26.

2K 198 48
                                    

Mam zaszczyt przedstawić...

Turum

Turum

Turum...

Bejbi Najal 😆






Louis z dnia na dzień coraz mniej miał ochotę użerać się z tymi ludźmi, którzy naprawdę nie rozumieli, że nie był w stanie nic zrobić, a pewnie jeśli to do nich nie dotrze, to sprawa trafi w końcu do sądu. Właśnie dlatego coraz bardziej miał ochotę wyładować na kimś swoją złość i cóż, trafiło na Eleanor, która dzisiaj już podpadła mu złym podaniem leków. Prosił o bolus, a nie podanie w soli fizjologicznej, więc kiedy tylko usłyszał, że plotkuje sobie z rezydentem, po prostu nie wytrzymał. Przyszedł zrobić sobie kawę, a że drzwi były uchylone, wyraźnie słyszał, jak zachwycała się jakąś durną randką. 

– Nikogo nie obchodzi twoje życie miłosne, Calder – warknął, wchodząc do środka. – Tym bardziej, kiedy jesteś w pracy, bo chyba o tym zapominasz. 

– Ja… – zająknęła się dziewczyna, pewnie chcąc odpowiedzieć, jednak Louis kontynuował. 

– I może byś się na niej skupiła, bo ostatnio nie bardzo dociera do ciebie to, co każe ci robić. 

Eleanor skuliła się lekko, a i ich rezydent też jakby trochę zmalał. 

– Przepraszam, doktorze – powiedziała cicho, jednak Louis zignorował ją, skupiając się na swojej kawie i dopiero po chwili ponownie zwrócił na tamtą dwójkę uwagę. 

– Dalej tu stoisz? Nie masz nic do roboty? – warknął do dziewczyny, która zająknęła się ponownie i zaraz ulotniła z pomieszczenia, za to szatyn przeniósł wzrok na tego młodego chłopaka. – A ty? – zapytał. – Uważasz, że ciebie to nie dotyczy? 

– Przepraszam, doktorze, ja już… – odezwał się tamten i wyszedł za drzwi, na co Louis przewrócił tylko oczami i znowu skupił się na swojej kawie. Czy on naprawdę musiał im wszystkim przypominać, po co tu byli? 

W końcu wziął napój i ruszył do swojego gabinetu, miał jeszcze dłuższą chwilę przed jakąś pacjentką i postanowił wykorzystać ją na uspokojenie się. Tym bardziej nie miał ochoty zaglądać w tym stanie do Harry'ego, bo jeszcze powiedziałby jakąś głupotę, a nie miał zamiaru sprawiać mu przykrości. Chociaż Harry miał całkowicie inny humor, rozpromienił się od razu, kiedy zobaczył blondyna w drzwiach sali, taszczącego w rękach nosidło. 

– Hej – przywitał się Niall. – Postanowiliśmy was w końcu odwiedzić – powiedział, podchodząc do łóżka i stawiając nosidło na podłodze, a następnie pochylił się lekko i niezdarnie uścisnął Harry'ego, a kiedy się wyprostował, dostrzegł wpatrującego się w niego drugiego chłopaka. – Cześć, jestem Niall – przywitał się, a Clive uścisnął mu rękę, przedstawiając się. – Więc to ty jesteś nowym współlokatorem Harry'ego – odezwał się jeszcze blondyn, na co tamten przytaknął krótko. 

Następnym, co zrobił Niall było wyciągnięcie dziecka z nosiła, po czym usiadł na łóżku bruneta. Mini Niall spał w najlepsze, ale Harry i tak wyciągnął do niego rękę i dotknął lekko jego małej twarzyczki. 

– Hej – przywitał się. 

– Znaleźliśmy mu w końcu imię – pochwalił się Niall. – Trochę to trwało, ale nie mogłem się zdecydować. 

– I? – zachęcił Harry, ciekawy, jak w końcu nazwali dziecko. Blondyn pisał mu, że miał z tym problem, ale nie dziwił mu się, sam nie znalazł jeszcze odpowiedniego imienia dla Kruszynki. 

– Emery – odpowiedział blondyn. – A ty jak się czujesz? Jak tam… – zerknął szybko na leżącego obok na łóżku chłopaka. – Doktorek? – dodał ciszej. 

– Przesiaduje tu, jak zwykle – powiedział Harry, dając mu do zrozumienia, że nie musi mówić szyfrem na temat Louisa. 

Blondyn pokiwał głową. 

– A jak Kruszynka? 

– Na razie w porządku. Co jakiś czas ma transfuzje, ale myślę, że wszystko będzie dobrze. 

– Oczywiście, że będzie dobrze – potwierdził Niall, jednak Harry mówił dalej. 

– Poza tym Louis mówi, że powinniśmy wytrzymać jeszcze jakieś trzy tygodnie, zanim zdecyduje się na poród, ale mów mi co z Zaynem i Liamem, bo jestem tego naprawdę ciekawy. 

Niall roześmiał się od razu. 

– A nie narzekam – stwierdził. – Liam i Zayn bardzo pomagają mi przy dziecku. Mieszkamy razem, znaczy znowu mieszkamy z Zaynem, nie żebym się wyprowadzał, ale wiesz, jak wyglądała sytuacja, a teraz Liam czasem zostaje u nas na noc. Właściwie bardzo często, bo Emery'emu trochę poprzestawiały się godziny i w nocy jest o wiele bardziej aktywny, a wiadomo, że wszyscy chcemy się chociaż trochę wyspać. 

Harry pokiwał głową. Był ciekawy, jaka w tej kwestii będzie Kruszynka, chociaż byłby wdzięczny, gdyby jednak przesypiała noce, bo tutaj już wystarczająco się nie wyspał. 

– Wiesz, cieszę się, że jednak spróbowałem, tak jak mi radziłeś – odezwał się znowu Niall – bo jak teraz na to patrzę, to takie wychowywanie dziecka jest o wiele bardziej komfortowe i praktyczne – zaśmiał się i Harry również parsknął śmiechem. 

– No tu masz szczęście, nie powiem – przytaknął. 

– Nie narzekaj – odpowiedział mu Niall, chcąc jeszcze dodać, że Harry za to wyhaczył niezłego doktorka, ale właśnie w tym momencie usłyszał głos szatyna. 

– Niall? Nie spodziewałem się ciebie tutaj – odezwał się Tomlinson. Miał jeszcze pięć minut i jednak postanowił zajrzeć do Harry’ego, bo on i Kruszynka zawsze go uspokajali. Podszedł do nich i od razu przyjrzał się noworodkowi. – Cześć – przywitał się. – Ale urosłeś. Jak ma na imię? 

– Emery – powiedział Niall. 

– Mogę? – zapytał jeszcze szatyn, na co blondyn wyszczerzył zęby i oddał dziecko lekarzowi, jednocześnie posyłając Harry'emu wymowne spojrzenie, a brunet zarumienił się wściekle. 

Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał, ale musiał szczerze przyznać, że Louis z dzieckiem na ręku, to chyba najpiękniejsze, co w życiu widział. Już nie mógł się doczekać, kiedy będzie tak nosił Kruszynkę. To dopiero będzie niesamowity widok. 

Louis wpatrywał się w dziecko jeszcze przez chwilę, po czym oddał chłopca Niallowi. 

– Naprawdę rośnie jak na drożdżach – powiedział, po czym zwrócił się do Harry'ego. – Mam zaraz pacjentów, wpadnę później. 

Młodszy tylko pokiwał głową, po czym odprowadził szatyna wzrokiem, a kiedy ten zniknął za drzwiami, Niall znowu wbił w niego świdrujące spojrzenie. 

– Ktoś tu wpadł jeszcze bardziej – zaśmiał się. 

– Oj tam, wydaje ci się – odpowiedział Harry, jednak Niall zdecydowanie miał tutaj rację. Gdyby tylko znali się z Louisem lepiej, nie musiałby czekać, aż zamieszkają ze sobą i miałby taki widok na co dzień. 

Niall posiedział z nim jeszcze dobrą godzinę, po czym zastąpiła go jego siostra, która jak zwykle pomogła Harry'emu trochę się odświeżyć, za co był jej naprawdę wdzięczny, bo gdyby nie ona, śmierdziałby już na kilometr, nie wspominając o tym, że chciał jakoś wyglądać dla Louisa, chociaż ten akurat widział go już w wystarczająco opłakanym stanie. Nie czarujmy się, wyglądał teraz pewnie jak nieszczęście i chyba wolał nie przeglądać się w żadnym lustrze, bo jeszcze zszedłby na zawał. Nie spodziewał się cudów po tylu tygodniach leżenia plackiem, ale był tego jeden mały plus, bo skoro Louis jeszcze nie uciekł, to miał nadzieję, że i później im się ułoży. No i nie przestraszy się, kiedy obudzi się obok niego rano, jak już zamieszkają razem w przyszłości. Marzył jeszcze, chyba nawet za bardzo, ale naprawdę tego chciał. Gdzieś w środku czuł, że Louis to facet dla niego. 

A piece of you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz