24. Po co tworzyć sztuczne nadzieje?

85 8 2
                                    

*Tikki* 

W pierwszej chwili sama nie mogłam dojść do siebie, po tym co ukazała nam Zaginiona Kwami Prawdy. Nie rozumiem, jak Marinette mogła tak potraktować Adriena? Dotąd myślałam, że ona go kocha, ale kiedy przyszło codo czego, ta bardziej niż nim, przejmowała się możliwością utraty swego miraculum. Może moja właścicielka tak naprawdę nigdy nie kochała Adriena, dlatego też żadne z nich nie zdołało sprostać słowom klątwy Frayyi, jak od zarania dziejów robili to ich poprzednicy? Ale ja nie mogłam postąpić, jak ostatnia z Biedronek, którą miałam pod opieką. Nie mogłam zostawić swojego Czarnego Kota zupełnie samego, gdy ten przechodził psychiczne załamanie. Musiałam okazać mu wsparcie, którego w tamtej sytuacji zabrakło Adrienowi.

- Plagg, w porządku? - spytałam brata, kładąc mu dłoń na ramieniu. Gołym okiem widać było, że kwami destrukcji ledwie trzymało się w kupie, dlatego też zależało mi na tym, by Plagg wiedział, że może na mnie liczyć.

- Jak mogłem mu to zrobić? - szepnął załamany. Prawdę mówiąc, w ogóle nie zrozumiałam sensu jego wypowiedzi. Przecież mój bliźniak niczemu nie zawinił. Nie zrobił nic złego. - Zatopiłem Atlantydę, cóż zdarza się. Przekrzywiłem Wieżę w Pizzie, trudno tak bywa, ale nigdy bym nie przypuszczał... Wiele w swoim życiu zniszczyłem, ale NIGDY nie spodziewałbym się, że ZNISZCZĘ MU RODZINĘ! - krzyknął zrozpaczony, ukrywając twarz w kolanach. Chciałam wytłumaczyć mu, jak bardzo się myli. Przecież to nie z jego winy Gabriel Agreste przybrał postać Władcy Ciem. To nie z jego winy syn stanął przeciwko swemu ojcu. Plagg nie mógł wiedzieć, że czyniąc z Adriena Czarnego Kota dopuści do czegoś takiego. Tylko... jak wytłumaczyć to bratu, by zrozumiał. By poczucie winy przestało zżerać go od środka. 

- Plagg, wysłuchaj mnie. Jeszcze nie wiesz wszystkiego... - odezwała się mama, lecz jak podejrzewałam mój bliźniak nie chciał wysłuchać, co ta ma do powiedzenia. Z krwawiącym sercem kwami zmieniło się w zwykłego kota, po czym wybiegło w stronę wyjścia z jaskini. 

- Plagg, wracaj! Plagg, proszę, stój! PLAGG! - nawoływałyśmy go na zmianę z mamą, ale żadnej z nas nie usłuchał. Najwidoczniej mój bliźniak w zupełnej samotności chciał zatopić się we własnych smutkach. Ale ja nie mogłam go tak zostawić. Plagg nie powinien zostawać sam po czymś takim. 

- Muszę za nim pobiec. - oznajmiłam zdeterminowana. W pierwszej chwili sądziłam, że Frayya będzie chciała mnie zatrzymać, lecz nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, mama sama wyraziła chęć, by czym prędzej ruszyć za Plaggiem. 

- Masz rację, Tikki. Nie powinnyśmy go teraz spuszczać z oka. - Frayya przybrała postać feniksa, ja zaś pozostałam w swej ludzkiej formie, gdyż i ta nie poskąpiła mi skrzydeł. Obie wyfrunęłyśmy z jaskini, próbując wypatrzeć z góry małego czarnego punktu widocznego na tle białego puchu. Wiatr wiał dosyć mocno, co znacznie utrudniało lot. W szczególności utrudniało go mnie, gdyż ja miałam do dyspozycji skrzydła owadzie, które nie były tak wytrzymałe, jak skrzydła ptaka. Mama ewidentnie widziała, że miewałam kłopoty, więc jak tylko mogła, starała się trzymać mnie pod swoimi piórami. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna, okażę ją jednak później. Teraz dla nas obydwu najważniejsze było odnalezienie Plagga. 

- Nigdzie go nie widać! - zawołałam, chcąc w ten sposób przekrzyczeć wicher. 

- Musi być niedaleko! - odparła Frayya, choć w jej bursztynowych oczach wyraźnie widać było zmartwienie. Niespodziewanie z oddali usłyszałyśmy krzyk mojego bliźniaka. A to jedno słowo, które wykrzyczał, sprawiło, iż moje serce na moment zamarło w bezruchu. 

- KOTAKLIZM! - dosłownie kilka sekund później ze zbocza góry znajdującej się pod nami zaczęła spadać lawina. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się co, a raczej kto był jej sprawcą. 

Miraculum : Łzy FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz