Rozdział 21 - Hotel room

123 19 70
                                    

Słońce zaczęło chować się za horyzontem i to był znak, że trzeba jechać do hotelu. W ciągu dnia Harry dwa razy zdawał raport do ośrodka. Było dobrze, bardzo dobrze. Szybko przemieściliśmy się transportem miejskim do miejsca noclegu. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, rzucił się na łóżko odrzucając torbę na krzesło.

- Zmęczony? - zapytałem. 

- Nawet nie wiesz jak. Ledwo na oczy widzę. - powiedział, przeczesując swoje włosy. 

- Podobało mi się. Dziękuję. - szepnąłem, podjeżdżając do łóżka. 

- Nie dziękuj. Dzięki Tobie ten dzień miał sens. Samemu to nie byłoby to samo. - uśmiechnął się, zsuwając się leniwie z łóżka do pozycji siedzącej. - Tu jest jedno łóżko? - zapytał, jakby siebie skanując cały pokój. - To nic. Podłoga też może być wygodna, jeżeli się dobrze ułożę. - zaśmiał się, puszczając do mnie oczko. 

- Nie ma mowy, żebyś spał na podłodze, zresztą łóżko jest duże i na spokojnie pomieści nas obu. - powiedziałem, wskazując na nie. 

Mój żołądek zrobił mocnego fikołka. Byłem podekscytowany, zdecydowanie. Miałem mieć go przy sobie całą noc. To było coś innego, a może to właśnie było to czego potrzebowałem zawsze.

Może to właśnie on był tym brakującym puzzlem, w tej całej zawiłej układance mojego życia? 

Może to on miał być tym, który miał mnie uratować i poskładać w całość?

- Jesteś pewien Louis? Nie będziesz się z tym czuł, no nie wiem może nieco dziwnie? - zapytał troskliwie. 

- Spokojnie to tylko łóżko. Będzie mi raźniej w nowym otoczeniu. - odpowiedziałem pewny siebie. 

Na te słowa uśmiechnął się szeroko i skinął głową. Koło ust pojawiły się charakterystyczne dołeczki, które naprawdę polubiłem, a miałem okazję widywać je często. Był bardzo pogodną osobą, jak już wam wcześniej wspomniałem.

Hotelowy pokój o numerze dwadzieścia osiem znajdował się na ósmym piętrze i był naprawdę spory. Wjechaliśmy tam szklaną windą i to było nieco przerażające przeżycie jak dla osoby z lękiem wysokości. Po lewej stronie od drzwi frontowych w koncie znajdowało się dwuosobowe wielkie łóżko. Wysokie z dużym, białym materacem i pięknie pachnącą jasną pościelą. Na nim znajdował się ciemno szary koc oraz dwie duże poduszki w tym samym kolorze. Miało też wielkie zagłowie w kolorze ciemniejszego drewna, a na nim po obu stronach były umieszczone dwie małe lampki. 

Po środku znajdowało się duże okno balkonowe z średniej wielkości balkonem. Długie, szare zasłony falowały poprzez uchylone okno. Na przeciwko łóżka z drugiej strony był duży, miękki fotel w tym samym kolorze co poduszki. Na suficie zagościł nowoczesny żyrandol z nieco fantazyjną listwą, na której były cztery okrągłe lampki. 

Niedaleko fotela był też mały stolik wystrugany z równie ciemnego drewna, co zagłowie łóżka oraz szafa. Całość dopełniał duży i miękki dywan umieszczony pośrodku pokoju. Na całe szczęście nie był na tyle puchaty, żeby utrudniać mi jeżdżenie wózkiem.

- Słyszysz? Chyba zaczęło padać, zapowiadali burze na dziś. - sapnął kręconowłosy, podnosząc się z łóżka. - Zamknę okno. Chcesz się wykąpać najpierw? Możemy zamówić potem kolacje. Pewnie jesteś już głodny. - powiedział spokojnie. 

- Dobrze, ale pomożesz mi? - zapytałem głupio. 

- Przecież to oczywiste, Louis. Za dużo dziś na słońcu, co? - zaśmiał się podchodząc i łapiąc za mój wózek. 

- Możliwe. - zachichotałem, jak nigdy wcześniej. 

- Masz ładny śmiech, Lou. - szepnął ledwo słyszalnie, bardziej do siebie niż do mnie. 

- Nie sądzę, ale dzięki. - odparłem nieśmiało. 

Łazienka również była duża. Naprzeciwko drzwi znajdowała się ogromna wanna, a kawałek dalej po prawej stronie toaleta. Natomiast po lewej stronie pomieszczenia była umieszczona średniej wielkości biała szafka z trzema wysuwanymi półkami, a nad nią mniejsze lustro z lampkami po bokach. Na suficie zawieszony był okrągły żyrandol przylegający do niego. Jedynie po bokach wystawały ozdobne ornamenty w złotym kolorze. Złotego koloru były również dwie rączki przyczepione tuż przy wannie. Jedna po prawej, a druga po lewej jej stronie.

