Bracia Hautamäki czekali na przybycie Tamiego Kiuru w ponurym milczeniu. Dla Hannu było to wyjątkowo trudne do zniesienia, zwłaszcza po tym, jak Jussi wyskoczył na jakiś czas do Kaisy, a on pozostał w mieszkaniu jedynie w towarzystwie dematerializującego się Mattiego, z którym i tak nie miał żadnego kontaktu. Cisza zapanowała niepodzielnie i despotycznie, wywołując frustrację, a jednocześnie zniechęcając do jakiegokolwiek działania. Zdenerwowany całą tą sytuacją Hannu nie był w stanie nawet zdobyć się na włączenie radia czy też puszczenie „Marszu Imperialnego”, który zawsze podnosił go na duchu. Oczekiwanie wydawało się mu coraz bardziej dłużące i bezcelowe, a wszechobecna cisza utwierdzała go w tym przekonaniu.
Jeszcze gorzej upływający czas działał na Mattiego. Po kompletnym zblednięciu średni z Hautamäkich zaczął tracić ostrość i wyraźne kontury. Coraz trudniej było określić dokładną granicę, gdzie kończy się Matti, a zaczyna powietrze. Duch skoczka miał ochotę wszcząć panikę, zacząć latać z krzykiem po mieszkaniu, jęczeć, wzywać pomocy. Wiedział jednak, że nikt mu jej nie udzieli. Jussi sobie poszedł, a Hannu siedział obok na kanapie niczym w katatonii, tępo patrząc gdzieś w dal, przytłoczony sytuacją.
Nagle cisza została bezlitośnie rozdarta na strzępy przez dzwonek do drzwi. Na jego dźwięk Hannu aż podskoczył i natychmiast rzucił się do drzwi, przechodząc ze stuporu w furor. Czy to już przyjechał Tami? Ten, który rozwiąże wszystkie ich problemy, pomoże Mattiemu, a może nawet sprawi, że Matti przestanie być duchem i wróci do materialnej postaci…?
Hannu był w pewien sposób zawiedziony, kiedy zobaczył na progu mieszkania Jussiego.
— Tami już przyjechał? — zapytał tamten na wejściu.
Hannu smętnie pokręcił głową, wpuszczając starszego brata do środka. Jussi wszedł do pokoju, w którym przebywał Matti, popatrzył na młodszego, ledwo widocznego brata z troską i usiadł na skraju jego kanapy.
— Już niedługo Tami powinien przyjechać — oznajmił z nadzieją. — Wyruszył trzy i pół godziny temu. Może zjawić się lada chwila.
Na drugim skraju kanapy przysiadł Hannu, wzdychając ciężko.
— To co robimy? — zapytał. Czuł się bezradny i miał nadzieję, że Jussi wymyśli jakiś sposób na zabicie czasu.
— Czekamy na Tamiego — odparł tamten.
— A może by tak jakiś film obejrzeć albo coś? — zasugerował Hannu.
— Moglibyśmy wtedy nie usłyszeć dzwonka do drzwi — stwierdził przytomnie Jussi.
Hannu smętnie spuścił głowę.
— A może chociaż coś wypić?
— Niezły pomysł.
Najmłodszy z Hautamäkich chciał się zająć czymkolwiek, byleby nie siedzieć bezczynnie. Podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. Po chwili powrócił, niosąc ze sobą dwie szklanki wody mineralnej.
— W lodówce już nic nie ma — oznajmił ponuro.
Matti przyglądał się swojej dłoni. Jego palce zaczynały przypominać pięć strzępków mgły. Jeżeli pójdzie tak dalej, zdąży kompletnie się zdematerializować, zanim Kiuru przyjedzie.
Dlaczego tak się działo? Przez całe trzy tygodnie egzystował sobie jako duch zupełnie spokojnie, aby rozsypać się w jeden dzień.
W pewnym momencie Matti zwrócił uwagę na coś w lepszym stanie niż on sam, ale także stopniowo blaknącego i rozpływającego się. Poruszając się jak nurek pod wodą skoczek przysunął się i z miłym zaskoczeniem odkrył, że może chwycić ten przedmiot. Okazał się on być broszurą z biura podróży, równie niematerialną jak on sam.
CZYTASZ
Fin-Fiction 2
Fanfiction| Lahti, Finlandia, lipiec 2006 | Początek letnich konkursów w skokach narciarskich to pierwsza próba dla nowego składu kadry fińskiej, w której nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Życie skoczka narciarskiego nie jest proste, ale jak przekonuje...