6.

2.6K 212 64
                                    

Za parę minut zapraszam jeszcze na halloweenowego one shota 😁






Louis chciał zupełnie inaczej zacząć dzień, jednak kiedy tylko przyszedł do pracy, okazało się, że nawet nie zdążył zająć się swoją kawą, bo musiał biec na salę porodową i dobrze, że upicie się z powodu zostania ojcem odłożył na weekend. Przywieźli jakąś młodą dziewczynę, która zaczęła rodzić, ale szybko okazało się, że najprawdopodobniej będą musieli ratować i ją i dziecko. Nie lubił takich sytuacji, ale wybrał taki, a nie inny zawód, więc musiał się z nim zmierzyć, Nie wszystko zawsze było kolorowo. Takie życie.

Na szczęście tym razem wszystko poszło dobrze i mógł odetchnąć z ulgą, chociaż bardzo nie lubił porodów zabiegowych, wolał każdy inny, który wiedział, że najprawdopodobniej zawsze przebiegnie bez większych komplikacji. Dopiero po tym poprosił jedną z sióstr o przyniesienie mu kawy, na szczęście nie było dzisiaj żadnej z sióstr Calder, więc nie musiał wysilać mózgu jeszcze bardziej, a sam zajął się papierkową robotą, z której dość szybko wybiło go pukanie do drzwi.

– Kawa, doktorze – usłyszał, kiedy drzwi się uchyliły i pielęgniarka weszła do środka, po czym postawiła kubek na biurku.

– Dziękuję, siostro Edwards – powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie.

Odwzajemniła uśmiech i wyszła, a on znowu skupił się na swojej pracy. Miał jeszcze kilku planowych pacjentów, a potem wreszcie mógł zajrzeć do Harry'ego, na co trochę nie mógł się doczekać. Tylko trochę.

W końcu, po dobrych dwóch godzinach zjadł coś i ruszył na mały obchód po szpitalu, zaczął od dziewczyny, która trafiła do nich rano, spała, ale poza tym wszystko było z nią w porządku, potem zajrzał do innych pacjentek, a na koniec zostawił sobie dwóch chłopaków, których aktualnie miał na oddziale. Już z daleka słyszał głos Nialla, więc uśmiechnął się odruchowo, po czym stanął w drzwiach i oparł o futrynę, przyglądając się im przez chwilę. Niall czytał na głos jakąś książkę, a Harry słuchał go z przymkniętymi powiekami. To właśnie Harry pierwszy go zauważył i zmieszał się lekko, sprawiając, że blondyn odwrócił się i spojrzał na drzwi.

– Dzień dobry, doktorze – powiedział.

– Co tam ciekawego czytacie? – zapytał Louis, wchodząc do środka.

Niall odwrócił książkę w jego stronę, wkładając palec między strony.

– Sparks – poinformował, a Louis przytaknął i podszedł do łóżka Harry'ego, po czym położył rękę na kupce książek, która tam leżała.

– Sporo ich macie – odezwał się.

– Moja siostra przyniosła je dzisiaj – powiedział Harry, na co szatyn przytaknął po raz kolejny.

Odruchowo przejrzał kilka książek, chociaż sam nie pamiętał, kiedy tak naprawdę czytał, a przynajmniej jeśli chodziło o powieści, bo jedyne, po co sięgał przez ostatnie lata, to jakieś czasopisma medyczne czy książki, kiedy się doszkalał, ale nic dla przyjemności.

– Mogę pożyczyć? – zapytał, kiedy wpadł mu w ręce jakiś dobrze zapowiadający się kryminał.

– Oczywiście – odpowiedział Harry.

– To ja w tym czasie skoczę po chipsy, znaczy ten, po sok jakiś – odezwał się Niall, odkładając książkę i wstając z łóżka, chwiejąc się przy tym lekko.

Louis uśmiechnął się i pokręcił głową. Niall i jego miłość do chipsów ostatnimi czasy go rozczulała, ale przymykał na to oko, bo blondyn był już praktycznie przed porodem. Odprowadził go wzrokiem, po czym spojrzał na Harry'ego.

– Jak się czujesz? – zapytał.

– Jest w porządku – odpowiedział Harry, nie mając pojęcia co jeszcze powiedzieć, bo teraz nie wiedział, jak rozmawiać z szatynem, od kiedy przyznał, że to właśnie on był ojcem Kruszynki.

– Wiesz, Harry, tak sobie myślałem... – zaczął Louis, właściwie to przyszło spontanicznie, nie zastanawiał się nad tym, a tu nagle chciał zapytać o to Harry'ego, tylko żeby nie odebrał tego źle.

– Tak? – zapytał brunet, nie wiedząc, o co tym razem może chodzić, ale czuł, że znowu dotyczyło to Kruszynki.

– Może miałbyś ochotę kiedyś się spotkać? Tylko porozmawiać, nic zobowiązującego.

– Masz na myśli randkę? – odezwał się Harry, a coś w żołądku ścisnęło go mocno.

– No... – zawahał się Louis. – Można by to tak po części nazwać, ale po prostu porozmawiamy...

– Jak to sobie wyobrażasz? – zapytał Styles, wchodząc mu w słowo, chociaż w duchu naprawdę cieszył się coraz bardziej i miał już ochotę skakać, ale starał się jak najdłużej utrzymać powagę, żeby wyczuć Louisa.

– To znaczy? – odpowiedział pytaniem szatyn, całkowicie zbity z tropu. Więc Harry mu właśnie odmówił czy jeszcze nie? Boże, jaki on był beznadziejny we flirtowaniu czy jak to się zwało.

– Jestem przykuty do łóżka i raczej nie zapowiada się, żebym w najbliższych tygodniach z niego wstał – powiedział Harry.

– Och – zająknął się Louis, więc o to chodziło. Czyli jednak go nie spławiał, tak? – Wiesz, możemy porozmawiać tutaj, przyjdę po dyżurze, posiedzimy trochę...

– A co z Niallem? – zapytał jeszcze Harry.

– Nie przeszkadza mi on – odpowiedział Louis i właśnie w tym momencie Harry nie wytrzymał, uśmiechnął się, bo to jak Louis był przerażony i zagubiony, było słodkie.

– Dobrze – potwierdził. – Możemy się spotkać i porozmawiać.

– W takim razie, kiedy będzie ci pasować? – zapytał Louis, sprawiając, że tym razem Harry po prostu roześmiał się głośno.

– Wiesz, mój harmonogram teraz raczej nie jest napięty – odpowiedział i Louis sam zaczął się śmiać, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotyczne było jego pytanie.

– W takim razie może jutro? – zaproponował, ale raz, że miał dzisiaj trochę ciężki dzień i chciał odpocząć, dwa, chciał, żeby Harry się na to przygotował i trzy, sam chciał się przygotować do tego spotkania, kupić mu kwiaty czy coś albo chociaż czekoladki. Nie miał pojęcia jak się w ogóle do tego zabrać, więc musiał się najpierw dowiedzieć, żeby nie wyjść na głupka, chociaż sądząc po minie tego chłopaka, już nie raz wyszedł przed nim na niemającego pojęcia o relacjach międzyludzkich idiotę.

– Może być – odpowiedział Harry, ciesząc się w duchu jak głupi. Chyba to za wcześnie, ale przez chwilę przemknęła mu myśl, że może nie będzie wychowywał Kruszynki sam.

– W takim razie, przyjdę jutro po dyżurze – oznajmił. – Teraz muszę wracać, mam jeszcze sporo do zrobienia.

Harry pokiwał głową.

– To do zobaczenia? – zapytał.

– Do zobaczenia – odpowiedział Louis. – I proszę, powiedz Niallowi, żeby nie jadł tyle tych chipsów, to naprawdę niewskazane.

Harry zaśmiał się od razu. Nie, żeby sam je podjadał przy Niallu.

– Przekażę – powiedział.

Louis uśmiechnął się jeszcze do niego, po czym wyszedł, zabierając ze sobą książkę. Może wieczorem poczyta trochę dla rozluźnienia, chociaż wątpił, bo pewnie wizja zbliżającej się randki skutecznie uniemożliwi mu jakiekolwiek rozluźnienie. Tak właściwie dopiero na korytarzu, w drodze do swojego gabinetu, zdał sobie sprawę, że faktycznie umówił się na randkę. Prawdziwą randkę, na której nie był od wieków.

– Doktorze! – usłyszał za sobą i odwrócił się w stronę głosu, a uśmiech od razu zszedł mu z twarzy, kiedy zobaczył poważną minę siostry Edwards. – Rodzimy.

– Przygotuj wszystko, będę za chwilę – odpowiedział i pędem ruszył do swojego gabinetu, żeby odłożyć tam książkę, a kiedy do niego wszedł, momentalnie oblał go zimny pot i przez chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, bo dotarło do niego, że niedługo najprawdopodobniej będzie odbierał poród własnego dziecka. Swojego. Własnego. Dziecka. Nie był na to przygotowany i jakoś wątpił, żeby w ogóle temu podołał.

A piece of you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz