Rozdział 8 - Pierwszy raz

130 20 42
                                    

To wydarzyło się trzy dni po jego śmieci. Liam nie odwiedził mnie od tamtego ostatniego razu, gdy byliśmy we trójkę. Nie miałem nowej osoby na sali, przez co zacząłem się czuć tak bardzo samotny. Płakałem każdego wieczoru. Nie miałem nawet telefonu, żeby napisać do niego. Rozpadł się w dniu wypadku. Moja dusza się zagubiła. 

Był wieczór, ale jeszcze przed obchodem. Pojechałem do łazienki, opierając swoje dłonie o umywalkę, wpierw je mocząc i przykładając do twarzy. Obraz był mniej wyraźny, niż zwykle. Zacząłem przyglądać się własnemu odbiciu w lustrze. Nie widziałem tak naprawdę nic, co mogłoby mi kazać dalej żyć. Zapadnięte policzki, sine, podpuchnięte oczy i chude, nie moje nogi. 

Kiedyś biegałem, byłem w drużynie, a teraz nie mogłem nawet nimi drgnąć. Byłem na skraju, na pograniczu między życiem, a śmiercią. Walnąłem jak najmocniej potrafiłem w lustro, chcąc zniszczyć odbicie, które widziałem przed sobą. Pękło tylko w małym stopniu, co mnie nie usatysfakcjonowało, więc zacząłem walić w nie jeszcze mocniej, chcąc całkowitej destrukcji tego przedmiotu. Kawałek lustra upadł wprost pod moje koła. Chciałem go chwycić, ale pieprzona grawitacja wyrzuciła mnie do przodu, nim zdążyłem się cofnąć.

Kupa żelastwa leżała na mnie, a ja zostałem przez to przyciśnięty do zimnych płytek. Zacząłem odpychać wózek od siebie, aż w końcu wywrócił się na drugą stronę. Moje nogi nie pozwalały mi na zbyt wiele ruchów. Przekręciłem się na bok podpierając na łokciach tak, że końcowo wylądowałem na kości, zwanej kiedyś tyłkiem. Przesunąłem się na łokciach do ściany, ciągnąć za sobą bezwładne kończyny. Po drodze udało mi się uchwycić ten niewielki kawałek szkła. 

Przyparty do ściany, czułem na swoim chudym ciele chłód ściany za sobą i niewielkie wypukłości oraz cholerny psychiczny ból, który wręcz zgniatał mi klatkę i wypalał dziurę w sercu. 

Niall nie żyje, matka się zabiła, ojca nie poznałem, babcia mnie nie chciała, przyjaciele odeszli, a powinni być, Liam chyba zapomniał o mnie, miał szansę na lepsze życie, na szkołę moich marzeń i drużynę. 

Zaczął żyć moimi marzeniami, za co nie mogłem go oceniać. Wykorzystał szansę, którą dał mu los. Nie wszyscy mieli takie szczęście, mi to zostało odebrane jednej pieprzonej nocy.

Gdyby nie ta noc, gdyby nie matka... 

Zapłakany, wycierałem kciukiem łzy spływające po moich policzkach, a w drugiej dłoni trzymałem kawałek szkła. Jego krawędzie były ostre i nierównomiernie zakończone. Widziałem w nim swoje odbicie, swoją porażkę życiową jaką mi zafundowała rodzina, podcinając skrzydła i sprowadzając do podłoża, dosłownie. 

Mocnym i stabilnym ruchem uchwyciłem szkło, przybliżając do swojego nadgarstka. Wbiłem go za pierwszym razem dość głęboko. Strugi krwi zaczęły sączyć się otuląc całą moją dłoń w szybkim tempie. Pogłębiłem ślad mocniej dociskając przedmiot do skóry. Krew zaczęła brudzić moje ubranie i podłogę. Wyciągnąłem szkło, szybkim ruchem wbijając je w drugi nadgarstek. 

Krew powoli uchodziła, brudząc wszystko dookoła. W przeciągu paru minut zebrało się jej dość sporo, a mi coraz bardziej zaczynało kręcić się w głowie. Rzuciłem szkłem gdzieś w kąt, odchylając głowę do tyłu i opuszczając dłonie. Pozwoliłem na swobodne wypływanie z nich cieczy. Czułem taki spokój, jak nigdy przedtem. To było jak swego rodzaju ukojenie dla mnie, dla mojej duszy. Powoli czułem jak moje ciało zaczyna tracić równowagę, gdy nagle wszystko zaczęło się robić czarne i nastała ciemność.

Niall nadchodzę…

By my side || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz