*Adrien*
Ćwicząc grę na pianinie, rozmyślałem nad wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Wbrew pozorom nie towarzyszył temu mój ogromny smutek. Zupełnie, jak było w przypadku Kagami, postanowiłem i Biedronkę zaliczyć już do swojej przeszłości. Ostatnia moja rozmowa z nią pomogła mi poczynić kutemu mój pierwszy pewny krok. Teraz jestem wolnym od głupich zadłużeń człowiekiem... No tak prawie, bo moje myśli niczym bumerang uwielbiają powracać również do Marinette. Do rozmowy, którą przeprowadziliśmy na Diabelskim Młynie. Doskonale pamiętam, co mi wtedy powiedziała. Kiedy zwierzyłem się jej ze swoich problemów z Biedronką, wyznała mi, że ona sama pragnęłaby być na jej miejscu. Czy to możliwe, że Marinette... mnie kocha? Że to ona będzie tą, która zdoła skleić moje wpierw złamane przez Kagami, po czym doszczętnie roztrzaskane przez Biedronkę, nastoletnie serce? Echh, pytanie także brzmi, czy jestem gotów po raz kolejny zaryzykować? Czy na ten moment jestem w stanie wystawić swoje w pewnym stopniu wciąż krwawiące serce na ponowne zranienie? Z drugiej strony, Marinette przecież by mnie nie skrzywdziła. To ciepła, kochająca osoba, ona nie przebiera w ludziach, jak w rękawiczkach. Jestem też pewien, że to co mówiła na Diabelskim Młynie, to szczera prawda. Skoro ciemnowłosa chce ze mną być, co mi szkodzi dać jej szansę? Z głębokich przemyśleń na temat swoich uczuć wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Powędrowałem więc do nich wzrokiem, by ujrzeć niezmiennie kamienną twarz asystentki ojca.
- Adrienie, w skrzynce na listy ktoś pozostawił dla ciebie list. - oznajmiła z typowym dla siebie chłodem, wręczając mi do ręki pozłacaną kopertę. Byłem ciekaw, od kogo to, jednak nigdzie nie mogłem dostrzec adresu nadawcy. Mam tylko nadzieję, że to nie od kolejnej z moich wielbicielek, bo korespondencja od nich bywa przytłaczająca. Niestety na kopercie znajdowało się jedynie wygrawerowane imię "Adrien." Po tym, jak podziękowałem Nathalie za list, ta bez słowa opuściła mój pokój. Zamiast niej, błyskawicznie pojawił się przy mnie Plagg, w przelocie łykając spory kawałek camemberta.
- Jak myślisz, od kogo ten list? - spytałem kwami, chcąc znać także i jego opinię.
- Nie wiem, ale wyczuwam od niego jakąś dziwną magiczną aurę. Proponuję go wyrzucić i udać, że nigdy nie miałeś go w rękach. - na ironię, słowa stworzonka jeszcze bardziej pobudziły moją ciekawość. Magiczna aura? Brzmi to dość intrygująco. Bez wahania rozerwałem kopertę i wyjąłem jej zawartość. Od razu zabrałem się za czytanie treści wiadomości:
Drogi Adrienie;
Sam doskonale wiesz, że przez niespodziewany atak ze strony Władcy Ciem, nie mieliśmy możliwości, aby dokończyć naszą rozmowę. Przyznaję, że wielu rzeczy jeszcze ci nie powiedziałam i zadręczą mnie one na śmierć, jeśli w końcu ci ich nie wyznam, dlatego proszę. Przyjdź przed wieczorem do Ogrodu Tulieries. Tam dokończymy, co dane było nam zacząć. Będę cię oczekiwała z nadzieją na twoją obecność.
Twoja Marinette
Po przeczytaniu tego krótkiego listu na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech. Marinette chce ze mną porozmawiać. Liczy na to, że dokończymy, co zaczęliśmy. Czyżby miała na myśli nasz niedoszły pocałunek? Na to by wychodziło. Byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę skakać z radości po całej posiadłości. Czyli jednak wciąż mam szansę. Wciąż mam szansę na szczęście i prawdziwą miłość. A już powoli zaczynałem myśleć, że to niemożliwe. Uradowany ucałowałem złotą kartkę z treścią listu, po czym wrzuciłem ją do swojej torby. Camembertem namówiłem do wejścia tam również i Plagga, który nie wydawał mi się szczególnie zadowolony z konieczności wyjścia z domu. Przed czmychnięciem, zerknąłem jeszcze w lustro, by upewnić się, że nie odstraszę wyglądem swojej nowej sympatii. Na moje oko nie wyglądałem najgorzej, więc bez poinformowania kogokolwiek, wyślizgnąłem się z domu dzięki wcieleniu w Czarnego Kota. Może to nie było w porządku z mojej strony, ale gdybym spytał ojca, czy mogę wyjść na spotkanie z przyjaciółką, ten z całą pewnością by mi zabronił, a na to sobie pozwolić absolutnie nie mogłem. Przecież chodzi o moją przyszłą relację miłosną, nieprawdaż? Po dotarciu do Ogrodu, przemieniłem się z powrotem w Adriena Agresta, by nie zwracać na siebie uwagi. Ta, zabawne wiem. Ale co poradzić, że często odnoszę wrażenie, że bardziej jestem widoczny, jako nastoletni model, niżeli paryski superbohater, choć wiele bym dał, by było na odwrót. Prawdę mówiąc, nuży mnie sława, którą zdobyłem, jako niemowlę, za to dzięki Czarnemu Kotu czuję, że naprawdę mogę zrobić coś ważnego dla tych wszystkich ludzi, do tego zaznać choć odrobinę utraconej wolności. Niestety rzeczywistość wygląda tak, iż sława mojego ojca dodatkowo naświetla Adriena, zaś Czarnego Kota przyćmiewa blask Biedronki... Ale od teraz to już przeszłość. Biedronka to już przeszłość. Teraz zamierzam strzec Paryża zupełnie sam, jako Czarny Kot i spróbować szczęścia z Marinette, jako Adrien. Oczywiście mój pech i ostatnie pasmo rozczarowań nie zamierzało dać za wygraną, podążając za mną, jak ten cień. Owszem, Marinette znajdowała się w miejscu, o którym mi pisała, lecz nie była sama. Towarzyszył jej Luka. Gitara chłopaka, a nawet trzymane przez dziewczynę róże nie były tak wymowne, jak pozycja, w której ich zastałem. Tych dwoje najzwyczajniej w świecie się całowało. A zatem TO Marinette chciała mi wyznać. Że nie chce ze mną być, bo ma już Lukę, zaś wtedy na Diabelskim Młynie chciała po prostu zachować się, jak... no właśnie... dobra przyjaciółka. Przyznaję, że sam długo ją tak postrzegałem. Jak, tylko przyjaciółkę... Myślałem jednak, że po pamiętnym wieczorze coś między nami uległo zmianie... Jak widać, myliłem się. Promyk nadziei, który ciemnowłosa we mnie rozpaliła, momentalnie zgasł. Nie ujawniając parze swojej obecności w parku, spuściłem głowę i wkładając ręce do kieszeni, powlokłem się w kierunku domu. Nie miałem ochoty nawet wcielać się w Czarnego Kota, by poskakać po dachach, co zawsze poprawiało mi nastrój. Po utracie trzech dziewczyn, na których mi zależało, i to w przeciągu paru tygodni, nie miałem ochoty już na nic... Jedynie, co czułem to bezdenna pustka. Nie dbałem już o to, czy ojciec da mi szlaban za wyjście bez pozwolenia, czy Marinette wraz z Luką będą tam na mnie czekać. Szczerze mówiąc, nie liczyło się dla mnie nic. Absolutnie nic.
![](https://img.wattpad.com/cover/268574023-288-k132018.jpg)
CZYTASZ
Miraculum : Łzy Feniksa
FanfictionUWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA NIEŚCISŁOŚCI, JEŚLI CHODZI O INFORMACJE PODAWANE W SERIALU! JEŚLI JEDNAK WAM TO NIE PRZESZKADZA, ZAPRASZAM DO CZYTANIA! Witajcie istoty ludzkie... Nie, nie spoglądam na was oczami pogardy. Nie patrzę tak na was, mimo iż n...