- I co teraz zrobisz Lou? - zapytał Liam, siadając tuż koło mojego łóżka, parę dni po całym zdarzeniu.
Nie rozmawialiśmy przez ten czas prawie wcale. Byłem zniszczony psychicznie. Całe moje ciało uginało się na myśl o zabraniu mnie do jakiegoś pierdolonego domu opieki. Nie chciałem, prędzej wolałbym się zabić, niż się tam znaleźć. Chciałem zostać w tej sali, w tych gównozielonych ścianach.
Nie widziałem lepszej przyszłości dla siebie, ba nie widziałem jej wcale. Została pochowana razem z dniem, w którym wszystko się spieprzyło. Nadal nie mogłem mówić, w dalszym ciągu nie było wiadomo, co jest z moim mózgiem nie tak. Ale gdybym potrafił wtedy mówić to uwierzcie lub nie, ale nie pozostawiłbym na tamtej dwójce suchej nitki, słowa płynęłyby jak potok.
- Nie chce stąd nigdzie iść. Nie mam nikogo, rozumiesz? Jestem sam! - napisałem, po czym rzuciłem tym głupim długopisem o ścianę naprzeciwko łóżka.
- Ej, ale narzędzia mowy się nie pozbywamy. - powiedział Niall, podając mi to cholerstwo. Przysiadł się na krześle, mając wciąż na sobie to dziwne urządzenie. - To jedyna rzecz dzięki, której możemy się porozumiewać. Jest mi tak bardzo przykro, Louis. Gdybym był kobietą w wieku, do którego nie przyznają się baby, to oczywiście bym cię adoptował i się tobą zaopiekował… - zachichotał niebieskooki. -... już do końca życia byś się musiał ze mną męczyć. - uśmiechnął się, przytulając mnie.
- Dzięki, stary. Nie wiem co zrobię, ale żywcem mnie stąd nie wyniosą! - napisałem, po czym wcisnąłem między nogi notatnik i zacząłem nerwowo jeździć po całej sali.
Wtem do pomieszczenia wpadł zdyszany Liam. Tak dawno go nie widziałem. Jego policzki były zaczerwienione, a oczy lekko zaszklone. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Przywitał się również z Niallem, którego poznał któregoś razu, gdy wpadł równie niespodziewanie. Ustawiłem swój wózek koło swojego łóżka i zacząłem pisać.
- Coś się stało? - napisałem, podając mu swój magiczny notatnik.
- Louis dziś był pierwszy dzień matur, chyba udało mi się napisać to przyzwoicie. Coraz bliżej wymarzonej szkoły. - wypalił bez zastanowienia i zaczął się szczerzyć.
Gdy na niego spojrzałem, nie musiałem już nic pisać. Zrozumiał jaką głupotę zrobił wypowiadając te słowa. Widział, że równie mocno pragnąłem tej szkoły, ale teraz nie mogę nawet chodzić.
Straciłem rodzinę, byłem wyrzutkiem, nie mającym przyszłości, a na dodatek chcieli mnie zabrać do domu opieki. Jeździłem na pieprzonej karuzeli nieszczęść, która podsuwała mi pod nogi kolejne kłody. Całe życie mi przeleciało przed oczami, zaczęło mi strasznie wirować w głowie, a powietrze zaczęło jakby ściskać moje gardło.
Czy byłem zły?
Nie, bardziej rozczarowany.- Jezu Lou, ja przepraszam. Głupi jestem. - powiedział, waląc się otwartą dłonią w czoło.
- Chcą mnie zabrać do domu opieki, Liam... - napisałem, po czym ponownie rzuciłem w gniewie tym cholernym długopisem o ścianę.
- Co?! Ja Cię nie oddam nigdzie. Nie pozwolę, kurwa no! - krzyknął zdenerwowany, wczytując się w dalsze słowa, wypuścił sus powietrza i przytulił mnie do swojej klatki.
Przytulenie nie rozwiązywało moich problemów egzystencjalnych, ale mimo wszystko dawało ukojenie. Słowa bolały, słowa raniły, ludzie ranili, a pośród tego byłem ja, na jebanej karuzeli życia.
- Zostaniesz dziś dłużej? Dawno Cię nie widziałem. Proszę. - napisałem, gdy tylko blondyn podał mi moje narzędzie, po czym spojrzałem w niespokojne oczy drugiego.
- Jasne, zostanę. Nie oddamy Cię tam Louis. - powiedział już nieco spokojniej brązowooki.
- Nie oddamy. Masz nas, pamiętaj stary. - dodał Niall, podchodząc i przytulając mnie wraz z Liamem w ciepłym uścisku.
CZYTASZ
By my side || Larry
Fiksi PenggemarPIERWSZA CZĘŚĆ - POV LOUIS "Jako jedynak powinienem być przepełniony miłością, czyż nie? Miłość powinna wypływać z każdego kawałka mojego ciała. Powinien jej dostać aż w nadmiarze. Nie, żebym nigdy nie chciał i nie, żebym nigdy nie potrzebował, lec...