Ściągnąłem z siebie koszulkę i rzuciłem klasycznie obok wózka, gdy Harry przemywał sobie twarz. Podszedł do mnie i kucając zaczął powoli ściągać ze mnie spodnie. Niby robił to codziennie, ale tamtego dnia to było takie inne. Zaczęły mi krążyć dziwne myśli po głowie, nie pytajcie nawet jakie. Zabrał je wraz z koszulką, szybko składając w kostkę i położył na szafce.

Gdy zacząłem ściągać bokserki, odwrócił się jak zawsze zajmując się w tym czasie nalaniem wody. Dawał mi na tyle komfortu psychicznego, że wszystko przychodziło z taką łatwością. Zawsze, gdy zabierał mnie z wanny, najpierw dawał mi ręcznik, żebym mógł zakryć swoje miejsca.

Czułem się tak dobrze w jego ramionach. Mógłbym nawet powiedzieć, że bezpiecznie. Tak, tak było. 

Gdy się wytarłem i miałem już na sobie luźniejsze spodenki do spania, szybko wciągnąłem na siebie koszulkę, którą mi wcześniej przygotował. Wyjechałem z łazienki, żeby mógł spokojnie się sam wykąpać.

- Wykąp się, a ja na spokojnie na ciebie poczekam. - powiedziałem mu w drzwiach. 

- Najpierw chodź położę Ciebie, a potem się wykąpie. - stwierdził stanowczo, podchodząc do drzwi. 

- Harry... Wykąp się. To był długi dzień, ja naprawdę poczekam. - oświadczyłem, widząc senność na jego twarzy. 

- No niech będzie, ale wrazie co krzycz. Zostawię uchylone drzwi. - powiedział troskliwie, znikając za grubą warstwą drewna. 

Jak powiedział tak i zrobił. Nie powinien, cholera wiem, że nie powinienem. Nie oceniajcie mnie, ale tak bardzo kusiło mnie zobaczyć jak wygląda bez tego wszystkiego. Coraz bardziej utwierdzałem się, że jestem jednak gejem. To wszystko zaczynało być za bardzo naturalne, jak na hetero osobę. 

Podjechałem cicho pod drzwi i ujrzałem jego odwróconego tyłem. Jego duże plecy były bardzo umięśnione. Każdy kawałek mięśni pracował, gdy zaczął ściągać z siebie spodnie. Miał na sobie śmieszne czerwone bokserki w białe kropki, a gdy zaczął je zsuwać ujrzałem mały, zgrabny tyłek. Mój żołądek zaczął mocno szaleć, a ucisk w podbrzuszu bardzo się nasilił na ten widok.

Speszony i cały czerwony odjechałem jak najciszej mogłem, gdy tylko włożył jedną ze stóp do wody. Zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłem podjechać do okna, żeby zaczerpnąć powietrza. 

Strasznie padało, a w tle zaczęła wybrzmiewać burza. Nienawidziłem burzy, to nie tak, że się bałem, ale nie lubiłem, zdecydowanie. Nie minęło dwadzieścia minut i wrócił zastając mnie przy oknie. Miał na sobie jasną, luźną koszulkę i krótkie, ciemne spodenki do ud. Na jednym z nich wyłonił się tatuaż. 

- Faktycznie pogoda się sprawdziła. - powiedział, podchodząc do okna, wpatrując się w strugi deszczu. 

- Nienawidzę burz. - skrzywiłem się. 

- Na szczęście nie jesteśmy w tym momencie na zewnątrz. Chcesz się położyć? - zapytał, kładąc dłoń na moim ramieniu, jak to miał w zwyczaju. 

- Już tak, padam. - chwyciłem jego szyję i gdy mnie podnosił szybko się w niego wtuliłem. 

Czułem na sobie jego wzrok, czułem to jak bardzo przylegam do jego ciała swoim własnym. Takie uczucie bezpieczeństwa i troski było mi tak cholernie potrzebne. Nie traktował mnie jak kogoś gorszego, nie oceniał. Dawał to niesamowite uczucie, którego nigdy nie czułem przy nikim, nie w takim stopniu, nie tak mocno. Położył mnie delikatnie na łóżku, podkładając pod głowę wielką poduszkę.

- Tak jest okay? - zapytał, poprawiając ją. 

- Lepiej być nie może. - wypaliłem bez namysłu, po czym poczułem jak moje policzki zaczął oblewać ogromny rumieniec. 

By my side || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz