Jeszcze tego samego dnia, wieczorem trójka dziewczyn minęły znak "witamy w Beacon Hills". Na ustach Mii zawitał ogromny uśmiech. Miała wielką nadzieję, że w Nowym Orleanie nie zwrócili uwagi na ich chwilowe zniknięcie. Po kwadransie dojechała do loftu jej kuzyna. Mia musiała wstąpić, do swojego ojca, które zapewne by narzekał na to, że była w mieście i się z nim nawet nie przywitała.
- Witam! - rzekła Hale wchodząc na włości, po chwili znieruchomiała, widząc w lofcie całe stado i Theo. Nie lubiła tego chłopaka. - Okej rozumiem mój ojciec, jego to jeszcze przeżyje, ale Theo?!
- Ciebie też miło widzieć Mio - uśmiechnął się w jej stronę.
- Kto to? - zapytała Malia, patrząc na Saddie i Rubby.
- A no właśnie to - wskazała na rudo włosom. - Jest Saddysa Macllaner, czarownica. A to - wskazała na brunetkę. - Rubby Peters, czarownica i medium. A może mi wytłumaczyć ktoś co tu robi do cholery jasnej Raeken?! I czemu on jeszcze żyje?
- Daliśmy mu taryfę ulgową - wytłumaczyła Lydia, trzymając Malie, która chciała się rzucić na Theodora. To było takie typowo w jej stylu.
- A wy dlaczego nie w Nowym Orleanie? - zapytał Liam.
- Pierwotni odsunęli nas od pewnej sprawy i no stąd naszą obecność - wytłumaczyła Peters wzruszając ramionami.
- Czyli jednym słowem wszyscy chcemy dorwać tą samą osobę? - zapytała Breaden.
- Tylko, że my chcemy ją martwą - wtrąciła się Saddy, patrząc na uśmiechającą się Malie.
- Ona myśli tak samo jak ja - uśmiechnęła się bliźniaczka Hale. - Lubię ją.
- Nie możemy jej zabić - oburzył się Scott.
- Dobra już wiem dlaczego jest taki wkurzający - skomentowała Peters. - Nie uratujesz wszystkich kolego. Ona zasługuje na śmierć. Współpracuje z szpitalem psychiatrycznym dla nadprzyrodzonych, gdzie została zamknięta Mia.
- Ona ma rację Scott. Corinne musi umrzeć - powiedziała Mia. - Nie mam zamiaru cię słuchać. Proszę cię, nie próbuj mnie zatrzymywać bo jestem wampirem i mogę cię nie potrzebnie poharatać.
- Ja bym jej zszedł z drogi - szepnął Stiles.
- Dobrze, że się ze mną zgadzasz Mieczysławie. To co, pomożecie nam znaleźć psychiczną matkę, czy mamy to zrobić same?
Nagle alfa wyszła z pomieszczenia, a za nim Mia.
- Scott! - próbowała go dogonić. - Scott! - krzyczała kilka razy za nim. Wiedziała, że jest na nią zły. - Scott! - w wampirzym tempie pojawiła się przed nim. - Porozmawiaj ze mną - poprosiła.
- Dobrze porozmawiajmy - powiedział cicho.
- O co chodzi? - zapytała, jakby nie widziała. Widziała, że chodzi mu o to, że dziewczyna chce zabić swoją matkę. Scott McCall, nigdy nie chciał śmierci innych. Obiecał sobie, że będzie chronić swoje stado od splamienia swoich rąk krwią innych, ale czasami tak się nie dało. Czasami występowały wyjątki bez wyjścia.
- Nie chce byś jej zabiła. Nie chce byś miała na swoich rękach krew. Gdy to zrobisz, będę się obwiniał o to.
- Scott - podeszła do niego i wzięła go za rękę. - Jestem wampirem... i codziennie widzę, robię rzeczy których ty byś nie zrobił.
- Mam tego świadomość - oboje poczuli, że zaczyna kropić. - po prostu za tobą tęsknię. Nie mogę zrozumieć dlaczego wtedy się rozstaliśmy - zmienił temat co nieco ją zbiło z tropu.
- Ponieważ widziałam, że jesteś szczęśliwszy z Kirą. Nie chciałam blokować ci drogi do szczęścia. Sama zrozumiałam, że źle zrobiliśmy. Gdy ty i Alison, zerwaliście nawet nie wiedziałam, że to było przeze mnie... nie chciałam jej tego zrobić, na prawdę. Dotarło to do mnie dopiero kilka godzin po fakcie...
- Nasze zerwanie nie było, przez ciebie. Oboje już... to po prostu nie było już to - zaczął tłumaczyć. - Alison chciała zerwać, tak samo jak ja. Ona kochała Issac'a, a ja kochałem ciebie i nadal darze ciebie tym samym uczuciem, co kilka miesięcy temu, ale wiem, że nie możemy do siebie wrócić, nawet jak oboje byśmy tego chcieli - zatrzymał się. - Zaczął mi się ktoś podobać - Mia uśmiechnęła się. - To co przyjaciele? - uśmiechnął się.
- Przyjaciele - dwójka nadprzyrodzonych przyjaciół stała w najgorszą ulewę przytuleni do siebie.
W tym czasie do Rubby zadzwonił nikt inny jak Eljiah Mikaelson. Ona i Saddysa, zdążyły się poznać ze stadem Scotta i jego sprzymierzeńcami. Rubby złapała najlepszy kontakt z Theo i Malią. Kojotołaczyca, cały czas patrzyła na Raekena jak na seryjnego mordercę co nieco bawiło czarownicę. Co się dziwić? Chciał zabić jej obiekt westchnień.
- Macllaner - Peters zwróciła uwagę wszystkich. - Dzwoni Mikaelson co mam powiedzieć?
- Zależy który. Jak Klaus powiedz mu, że wrócimy za kilka dni i że niech spada. Jeśli Eljiah to powiedz, że niech idzie się pieprzyć z Marshall - czarownica jedynie wywróciła oczami i odebrała.
- Czego? - warknęła do słuchawki.
- Gdzie ona jest? - zapytał pierwotny. W jego głosie było można usłyszeć złość, troskę i jeszcze większą złość. No cóż martwił się o swoją mate, co nie zmienia faktu, że zdradził ją z matką dziecka jego własnego brata. To było co najmniej pojebane.
- Odcięliście nas od sprawy więc zajęliśmy się inną. A zapomniałabym, Saddy każe przekazać, że masz iść się pieprzyć z Marshall - i się rozłączyła.
- Ale to było ostre - skomentował Mason.
- Jeszcze nie widziałeś ostrej akcji w naszym wydaniu - uśmiechnęła się dziwnie medium. - Dlaczego Scott i Mia tak długo są na zewnątrz? Przecież jest ulewa.
- Znając tą dwójkę, rozmawiają o starych czasach - wzruszyła ramionami Martin.
CZYTASZ
Mogłabym być twoją córką || Eljiah Mikaelson
FanfictionMia Hale, do pewnego czasu wiodła spokojne życie nastolatki z małego miasteczka w Kalifornii środkowej, a więc co się zmieniło? Otóż wszystko, a to przez jednego mężczyznę, z którym musiała się nauczyć żyć codziennie i wzmagać się z jeszcze większym...