Caldera, Naród Ognia,
Rok Małpy ~ 100 AG
𝗦𝘂𝘆𝗶𝗻
Obudził mnie okrutny ból, przeszywający całą moją głowę i rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa do każdej, nawet najmniejszej części mego ciała. Leniwie uchyliłam powieki, od razu nad sobą napotykając parę zmartwionych oczu należących do Shang'a.
— Suyin, tak się martwiłem! Straciłaś przytomność i przy upadku mocno uderzyłaś się w głowę. Na szczęście Reiji szybko ci pomógł — wyjaśnił szatyn, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, po czym przysunął w moją stronę łyżeczkę z dziwnie pachnącą cieczą. — To lek. Wypij, poczujesz się lepiej — rozkazał, a ja nie mając siły na kłótnie, zrobiłam to, co trzeba było.
— Reiji... — powtórzyłam, patrząc tępo w sufit.
— To ja — odpowiedział mocny głos zza generała Shang'a.
Odwróciłam delikatnie głowę w tamtym kierunku. Przy niewielkim drewnianym stoliczku siedział na fotelu mężczyzna, na którego jeszcze niedawno wpadłam. Jego czarne oczy wpatrywały się we mnie pusto, przez co krew w moich żyłach zapłonęła złością. Zacisnęłam pięści i wyskoczyłam z łóżka, pchnięta nieznaną mi do tej pory siłą.
— Nie powinnaś wstawać, jesteś jeszcze osłabiona — powiedział, lecz w jego głosie nie usłyszałam ani krztyny obawy.
— Tak, jakbyś się tym przejmował, ty potworze... — warknęłam. — To ty... ty zabiłeś moją matkę i tamte kobiety... — dodałam z wyrzutem, smutkiem oraz żalem.
Czułam, jak moja złość w nagłym tempie zmienia się w bezsilność. Byłam bezsilna, w obcym miejscu z obcymi ludźmi. Bez rodziców, przyjaciół, bez nikogo. Żyłam sama, a moim jedynym powodem do tego była wiara w avatara i to, że duch feniksa się nie mylił.
— Ty... — ponownie ogarnęła mnie wściekłość. Miałam wrażenie, jakby moje ciało działało pod inną kontrolą. Rzuciłam się na mężczyznę, z całej siły uderzając go pięścią w twarz. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy, aż Shang nie zdołał odsunąć mnie od zdezorientowanego i zakrwawionego Reiji'ego. — Puszczaj mnie! On musi za to zapłacić! - Próbowałam się wyrwać, jednak silne dłonie generała nie odpuszczały. — Ten skurwiel zabił moją matkę na moich oczach! Uśmiechał się, gdy do niej strzelał! Nie daruję mu tego! - Krzyczałam przez łzy. — To on zniszczył moje życie...!
— Suyin... proszę, przestań... — Shang próbował mnie uspokoić, głaszcząc moje plecy.
— Nie! Nie dotykaj mnie! - Odparłam, w końcu uwalniając się z jego uścisku. Nie chciałam czuć jego dotyku na sobie, nie chciałam być przy nim, po tym, co niedawno próbował zrobić. — Nienawidzę was... was obu... — szepnęłam z goryczą.
Moje nogi zaczęły drżeć, a ja bezwładnie opadłam na kolana i zatraciłam się w bezradnym morzu łez.
Kocham cię, mamo... jak cały świat i kosmos...
* * *
Następne kilka dni spędziłam, nie wyściubiając nosa z mojej komnaty. Nie miałam siły ani ochoty, aby rozmawiać z kimkolwiek w tym okropnym domu i mieście. Shang co dzień starał się uzyskać moje wybaczenie, jednak ja pozostawałam nieskruszona.
Do czasu.
Po dwóch tygodniach siedzenia w czterech ścianach, z ogromną migreną i niezadowoleniem siedziałam na śniadaniu w ogrodach rezydencji rodziny Li. Nie mogłam już znieść ciągłego błagania Shang'a, dlatego w trosce o własny święty spokój, zgodziłam się w końcu przyjść na posiłek. Generał łapczywie zjadał niezliczone ilości słodkich bułek, nie przestając przy tym czytać najnowszej gazety wydarzeń Narodu Ognia, w której głównymi tematami były naturalnie zwycięstwa wojenne, wychwalanie władcy ognia, a także historie z życia arystokracji. W skrócie nuda oraz propaganda. Zdenerwowana posłałam w stronę czasopisma mały płomyk, który w jedną chwilę pochłonął cały papier razem z kłamstwami na nim napisanymi.
— Co ty robisz?! - Krzyknął Shang, odrzucając palącą się gazetę na ziemię i gasząc ją za pomocą buta.
Wzruszyłam ramionami.
— Nie znudziło ci się czytanie tych bzdur? - Mruknęłam, upijając łyk herbaty, której w żadnym stopniu nie można było porównać to tej parzonej przez stryja Iroh. Miałam nadzieję, że ma się dobrze, gdziekolwiek go teraz trzymają.
— Trzeba wiedzieć, co takiego wypisują dla ludzi — generał wzruszył ramionami, tak samo, jak ja chwilę wcześniej. — Suyin... jeśli chodzi o to, co się stało ostatnio... — zaczął niepewnie, a ja walnęłam mocno filiżanką o spodek.
— Nawet nie zaczynaj. Uznajmy, że nic się nie zdarzyło. Moje zdanie jest niezmienne — w moim głosie istniała jedynie zimna wrogość i obojętność. Zacisnęłam lewą dłoń pod stołem w pięść.
— Ale się zdarzyło. Nie mogę o tym zapomnieć, o tym, jak płakałaś. To było... nie do zniesienia. Nie chcę, żebyś płakała, ale Reiji to mój brat. Czasem bywa niezrozumiały, ale oboje się zmieniliśmy — uniosłam brew, nieprzekonana. — Do pewnego czasu głęboko wierzyliśmy we wszystko, co mówił władca ognia, lecz w dniu, w którym nasz ojciec urządził najazd na Korio... gdy zobaczyliśmy okrucieństwo, jakim obdarzane są kobiety stamtąd uprowadzone, coś we mnie się zmieniło. W Reiji'm też, ale on jest starszy. Zawsze musiał być na każde zawołanie ojca, zabił twoją matkę, ponieważ nie miał innego wyboru...
— Zawsze jest inny wybór — przerwałam mu, wstając z krzesła z zamiarem odejścia, jednak przeszkodził mi to Reiji, który nagle wszedł do ogrodu. Na policzku miał całkiem sporego siniaka, na którego widok uśmiechnęłam się z satysfakcją. — Powiedział ci ktoś kiedyś, że pasuje do ciebie fioletowy? Może chciałbyś mieć taką całą twarz?
Założyłam dłonie na piersiach, mordując przybysza wzrokiem.
— Czy ty nigdy nie odpuszczasz? - Mężczyzna, który na oko mógł mieć około dwudziestu trzech lat, zmarszczył brwi.
— Nie — odparłam, podchodząc bliżej niego. — Zabicie cię byłoby zbyt proste. Chcę, żebyś cierpiał, tak jak moja matka — wyszeptałam z jadem, popychając go i odchodząc.
Teraz gdy go odnalazłam, przyszedł czas na moją słodką zemstę. Przygotuj się, czarnooki morderco.
* * *
CZYTASZ
𝐅𝐢𝐫𝐞 𝐒𝐭𝐨𝐫𝐦 || avatar : the last airbender
Fanfic♡﹢°. W świecie ogarniętym wojną i terrorem, w jedynej niezależnej od Narodu Ognia wyspie mieszka Suyin - nieuchwytna przywódczyni grupy przestępczej walczącej z propagandą władcy ognia. Pod postacią mężczyzny Suyin trafia do wojska, a tam do...