Mia siedziała nad książką od matematyki dobre dwie godziny, ale nic nie rozumiała, co u niej było rzadkością. Nie mogła się skupić, przez ból głowy, dość natarczywy. Zamknęła książkę, i wstała po czym wyszła z pokoju.
- Wszystko okej? - obok niej pojawił się Marcel. - wyglądasz dość słabo...
- Wszystko okej. Po prostu boli mnie głowa, to wszystko.
- Mogę iść do apteki po tabletki...
- Nie pomogą mi. Żadne tabletki, zastrzyki ani nic. Po prostu muszę to przeczekać. Dam radę. Ale dziękuję za troskę - mruknęła i ruszyła dalej.
Dziewczyna doszła do schodów i się zatrzymała. Przed jej oczami zaczęły się pojawiać milion kropek w kolorze brązu, bieli, błękitu i czerwieni. Przez co spadła z kilku stopni. Marcel szybko znalazł się obok niej, wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju. Położyła ją na łóżku i przykrył kołdrą.
- Co się stało? - zapytała Hayley, która akurat przechodziła obok pokoju dziewczyny i zobaczyła co się stało.
- Nie mam zielonego pojęcia. Spotkałem ją na korytarzu i zapytałem o co chodzi odpowiedziała, że głowa ją boli, była cała blada - wyjaśnił wampir.
- Zawołaj Sophie! Szybko! - Marcel wyszedł, a wilkołaczyca podeszła do dziewczyny. - Wredne czarownice - mruknęła pod nosem. - Czego one od ciebie chcą? - po nie całej minucie do do pomieszczenia weszła Sophie wraz z Rebekah.
- Co się stało? - zapytała druga.
- Dokładnie nie wiem, ale obawiam się, że to wilkołacza grypa... - stwierdziła Hayley.
- Ale, ona jest kojotołakiem... - stwierdził Marcel.
- Ale wilkołaki, a kojotołaki to prawie to samo, są kuzynami - wytłumaczyła Sophie. - Kto mógłby chcieć śmierci Mii? Miała jakąś wroga wśród czarownic?
- Eljiah mówił coś o matce Saddy'sy Macllaner, ma podobno brata, który jest wampirem.
- Tak znam. Marlena Macllaner. Jest wiedźmą i łowcą wilkołaków, kojotołaków, medium, banshiee i wyroczni. Lubi rzucać dość dziwne uroki.
- Możesz sprawdzić co jej jest? - zapytała Marshall, a Sophie skinęła głową. Podeszła do blondynki i zaczęła wypowiadać nie znane reszcie zaklęcie.
- Twoje podejrzenia Hayley są trafne. Ma wilkołaczą grypę. I nawet jak jest wampirem, może doprowadzić do jej śmierci, ale nie musi. Da się tego uniknąć.
- Ona umiera? - zapytał Gerard.
- Jeszcze nie. Będzie chodziła blada, będzie ją ciągle bolała głowa, od czasu do czasu będzie tracić przytomność. Niby wszystko normalnie, jak u normalnego człowieka, ale to nie wszystko. Będzie miała wielkie kłopoty z kontrolą i kojota oraz wampira.
- Coś jeszcze?
- Tak... gdy straci przytomność i się obudzi, będzie bardzo głodna. Bardzo - Mikealson westchnęła.
- Czyli w skrócie Eljiah zabije łowczynie - oznajmiła uradowana Rebekah.
- Nie możecie do tego dopuścić. Gdy Marlena zginie klątwa Mii się nie zerwie, dojdzie do jej natychmiastowej śmierci. Najpierw Marlena musi zdjąć klątwę, wtedy Eljiah będzie mógł ją zabić. Tak naprawdę Marlena wszystkim steruje. Może złagodzić grypę, lub ją pogorszyć. Proponuję aby najpierw zająć się Daviną.
- Nie ma... - zaczęła pierwotna ale jej gwałtownie przerwano.
- Zgadzam się z Sophie - usłyszeli zachrypnięty głos Hale. - nie pomożecie mi jeśli te żywioły będą siały spustoszenie w Nowym Orleanie.
~*~*~*~
- Mio to Sabin - Eljiah przedstawił jej ciemno włosom czarownice w kręconych włosach.
- Miło poznać - rzuciła, starając się uśmiechnąć ale nie udało jej się. Było jej tak słabo jak jeszcze nigdy. - W czym mogę pomóc?
- Czy mogła byś wywęszyć Davine? - zapytała czarownica.
- Myślę, że nie będzie to wykonalne - pociągnęła nosem czując, że niedługo dojdzie do tego wszystkiego katar. - Nie pomogę wam...
- Sabin zostawisz nas?
- Jasne - kobieta wyszła z pomieszczenia. Eljiah spojrzał na dziewczynę.
- Coś się stało?
- Nie się nie stało. Po prostu zawsze przed pełnią mam problemy z węchem i słuchem - okłamała go, a on o tym dobrze wiedział. Zdarzył ją poznać na tyle, że wiedział kiedy kłamie i nawet nie musiał słuchać jej tętna.
- Dobrze nie będę cię męczył - pocałował ją w czoło i wyszedł, dziewczyna uśmiechnęła się na ten gest.
~*~*~*~
Mia stała pod jedną z parasolek na cmentarzu wraz z innymi. Blondynka bała się tu przyjść zważywszy, że na terenie cmentarza znajduje się osoba która pragnie jej śmierci. Za jednej z kamienic wyszedł Marcel, który trzymał na swoich rękach Davine, która dzisiaj miała umrzeć, a później się odrodzić.
- Co jeśli to się nie uda? - wyszeptała kojotołaczyca, trzymając Eljiaha za ramię by nie upaść.
Oczywiście Eljiah bardzo martwił się o nią i chciał jej pomóc, ale nie wiedział jak. Ona nie chciała powiedzieć co się działo. A było coraz gorzej.
- Gdy to się nie powiedzie zaczniemy myśleć - odpowiedział jej szeptem.
- Musimy potem porozmawiać... - wyznała, po chwili ciszy.
- Coś się stało? - spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Nic poważnego. Po prostu musimy porozmawiać.
Za Clair i Gerardem zaczął pojawiać się ogień. Mężczyzna postawił nastolatkę na podeście gdzie leżały trzy inne dziewczyny ze żniw. Sophie po nagrzaniu ostrza w ogniu, weszła na podest i stanęła przed Daviną, która bardzo się bała, tego co się stanie.
- Wierzysz w żniwa? - zapytała Sophie.
- Wierzę - odpowiedziała brunetka. Sophie podcięła Davinie szyję.
Eljiah objął Hale ramieniem, na co ta się w niego wtuliła, i pozwoliła swoim łzą spłynąć, po jej policzkach. Ciało Daviny Clair bezwładnie wpadło w uścisk Marcela.
CZYTASZ
Mogłabym być twoją córką || Eljiah Mikaelson
FanfictionMia Hale, do pewnego czasu wiodła spokojne życie nastolatki z małego miasteczka w Kalifornii środkowej, a więc co się zmieniło? Otóż wszystko, a to przez jednego mężczyznę, z którym musiała się nauczyć żyć codziennie i wzmagać się z jeszcze większym...