Tak jak smoczy duch przewidział, Caitlyn odkąd pogodziła się ze Snape'm zaczęła odzyskiwać równowagę i robić duże postępy w dziedzinie magii żywiołów. Nadal umiała posługiwać się tylko ogniem na poziomie podstawowym, ale to już było coś.
Jak co wieczór odkąd pogodziła się z profesorem, udała się do jej i Mattheo azylu, które było znajome tylko im obu. Chłopak już spał, było około północy, a dziewczyna miała zamiar potrenować.
Z racji, że było lato i noce bywały gorące zrzuciła z siebie nakrycie. Zaczęła od półgodzinnej medytacji, by oczyścić umysł i skupić się jedynie na wydobywaniu żywiołu z głębi siebie. Gdy osiągnęła wewnętrzny spokój rozpoczęła ćwiczenie, które praktykowała od jakiegoś czasu i przynosiło ono zadowalające rezultaty. Usiadła na trawie obok małego źródełka wody i wyjęła z kieszeni kawałek drewna, który położyła na dość płaskim i sporym kamieniu. Zaczerpnęła głęboko powietrze i wypuściła, po czym zamknęła oczy i wystawiła obie ręce w stronę drewna. Skupiła się na wizualizowaniu sobie płonącego obiektu. Zaczęła sięgać w głąb siebie wydostając ogień i po chwili poczuła znajomy żar w żyłach. Otworzyła oczy i spojrzała na swoje ręce, malutki ogień płoną w jej dłoniach. Uśmiechnęła się i zafascynowana przysunęła je do twarzy podziwiając i obracając żarem między palcami, zachwycając się jak dobrze współgrał z jej każdym ruchem. Pstryknęła palcami skupiając swoje myśli wokół ognia i drewna. Minęła sekunda, a kawałek drzewa zabrany z Zakazanego Lasu stanął w płomieniach. Korzystając z okazji, że myśli nie zbiegły z drogi magi ognia, a płomień nadal był wyczuwalny w jej żyłach, postanowiła spróbować pare rzeczy. Wstała z trawy i skupiła się na przywołaniu większej ilości żaru. Czując, że ogień coraz mocniej buzuje w jej żyłach, zrobiła półobrót i prostując rękę posłała sporych rozmiarów płomień, który trafił wprost w dość duży głaz i zostawił po sobie jedynie ślad spalenizny. Ogromny uśmiech rozlał się na twarzy dziewczyny, była z siebie dumna, robiła ogromne postępy co do magii ognia. Zamknęła oczy i wzięła pare uspokajających, głębokich wdechów, by ostudzić swój entuzjazm i odeprzeć żywioł. Podniosła po chwili powieki i zadowolona zauważyła,że jej dłonie nie jarzyły się już żarem.
Nadchodził koniec wakacji,a co za tym idzie powrót do Hogwartu i rozpoczęcie nowego roku nauki. Caitlyn spakowała się już i razem z Mattheo czekali na jego ojca, by przenieść się na stacje King's Cross. Gdy pan Colinson przybył, chwycili się jego ramion i aportowali się. Pożegnali się i chwile przed 11 wsiedli do pociągu. Dziewczyna była zachwycona pobytem u przyjaciela, gdy już się rozstawali z jego tatą ten powiedział, że chętnie ugości ją na nowo za rok w wakacje, a nawet w ferie zimowe.
Matt pomógł dziewczynie wnieść do lokomotywy kufer i zaczęli szukać przyjaciół w przedziałach. W końcu usłyszeli gwar rozmów należący do dużej ilości osób i odrazu po głosach poznała Ronalda i Dracona, jak zwykle się przekomarzali. Matt trochę się denerwował, ponieważ nie miał jeszcze możliwości poznać przyjaciół Caitlyn.-Nie denerwuj się Matt,napewno cię polubią-próbowała uspokoić przyjaciela dziewczyna.
-Uhh...tak, mam nadzieję, że tak będzie- odparł i potarł nerwowo dłonie.
Cait z lekkim uśmiechem odsunęła drzwi i weszła do przedziału.
-Caitlyn!- krzyknęli uradowani jednocześnie, a po chwili ich wzrok padł na stającego za nią chłopaka.-Cześć,to jest Mattheo, mój przyjaciel u którego spędziłam najlepsze wakacje-przedstawiła Ślizgona Caitlyn.
-Hej-mruknął cicho, widać, że był bardzo zestresowany.-Siemasz stary, jestem Ron Weasley, to jest Hermiona Granger, Harry Potter i fret...Draco Malfoy- poprawił się po chwili pod morderczym spojrzeniem Hermiony.
Wszyscy zachichotali, a młody arystokrata udał oburzenie.
-Siadajcie, chyba nie zamierzacie stać tak przez całą podróż-uśmiechnął się Harry.
CZYTASZ
Dziedziczka
FanfictionCaitlyn,na pozór zwykła dziewczyna, sierota,ale czy napewno? Jak bardzo jedna wyprawa do zwykłej, mugolskiej galerii odmieni jej życie? Czy da radę stawić czoła wyzwaniom, które postawi jej na drodze życie? Z kim zaprzyjaźni się dziewczyna, czy będz...