego, cieszę się, że zostaniesz u nas na wakacje, będę miał w końcu z kim je spędzać-powiedział ze smutnym uśmiechem.

-Dlaczego nie masz przyajciół, jesteś przecież niesamowity-spytała nie rozumiejąc w czym rzecz.

-Z prostych przyczyn, większość czystokrwistych rodów ze Slytherinu opowiedziało się po stornie Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać, mój tata jako nieliczny z nich przeciwstawił się i stoi po stornie Dumbledora. Przez to dzieci śmierciożerców mają nas za zdrajców i nie chcą mieć ze mną nic wspólnego, a reszta się boi.-wytłumaczył.

Dziedziczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz