Dziedziczka 29

205 7 0
                                    




Od dziwnego wydarzenia w lochach minął tydzień, czas leciał dla dziewczyny wolno i monotonnie. Czuła jak powoli zaczyna popadać w rutynę, treningi, posiłku, kłótnie z Snape'm i nauka. Wszystko to zaczęło powoli wyniszczać Caitlyn od środka, mimo, że od zewnątrz dalej była tą uśmiechnięta, pomocną Gryfonką. Cait właśnie wracała jak co dzień z lekcji do swojego tymczasowego mieszkania w lochach. Na początku wywołało to dość duże poruszenie w gronie uczniowskim, zaczęły się plotki, a sam Prorok Codzienny z Ritą Skeeter na czele zaczął insynuować coraz to gorsze rzeczy.  Jednak szybka interwencja Albusa Dumbledora, który osobiście sprostował sytuacje mówiąc innym, że Caitlyn musi być teraz bardziej chroniona, po tym jak Voldemort dowiedział się o jej tożsamości, rozwiał przynajmniej większość plotek i nie wygodnych pytań ze strony prasy lub wścibskich uczniów. Mistrz Eliksirów przez oszczerstwa wypisywane pod jego adresem w gazetach oraz szepty i zbyt duże zainteresowanie jego osobą chodził cały czas zirytowany. Ponadto, jak przewidział został wezwany przed oblicze Voldemorta, gdy tylko wieści się rozeszły. Czarny Pan był wielce uradowany na wieść o nowej lokatorce jego najwierniejszego sługi, kazał mu zniszczyć psychicznie dziewczynę oraz sabotować jej treningi, by potem jako posłuszną marionetkę przyprowadzić go przed jego oblicze i wprowadzić w swoje szeregi zadając tym cios w samo serce dla Dumbledora i osłabiając

Zakon.  Gryfonka weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu, ogień w kominku się nie palił co oznaczało, że Snape'a jeszcze nie było. Jednym machnięciem różdżki zapaliła ogień, po czym udała się do pokoju, by zostawić książki. Wróciwszy do salonu pstryknęła palcami, a przed nią zmaterializował się skrzatka o imieniu Iskierka.

-Dzień dobry Panienko, co Iskierka mogłaby zrobić dla Panienki?- zapytało stworzonko kłaniając się nisko i nie patrząc na dziewczynę.

-Witaj Iskierko, mów mi proszę Caitlyn, czy mogłabyś mi przynieść jakiś obiad dla dwóch osób?- spytała uprzejmie dziewczyna, nie lubiła tej uległości skrzatów, ale nie zmieniała ich na siłę jak Hermiona.

-Oczywiście! Iskierka zaraz wraca!- powiedziało entuzjastycznie stworzonko i zniknęło.

Po niespełna 5 minutach Iskierka wróciła z dwoma talerzami pięknie pachnącego spaghetti i dzbankiem lemoniady. Caitlyn grzecznie podziękowała i odłożyła drugi z talerzy na blat  kuchenny, wcześniej rzucając na niego zaklęcie podtrzymujące ciepło. Sama zabrała swoją porcje, po czym poszła do pokoju, by zjeść posiłek w ciszy i poczekać na Mistrza Eliksirów. Po około 30 minutach usłyszała trzask drzwi i kroki, wiedziała, że teraz jest jej czas na przebranie się i zejście do sali treningowej. Włożyła czarne leginsy i top na krótki rękaw odkrywający lekko brzuch pod kolor oraz białe adidasy. Swoje blond wody związała w ciasny kucyk i tak przygotowana, z wodą w ręku zeszła do dużego pomieszczenia. Cała podłoga była pokryta materacami, które były tak zaczarowane, by można było się po nich swobodnie poruszać, ale podczas upadku  amortyzowały siłę uderzenia. W środku czekał już na nią Snape w białej koszuli i czarnych dresach oraz luźno związanych włosach.

-Dłużej się nie dało?- zapytał zjadliwie.

-Też miło pana widzieć - odparła wymijająco Cait.

-Nie bądź bezczelna, minus 5 punktów od Gryffindoru-oznajmił chłodno.

Odkąd dziewczyna zamieszkała w jego kwaterach stał się jeszcze gorszy niż przedtem. Ciągle jej odejmowanie punkty, dogryzał, obrażał, a ona znosiła to dzielnie, choć często jego uwagi doprowadzały ją do stanu gdzie chciała się rozpłakać. Jednak postanowiła, że nie da mu tej satysfakcji i będzie znosić to wszystko.

-Dziś będziemy się pojedynkować, zresztą robimy to od tygodnia, więc mam nadzieję, że twój Gryfoński móżdżek zapamiętał cokolwiek z tamtych lekcji-powiedział wrednie.

