*Marinette*
Czołowi członkowie Zakonu Strażników debatowali w pokoju obok nad planem na powstrzymanie Zbuntowanej i odzyskanie utraconych kwamich. Mnie niewolno było brać udziału w owych naradach, ponieważ mimo iż sprawowałam opiekę nad najpotężniejszą ze szkatułek, w oczach mnichów wciąż pozostawałam młodą uczennicą. Cóż, jeśli mam być szczera, wcale nie chciałam tam być. Nie chciałam brać udziału w knuciu przeciwko matce mojej kwami, nawet jeżeli ta była naszym wrogiem. Po mojej głowie krążyło wiele myśli związanych z Tikki. Chciałabym, by tu teraz była. Chciałabym porozmawiać z nią jeszcze ten jeden raz, ale tym razem nie oczekiwałabym od niej wsparcia, a sama bym jej go udzieliła. Byłam jej to winna. Tikki tyle razy wspomagała mnie w moich przeróżnych zmartwieniach, mnie samej zaś przy niej zabrakło, kiedy mnie potrzebowała. Słaba ze mnie opiekunka, a jeszcze gorsza przyjaciółka. Echh, szkoda tylko, że dotarło to do mnie aż tak późno. Spływające po mych policzkach łzy otarłam dopiero, gdy do Komnaty Pamięci wszedł Mistrz Fu. Jemu również rada starszych mnichów zabroniła brać udziału w naradach przeciwko Zbuntowanej.
- Widzę, że utrata tak wielu kwamich mocno cię przybiła. Mnie także. - oznajmił, siadając na podłodze przy ścianie tuż obok mnie.
- Kwami miały powód, by odejść, Mistrzu. Zakon nie miał prawa kryć przed nimi, kto tak naprawdę stał za śmiercią ich królowej. Powinniśmy mieć tego pełną świadomość. Sama na tę chwilę pragnę tylko móc zobaczyć Tikki. Powiedzieć jej, jak bardzo mi przykro i przeprosić za wszystkie wyrządzone jej krzywdy. Nieustannie liczyłam na to, że choćby nie wiem co, zawsze będzie służyła mi pomocą i w tamtej chwili też... wierzyłam, że do mnie wróci. Ale ona zaczęła nawijać o Frayyi i o tym, jak okazało się, iż to ona jest jej matką. Wiem, powinnam była ją wysłuchać, okazać choć odrobinę empatii, ale mój własny strach mi na to nie pozwolił. Byłam przerażona, bo odchodząc, Tikki pozbawiła mnie Biedronki, a co ja niby mogłam zdziałać, jako szara, przeciętna Marinette? - wydałam z siebie ciężkie westchnięcie. - Nie zasłużyłam na twoją szkatułkę, Mistrzu. Chyba będzie lepiej, jak zrzeknę się jej na rzecz Kagami. Ona z całą pewnością będzie lepszą strażniczką, niż ja.
- Ależ Marinette, jeżeli to zrobisz, utracisz swoje wspomnienia. - zauważył przejęty, lecz mówiąc szczerze, ja już o to nie dbałam. Po co mi wspomnienia chwil, w których odwracam się od bliskiej przyjaciółki w momencie, kiedy najbardziej mnie potrzebowała?
- Doskonale się składa, bo na tę chwilę wspomnienia są mi przekleństwem. - oznajmiłam, ukrywając twarz w kolanach. Już od dłuższego czasu cała ta sytuacja mnie przerastała, ale teraz moja bezsilność przechodziła ludzkie pojęcie.
- Wolisz odejść z amnezją, niż przez resztę swoich dni borykać się z poczuciem winy. Aż za dobrze znam ten ból, droga Marinette. - spojrzałam zaskoczona na Mistrza Fu, nie rozumiejąc, o co mu może chodzić. Mój poprzednik tego nie spostrzegł, ponieważ sam oczy skierowane miał ku podłodze.
- O czym ty mówisz? Przecież wspólnie naprawiliśmy twój błąd związany z tamtym Sentimoster. - zmarszczyłam lekko brwi, ponieważ dotąd sądziłam, że po przywróceniu świątyni, mnisi wybaczyli mu jego błędy z przeszłości. Czyżby wcale tak nie było?
- Nie mówię o Sentimonster, Marinette... a o Adrienie i o tym, co mu zrobiłem. Widzisz, kiedy mój twór zniszczył świątynię, mnie zaś udało się czmychnąć przed nim do jaskini, ni z tego ni z owego nawiedziła mnie Frayya. Wspomniała wtedy, że miraculum Pawia zostało uszkodzone, natomiast ten, kto będzie miał pecha je znaleźć, mocno ucierpi na zdrowiu. Nie posłuchałem jej. Tak bałem się, iż znów nie okażę się godnym opiekunem, że postanowiłem nie oddawać Zbuntowanej szkatułki, mimo iż w jej mniemaniu było to rozwiązaniem owego problemu. Zamiast tego, uciekłem ze szkatułką do Paryża, gdzie się ukrywałem.
CZYTASZ
Miraculum : Łzy Feniksa
FanfictionUWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA NIEŚCISŁOŚCI, JEŚLI CHODZI O INFORMACJE PODAWANE W SERIALU! JEŚLI JEDNAK WAM TO NIE PRZESZKADZA, ZAPRASZAM DO CZYTANIA! Witajcie istoty ludzkie... Nie, nie spoglądam na was oczami pogardy. Nie patrzę tak na was, mimo iż n...