Rozdział 18 - "Jesteś nienormalny!"

142 21 63
                                    

- Nie jest Ci za gorąco, Louis? Jest strasznie upalnie, może chcesz jednak krótszą koszulkę? - zaczął dopytywać chłopak, pochylając się nade mną. 

- Może trochę. - szepnąłem niepewnie, bojąc się. 

- Jesteś cały czerwony, czekaj... - powiedział, po czym położył swoją dłoń na moim czole, odgarniając uprzednio włosy. 

Znowu to zrobił, znowu mnie dotknął, przez co pojawiły się kolejne wibracje w żołądku. Zakręciło mi się w głowie. Dziwne uczucie pojawiło się ponownie, było mi chyba znajome bardziej, niż myślałem. Nie byłem w wielu związkach, ale przypomniałem sobie ten uścisk w brzuchu i to były motylki. One się pojawiały, pojawiały się przy nim. 

Co się ze mną działo? Warzywo, na dodatek zauroczone na swój sposób chłopakiem?

Przeraziło mnie to totalnie.

Od zawsze byłem hetero. Nigdy nie rozmyślałem nad tym. Byłem po prostu pewien swojej orientacji, ale to zaczęło się zmieniać, a żołądek zaczął sugerował co innego. Popatrzył się na mnie, a ja natychmiast zalałem się czerwonym kolorem na twarzy. Wszystko zdawało się buntować przeciwko mnie.

- Wszystko dobrze, Louis? Chyba serio jest Ci gorąco, bo masz aż wypieki. Nie możesz doprowadzać swojego ciała do takiego przegrzewania. To zdecydowanie nie zdrowe. - powiedział, zabierając rękę. 

- A czy zdrowe jest to, że już nigdy nie będę mógł zagrać w piłkę? Czy zdrowe jest to, że straciłem wszystko i wszystkich?! - spytałem, wybuchając obronnie. 

- Louis... Masz mnie. Nie bój się, będę zawsze kiedy będziesz potrzebował pomocy. - stwierdził szybko. 

- Już raz to słyszałem i popatrz, nie dotrzymał słowa. Będziesz do tej pory dopóki nie zmienisz pracy, a potem zostawisz mnie jak inni. Dlatego nie ufam ludziom. Rozumiesz? - spytałem ze łzami w oczach, szukając na swój sposób wytłumaczenia całego mojego zachowania. 

- Eeeeej, nie po to walczyłem o to, żeby się tobą opiekować, żeby Cię teraz zostawiać samego! - krzyknął, zaskakując tym samego siebie i natychmiast zakrył buzię dłonią. 

- Jak to walczyłeś? - spytałem, przypominając sobie kawałek jego rozmowy z Caroline. 

- Nie chciałem tego teraz mówić. Och Louis, po prostu zauważyłem, że jesteś coś warty. Należy Ci się godne życie, pełne radości. Jesteś młody, chciałem, żebyś zaczął się uśmiechać. Może uda nam się zaprzyjaźnić... - powiedział spokojnie, nieco zakłopotany, wkładając swoją dłoń we włosy i je ogarnął do tyłu. 

- Myślisz, że zasługuje na litość, tak? - zdenerwowałem się. 

- To nie jest litość, Louis. - szepnął, spuszczając głowę. 

- Ja nie zasługuje na nic. Jestem skończony, zrozum. - odpowiedziałem, jakby to było oczywiste dla świata. 

- Jeszcze raz tak powiesz, a wylądujesz w tym jeziorku, obiecuję. - parsknął śmiechem, szybko zmieniając ton sytuacji. 

- Mówię poważnie! - krzyknąłem widząc, że nie bierze tego na poważnie. 

- Ja też! - powiedział, po czym chwycił mnie w pasie, układając moje ciało sobie na plecy i ruszył pewnym krokiem ku jeziorku. 

Moje ręce zbite w pięści waliły w jego plecy, a nogi wisiały bezwładnie z drugiej strony. Trzymał mnie mocno i stabilnie, nie zważając na moje krzyki i dziwne spojrzenia ludzi tuż obok. Stanowczym krokiem szedł serio w kierunku tego pieprzonego jeziorka. Wcale nie zwracał uwagi na to, że serio go uderzam i to wcale nie tak lekko. Przestałem wtedy, gdy zauważyłem, że to nie daje żadnego efektu. 

- Ostrzegałem. - szepnął wprost do mojego ucha, powodując dreszcz, który pojawił się na całym moim ciele. 

- Przecież nie powiedziałem tego po raz drugi, do cholery! - krzyknąłem zbulwersowany. 

Wskoczył ze mną do wody. Kto normalny skacze do wody z osobą niepełnosprawną?! Co to w ogóle miało być?! Całe szczęście jeziorko nie było za głębokie, bo sięgało mu zaledwie do pasa. Wciąż trzymał mnie mocno, a ja poczułem jak powoli zjeżdżam z jego pleców, będąc jednak nadal podtrzymywany. Zamoczył mnie prawie do pach. Byłem nieco niższy niż on i nie wiem czy on to w ogóle przekalkulował.

Włosy zaczęły przyklejać mu się do twarzy, a koszulka mocno przebijała wszystkie mięśnie. Widoczny abs wybijał się na pierwsze miejsce, a ciemne plamy zdobiły ciało. Znajdowałem się naprzeciwko niego mocno trzymany w pasie. Byłem w takim szoku. Jacyś ludzie zaczęli gwizdać, inni się śmiać, a zaraz za nimi zaczął wtórować śmiechem sam on.

- Jesteś nienormalny! Co to miało być, do cholery?! - wrzasnąłem, będąc wciąż w szoku. 

- Może właśnie dlatego pracuje w tym ośrodku. - zaśmiał się. - Daj spokój Louis, jest już Ci trochę chłodniej? Widziałem, że nie zdejmiesz tej bluzy, a nie mogłem dopuścić, żebyś się przegrzał. - stwierdził z chichotem. 

- Dlatego wskoczyłeś razem ze mną do tego cholernego jeziora?! Po co ta cała paplanina? Pewnie byś zrobił to tak czy inaczej. - krzyknąłem, wywracając oczami. 

- Właściwie to tak. - zaczął się śmiać. - Dobra wychodzimy nim ktoś wezwie straż, że jacyś szaleńcy kąpią się w publicznym jeziorku w parku. - zachichotał wtórnie. 

Wziął mnie tym razem na ręce, wskazując na szyję. Szybko zrozumiałem aluzje i załapałem się za nią. Wyszliśmy z tej wody i szybszym krokiem udaliśmy się na nasze miejsce spoczynku. Ku mojemu zaskoczeniu miał ręczniki. 

Czy on to wszystko planował?

Moja czarna bluza mocno przylegała mi do ciała, więc naprawdę pragnąłem ją zdjąć. Miałem już kompletnie gdzieś czy zobaczyć te blizny czy nie. Wyciągnąłem ręce w górę i zasugerowałem, żeby mi pomógł. Odsłoniłem moje nagie ciało przed wszystkimi i nie było to takie złe jak przypuszczałem. 

Nikt nie zwracał już za specjalnie na nas uwagi. Podał mi ręcznik i szybko się wytarłem. Dostałem białą, krótką koszulkę i szybko ją na siebie zaciągnąłem. Harry również sprawnie zmienił swoją. Gdy tylko ją zdjął moje zjebane oczy zaczęły szybko błądzić po jego nagim torsie, skanując każdy kawałem i każdy tatuaż. Posiadał dużych rozmiarów motyla na środku klatki oraz dwa małe ptaki na obojczykach. Moje serce zdecydowanie przyspieszyło swój rytm. Odwróciłem szybko swój wzrok, nim nasze oczy zdążyły się spotkać. 

Zostaliśmy jeszcze tak parę godzin jedząc owoce, popijając wodą lub sokiem. Znalazły się również naleśniki, które tak bardzo uwielbiałem. Prawdziwy piknik. Nasze spodnie zaczęły wysychać, a rozmowy przebijały ciszę i zamknęły nas w mydlanej bańce, naszej bańce, która musiał zostać przerwana.

Raport. 

Szybko wrócił ponownie, usadawiając się pod drzewem tuż koło mnie. Nic już nie miało znaczenia, blizny i to, że jeździłem na wózku. Tamtego dnia zacząłem zapominać o tym i to było takie dobre i kojące. Opowiadał dużo żartów, były beznadziejne, ale nie miałem czelności mu tego powiedzieć. Był taki dumny i wesoły. 

- Jesteś głupi, wiesz? - powiedziałem z przekonaniem. 

- Raczej szalony, ale cieszę się, że zacząłeś się do mnie odzywać. Teraz będzie już tylko lepiej. Obiecuję. - stwierdził ponownie, kładąc rękę na moim ramieniu. 

- Dziękuję. - powiedziałem, uśmiechając się szczerze po raz pierwszy od miesięcy, nie myśląc nawet chciałem odwzajemnić jego gest i bez myślenia położyłem swoją dłoń na tej jego. 

Coś się zmieniło. Zacząłem się odzywać, miałem gdzieś opinie innych, nie bałem się blizn. Nie zostałem źle oceniony. Tego dnia moje nastawienie uległo zmianie. Może nie musiało być źle? Może to wszystko było w mojej głowie? Może to właśnie kogoś takiego jak on potrzebowałem, żeby się otrząsnąć. 

Może to właśnie Harrego potrzebowałem.

By my side || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz