30. Nie ma nic nad happy end...?

43 5 0
                                    

Mico z zainteresowaniem wyglądał przez okno. Stanowiło ono znacznie ciekawszą alternatywę od znajdującego się przed nim talerza z kotlecikiem, ziemniaczkami i tą głupią, gotowaną marchewką. Zwłaszcza, że dopiero co zobaczył za oknem swojego tatę, wyjeżdżającego gdzieś samochodem.

— Mamo, a dlaczego tatuś uciekł z obiadu? — zapytał nagle pięciolatek.

Tiia Ahonen zdobyła się na wymuszony uśmiech. Nie podobało jej się, że mąż w czasie obiadu odebrał telefon, a następnie wybiegł z jadalni, rzucając jedynie wyjaśnienie „Muszę jechać, i to szybko”.

— Widocznie ma jakąś ważną sprawę — odparła.

— A może uciekł, bo marchewka jest ble? — zapytał z nadzieją Mico.

— Synku, nie marudź — zakomenderowała Tiia. — Tatuś zdążył zjeść połowę swojej marchewki, zanim wyszedł.

— Też chcę tylko połowę — stwierdził Mico, robiąc ponurą minę.

Ahonen junior siedział jeszcze nad gotowaną marchewką przez następne pół godziny. W tym czasie objętość jedzenia na jego talerzu nie zmieniła się ani trochę — jeżeli nie liczyć minimalnego skurczenia w efekcie rozszerzalności temperaturowej, ponieważ wszystko zdążyło ostygnąć. Tiia już miała się poddać i zabrać swej latorośli sprzed nosa niezjedzony obiad, gdy usłyszała za oknem cichy dźwięk silnika dobrze znanego jej samochodu. Powiedziała więc jedynie do synka coś w stylu „Jedz dalej, Mico” i natychmiast udała się do garażu. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się od męża, co to wszystko miało znaczyć.

Jak się okazało, Janne nie wrócił do domu sam, tylko przywiózł ze sobą kolegów. Pierwszy z nich, nieznany Tii, wysiadł z miejsca obok kierowcy. Miał na sobie dres z naszywkami Finnaira i Halti, więc nie ulegało wątpliwości, że był jednym z młodszych skoczków. Sprawiał jednak dość podejrzane wrażenie: był dziwnie blady i nosił ciemne okulary przeciwsłoneczne, mimo, że tego dnia niebo pokryte było chmurami.

— Mój drogi, kto to jest? — zapytała Tiia, spoglądając sceptycznie na gościa.

— To? Harri Olli — odparł Janne. — Musiał mi pomóc, bo sam nie dałbym rady z Mattim…

— Z Mattim? — Tiia nie kryła zaskoczenia. — Naszym Mattim?

Aho w milczeniu skinął głową, a następnie otworzył tylne drzwi samochodu. Po chwili z pomocą Harriego wyciągnął ze środka kolejnego skoczka, tym razem dobrze znanego Tii.

Na widok Mattiego pani Ahonen ledwo powstrzymała się od krzyku.

— Co mu się stało?! — zawołała.

— Jest pijany, to wszystko — oznajmił spokojnie Janne, gratulując sobie w duchu pomysłu zapięcia bluzy Mattiego pod szyję. Wolał, żeby jego żona pozostała nieświadoma istnienia takich istot jak wampiry. — Harri znalazł go gdzieś i zadzwonił po mnie.

Tiia nieco skrzywiła się.

— Ja rozumiem, że Matti to nasz znajomy — powiedziała. — Ale nie lepiej by go oddać do izby wytrzeźwień? Zresztą, skąd u was taka troska o Mattiego? Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu zostawialiście go na mroźną noc w krzakach bez wyrzutów sumienia.

— Właśnie pora mu to wynagrodzić — oznajmił Janne. Cieszył się, że jego żona zadała mu takie pytanie. Znacznie trudniej byłoby się jej tłumaczyć, jakim cudem Harri znalazł Mattiego w Lahti, jeśli tamten według wszelkich danych powinien znajdować się w Kuopio.

— Niech będzie — zgodziła się Tiia, wzdychając ciężko. — Ale ktoś musi się zająć Mico. Nie chciałabym, żeby widział wujka Mattiego w takim stanie.

Fin-Fiction 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz