Już mamy dwadzieścia rozdziałów, ale ten czas leci...😲
Louis spędzał wszystkie wieczory z Harrym i dość często zostawał na noc, jednak kiedy przyszedł weekend, postanowił zrobić to, co planował już w zeszłym tygodniu. Porozmawiał jeszcze raz z Harrym na ten temat i w sobotę wsiadł w samochód, żeby odwiedzić rodzinę. Stresował się tym i nie do końca miał na to ochotę, jednak co z głowy to z głowy, poza tym i tak pewnie kiedyś by się dowiedzieli, jeśli byłby z Harrym, a miał ochotę być i to na dłużej, a Kruszynka była naprawdę dobrym powodem, żeby się do siebie zbliżyli, chociaż i tak chciał to zrobić już dawno, nie po to tak często zaglądał do tego klubu. Nie miał pojęcia, jak to się stało, ale Harry naprawdę zawrócił mu w głowie już tamtej nocy. Magia?
W końcu dotarł pod dom, w którym się wychował i zaparkował samochód. Przez chwilę jeszcze siedział w nim, zastanawiając się, czy naprawdę ma zamiar to zrobić, jednak ostatecznie doszedł do wniosku, że ktoś pewnie już go zauważył, więc im dłużej będzie tu siedział, tym bardziej podejrzane się to wyda. Wziął głębszy oddech, po czym wysiadł i ruszył do domu. Nie miał zamiaru pukać, w końcu mieszkał tutaj przez lata, więc tylko wszedł do środka, od razu natrafiając na stojącą na wprost wejścia matkę, która patrzyła na niego uważnie, trzymając się pod boki.
– Cześć, mamo – przywitał się.
– Co cię tutaj sprowadza? – zapytała od razu Jay, na co Louis przewrócił oczami.
– Witaj, synku, tak się cieszę, że przyjechałeś – odpowiedział sarkastycznie. – Chodź, zrobię ci herbatki.
– To nie jest śmieszne, Boo – powiedziała, podchodząc do niego i przytulając go lekko. – Wiem, że nie przyjechałeś bez powodu, wieki cię tu nie było i nie mogliśmy się doprosić żadnej wizyty, nawet na święta.
– Po prostu jestem zajęty – zaczął się tłumaczyć, ruszając za nią w stronę kuchni. – Wiesz, że zostałem ordynatorem, mam pełno obowiązków i zbyt mało czasu na wyjazdy.
– A teraz? – zapytała Jay.
– A teraz mam chwilę – odpowiedział Louis, siadając na krześle i przyglądając się, jak jego matka wraca do gotowania obiadu.
Nie odzywała się przez chwilę, więc szatyn wstał i sam zaczął robić sobie kawę, przy okazji pytając matki, czy jej również ją zrobić i kradnąc jej kawałek marchewki, którą właśnie miała pokroić, za co otrzymał karcące spojrzenie. Właściwie Jay odezwała się, dopiero kiedy jej syn ponownie usiadł przy stole z kubkiem gorącego płynu.
– No dobrze, wydusisz z siebie wreszcie, o co chodzi?
Louis westchnął od razu.
– Dlaczego od razu zakładasz, że musi o coś chodzić? – zapytał.
– Bo cię znam – odpowiedziała Jay. – Wychowałam cię i potrafię rozpoznać, kiedy coś cię gnębi.
– Właściwie nic mnie nie gnębi – powiedział Louis. – To raczej miła wiadomość, może trochę dziwna i niespodziewana, ale miła.
– To znaczy? – dopytała Jay.
– Poznałem kogoś – odpowiedział szatyn, na co matka od razu spojrzała na niego badawczo.
– Poznałeś? – upewniła się. – Nareszcie. Jak on ma na imię?
Louis zaśmiał się od razu. Nie miał pojęcia, dlaczego wszyscy od razu skazywali go w tej kwestii na porażkę. Przecież sypiał z kimś od czasu do czasu.
– Problem polega na tym, że sprawa jest trochę bardziej skomplikowana – powiedział, a Jay wbiła w niego jeszcze bardziej świdrujące spojrzenie, jednak nie odezwała się, więc wnioskował, że ma mówić dalej. – Problemem jest to, że Harry jest moim pacjentem i uprzedzając twoje pytanie, tak, jest w ciąży, bardzo ciężkiej, niestety, ale problemem jest również to, że poznałem go dużo wcześniej i spędziliśmy ze sobą... – zawahał się, szukając odpowiedniego słowa, ale ostatecznie stwierdził, że jego matka i tak będzie lepiej wiedziała, co wyprawiał z Harrym, więc chyba będzie obojętne, jak to opisze. – Spędziliśmy upojną noc, a potem Harry zniknął, chociaż miałem nadzieję, że jeszcze go spotkam, licząc na kolejną randkę. Pojawił się ponownie na moim oddziale kilka tygodni temu w ciąży, która wiekiem idealnie wskazywała mnie jako ojca.
CZYTASZ
A piece of you
FanfictionHarry jest w ciąży. Nie spodziewał się tego, mówiąc szczerze, wpadł przez własną głupotę, ale kto by pomyślał, że akurat on będzie tym szczęściarzem, który może wydać na świat potomka? Mimo wszystko pasowało mu to, pogodził się z losem i wszystko za...