Minęły dwa tygodnie.
Dzisiaj mam odebrać wyniki ze szpitala. Jestem strasznie zestresowana. Zasłabnięcia nie ustawały lecz nie kończyły się omdleniami. Zaczęłam tracić ostatnio na wadze, pojawiały się też gorączki. To wszystko wprawiało mnie w szał.Jak co dzień wstałam u boku Damiano, o dziwo chłopak nie spał i leżał wpatrując się w sufit. Był zdenerowany.
-Kochanie? Coś się stało? -zapytałam.
-Tak, poprostu boję się że to coś może być groźnego-uśmiechnął się słabo i ucałował mnie w czoło.
Wstaliśmy i przebrnęliśmy przez rutynę.
Wsiadłam z całym zespołem do samochodu, wszyscy chcieli mi dziś towarzyszyć. Jak zwykle nalegałam że pewnie jakiś niedobór i że nie muszą jechać, ale oni i tak się uparli.
Siedziałam z Damiano z przodu, jak zwykle on jako kierowca.
Jechaliśmy w ciszy, każdy był zestresowany. Nie rozumiałam po co ten cały stres.
Dojechaliśmy i podeszliśmy do recepcji.
-Marlena Civello, mam do odebrania wyniki. Doktor Pan Rossi -uśmiechnęłam się do kobiety zza lady.
-O, Pan Rossi chciał z Panią pogadać w gabinecie na temat wyników -kobieta odwzajemniła uśmiech. Zrobiłam się blada- Pokój 221, 3 piętro -Dodała.
Zmierzyliśmy do windy, wcisnęliśmy przycisk i ruszyliśmy w górę.
Winda się zatrzymała na dobrym piętrze, z łatwością odnaleźliśmy pokój. Stanęłam przed drzwiami, zerknęłam na zespół który usiadł na mną.
-Idź, będzie dobrze. Zobaczysz -zachęcił Ethan.
Przełknęłam ślinę. Nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi które zamknęłam po wejściu. Usiadłam na krześle przed doktorem.
-Dzień dobry doktorze Rossi -powiedziałam do faceta.
-Dobry, co u Pani słychać? -z uśmiechem spróbował pociągnąć dialog.
-No boję się czy coś mi jest... ale tak to jest dobrze -odpowiedziałam nieśmiało.
Uśmiech zszedł z twarzy mężczyzny.
-Panno Civello, czy pojawiały się jakieś nowe objawy?
Skip time 10.32-11.30
Wyszłam z gabinetu z wynikami na papierze. Mój makijaż był rozmazany, oczy spuchnięte od płaczu a cera blada. Czułam się bezsilna. Popatrzałam na zespół i w trakcie pociągnęłam nosem.
-Co się stało Kochanie? -wstała do mnie Vic.
Nic nie odpowiedziałam, poprostu patrzałam na dziewczynę i ruszyłam w stronę windy.
Pojechaliśmy w ponownej ciszy do domu, Damiano chciał coś powiedzieć lecz w ostatniej chwili zrezygnował. Wiedział że skoro się tak zachowuję, to nie jest dobrze.
Dojechaliśmy, wyszłam z auta szybciej niż inni i zaczęłam odkluczać dom. Ściągnęłam buty i wbiegłam po schodach na górę, weszłam do pokoju mojego i Damiano po czym zakluczyłam drzwi. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.
Moje szlochanie przerwało dobijanie się do drzwi.
Damiano's POV:
-Mari, otwórz! -krzyknęła Vic, dobijała się do drzwi.
-Otwórz, pogadamy. Wejdę tylko ja -powiedziałem nieco spokojniej niż blondyna.
-Musimy wiedzieć co się z tobą dzieje! Jak nie otworzysz to przysięgam że zdejmę drzwi z nawiasów! -widać było że Raggi się przejął.
Nagle drzwi się otworzyły. Ujrzałem w nich zdruzgotaną Marlenę, na jej policzkach było widać zaschnięte łzy, oczy wyglądały na tak samo czerwone od płaczu jak w szpitalu. Jest tragicznie.
-Mam ostrą białaczkę szpiku. Za późno wykrytą i jest mała szansa na to że przetrwam. Czy to jest to co chcieliście usłyszeć? -zaczęła, na ostatnim zdaniu zaczął jej się łamać głos.
Moje oczy się zaszkliły, przytuliłem się do dziewczyny a po kilku sekundach dołączyli Vic, Ethan i Thomas. Moja miłość umiera.
——————
oj.
<3
CZYTASZ
𝐿'𝑎𝑙𝑡𝑟𝑎 𝑑𝑖𝑚𝑒𝑛𝑠𝑖𝑜𝑛𝑒 || 𝐷𝑎𝑚𝑖𝑎𝑛𝑜 𝐷𝑎𝑣𝑖𝑑
أدب الهواة-Cześć...-przełknęłam ślinę i popatrzałam Włochowi w oczy. -Marlena...-powiedział cicho. (nie skonczona opowiesc, nie bedzie wiecej rozdzialow ig) ----- 01.10.2021 #1 w #damianodavid "Quindi Marlena torna a casa, che ho paura di sparire" <3