Prawda była taka, że poziom walki Cait był bardzo wysoki, co udowodniła już w Malfoy Manor. Ale mimo wszystko walczyła z dużo starszym, bardziej doświadczonym śmierciożercą. Wyciągnęli przed siebie różdżki, pierwszy zaatakował Snape. Dziewczyna zwinnie odbijała jego klątwy przez pierwszą godzinę pojedynku. Po paru pierwszych minutach drugiej oboje byli zmęczeni, chociaż Snape trzymał się widocznie lepiej. W końcu Caitlyn przez zmęczenie i zawroty głowy nie zauważyła promienia lecącego w jej stronę, który ugodził ją prosto w pierś. Siła zaklęcia odrzuciła ją na przeciwległą ścianę, a ona upadła na nią z głuchym klapnięciem materacy.  Położyła się na ziemi cała obolała, wycieńczona, ale zadowolona. Większość osób w jej wieku nie wytrwałoby nawet 2 minut, a co dopiero 2 godziny. Otworzyła oczy czując nad sobą czyjąś obecność, jak się spodziewała, nad nią stał równie spocony i zmęczony jak ona Snape.

-Nieźle, możesz wracać do pokoju- powiedział z obojętnością podając jej rękę.

Dziewczyna jeszcze w lekkim szoku po usłyszeniu komplementu z ust Mistrza Eliksirów podała dłoń mężczyźnie. Snape podciągnął Caitlyn do pionu i zanim ta zdążyła coś powiedzieć została obrócona do niego tyłem, jej ręce zostały chwycone w żelazny uścisk za plecami, a ciało jej i Mistrza Eliksirów stykało się klatką o plecy.

-Nigdy nie podawaj ręki dla wroga, bo ją stracisz- usłyszała przy uchu, po czym została puszczona.

Upadła na ziemie i gdy odwróciła się dalej zdezorientowana i cała czerwona na twarzy, Snape'a już nie było. Chwile patrzyła w jeden punkt, po czym prychnęła i ruszyła do pokoju, by się oporządzić po wyczerpującym treningu. Po umyciu się i przebraniu wyszła na kolację. Snape już siedział przy stole i czekał na nią jak zawsze. Usiadła naprzeciw niego, a ten dopiero teraz podniósł wzór na jej osobę. Chwile jej się przyglądał z dziwnym wyrazem twarzy po czym prychnął.

-Coś nie tak?-zapytała zirytowana.

-W rzeczy samej, ile ty masz lat, by nosić piżamę z Reksiem?- zapytał uśmiechając się wrednie.

-Wystarczająco, a pan skąd zna Reksia? Przecież to bajka dla dzieci, do tego mugolska?-spytała mrużąc lekko oczy.

-Byłem wychowany wśród mugoli- oznajmił znowu chłodno, a dziewczyna nie wiedziała co znowu źle powiedziała

. Do końca posiłku już nikt z nich się nie odezwał.

Około 22 Caitlyn zasiadła do robienia lekcji na jutro, zapaliła świece i zajęła się esejem na Transmutacje. Była już w połowie rolki, gdy jej wzór spoczął na świeczce, która oświetlała jej pokój. Przypomniała sobie dopiero teraz o wydarzenia sprzed tygodnia. Przez nawał nauki i treningów  kompletnie wypadło jej to z głowy. Odsunęła książki i pergaminy, po czym przesunęła zapaloną świeczkę. Chwile się wahała, aż w końcu położyła dłoń jakieś 20 centymetrów nad płomieniem. Zaczęła stopniowo ją obniżać niebezpiecznie zbliżając się wnętrzem dłoni do źródła ciepła. Lecz czym bliżej była, tym z coraz większym zaskoczeniem odkrywała, że wcale nie czuje bólu tylko przyjemne ciepło i dreszcze rozchodzące się po całym jej ciele. Wzięła drżący oddech i włożyła dłoń w płomień zaciskając powieki, by przygotować się na ból. Gdy nic nie poczuła zaczęła powoli otwierać oczy, ku jej wielkiemu zaskoczeniu jej dłoń dalej była w ogniu, który się jarzył, a ona nie czuła żadnego dyskomfortu oraz nie miała żadnych znaków poparzenia. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, z jednej strony czuła podekscytowanie, a z drugiej przerażenie.

-O co tu do cholery chodzi?- wyszeptała do siebie. Było to ostatnie przed tym, jak powiał wiatr gasząc światło i zostawiając osłupiałą dziewczynę siedząca przy biurku w kompletnych ciemnościach.
—————————————————————
Proszę bardzo, o to nowy rozdział. Teraz będą pojawiać się już bardziej regularnie i napewno częściej niż przed egzaminami.
Buziaki, Wika.❤️🦔
——————————————————————

Dziedziczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz