Rozdział 7 - Tylko nie on

149 21 70
                                    

Miałem przyjaciół, to jak długo ich miałem było dla mnie wiecznością. Całą pieprzoną wiecznością, która czułem się wspierany i z lekka kochany. Mimo, że trwało to tylko kolejne dwa miesiące.

Byłem im za to wdzięczny.

Niestety, kontakt z blondynem się urwał jak tylko wyszedł ze szpitala. Rodzina zawiozła go do specjalnej kliniki, bo zaczynało być z nim coraz gorzej. Nocne napady kaszlu podczas, których się dusił, nie były jednym ze wspomnień, które chcę pamiętać. Cały zapłakany, mokry i sinawy to obraz, który przewija się przez moją głowę średnio parę razy w tygodniu. Brakowało mi go wtedy. Był blisko przez te cholerne dwa miesiące, a ja przyzwyczaiłem się do jego zrzędzenia i tego cholernego uśmiechu mimo wszystko. Aż pewnego dnia odwiedzili mnie jego rodzice. Nie wiedziałem w sumie czemu mieliby to robić. Przecież byłem tylko kolegą ze szpitalnej sali.

- Louis kochanie, Niall nie żyje. - powiedziała matka chłopaka, zalewając się natychmiast łzami, po czym podeszła i wtuliła się we mnie. 

Niall nie żyje.

Nie docierało to do mnie. Jak to nie żyje, co to była kurwa za fala śmierci w moim życiu? Wszyscy odchodzili, a to również dzięki niemu poczułem się jak osoba kochana. Łzy zaczęły mimowolnie spływać mi po koszulce, gdy do uścisku dołączył się ojciec chłopaka. 

Myślałem, że mózg mi eksploduje, dreszcz przeszedł mi po całym ciele, a ręce zaczęły drżeć, uniemożliwiając pisanie. Wplotłem dłoń w swoje już nieco dłuższe włosy i mocno za nie pociągnąłem. 

Czemu to się zawsze działo? Całe życie prześladowała mnie śmierć. Jakby chciała mi coś pokazać.

- Wieczorem nim to się stało, powiedział nam żebyśmy cię odwiedzili i powiedzieli, że za tobą tęskni. Jakby coś przeczuwał. - zaczęła łkać kobieta, co wyprowadziło mnie jeszcze bardziej z równowagi. 

To nie mogło być prawdą, tylko nie ten chłopak. On miał być przy mnie. Obiecał, że będzie. Przy mnie się powinno być, powinno kurwa, rozumiecie? 

Został mi tylko Liam. Nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało. Zabrano mi pewną cząstkę siebie. Zabrano mi radość, której nie okazywałem. Było tyle słów, których nie usłyszał ode, a powinien. Powinien wiedzieć jak ważny był.

Nawet tuż przed śmiercią pamiętał o mnie. Wraz z kolejną śmiercią, pogrążałem się ponownie. Mowa nie powróciła, mimo że minęło cztery miesiące od tego cholernego dnia, w którym straciłem szansę na lepsze życie. A wszystko przez Jay. Wszystko przez moją matkę. Nie mogłem patrzeć na siebie na tym cholernym wózku. Byłem taki żałosny, a użalanie się nad sobą było jedyną rzeczą, która mi wychodziła idealnie.

By my side || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz