Przed zapukaniem do drzwi znajdujących się naprzeciw mieszkania denatki Vivien zamieniła jeszcze kilka słów ze starszym oficerem Bowdenem. Dzięki temu dowiedziała się, że prokurator, który dotarł na miejsce morderstwa przed nią, domagał się, by do niego zadzwoniła. Spodziewała się tego, ale i tak poirytowana przewróciła oczami. Uzyskała też kilka informacji o sąsiadce, którą zamierzali przesłuchać. Policjant określił Sally Broadhurst jako nieco zgryźliwą staruszkę. Przy okazji powiedział, że wyjawiła mu tożsamość ofiary. Zamordowana kobieta nazywała się Regina Appleton i faktycznie mieszkała z mężem.
Vivien uniosła rękę gotowa, by nadusić przycisk dzwonka. Zanim jej palec zetknął się z plastikową powierzchnią, usłyszała swoje nazwisko. Odwróciła głowę w kierunku wind. Koroner pokonywał właśnie korytarz stanowiący ostatnią prostą do mieszkania ofiary. Towarzyszyła mu asystentka, która mimo starań została dwa kroki w tyle. Ta scena była tak charakterystyczna dla tego duetu, że Vivien naprawdę zdziwiłaby się, gdyby zobaczyła ich idących ramię w ramię. W gruncie rzeczy zdziwiłaby się, gdyby zobaczyła, że ktokolwiek jest w stanie nadążyć za Shafferem. Koroner wzrostem niemal dorównywał zawodnikom NBA, a na dodatek piekielnie szybko przebierał nogami. Daisy wyjawiła jej kiedyś, że Shaffer w szkole średniej trenował bieganie na krótkie dystanse. Nie powiedziała jednak, skąd to wie, więc Vivien uznała, że Daisy po prostu kolejny raz próbuje jej coś wmówić, żeby potem móc z triumfalnym uśmiechem stwierdzić, że to żart.
– Chayse, przesłuchasz ją sam? – Vivien zwróciła wzrok na nowego partnera, który w odpowiedzi jedynie wyżej uniósł brwi. – Ja w tym czasie załatwię wszystko z koronerem i zadzwonię do prokuratora. Pasuje?
– Jasne – odparł po chwili i sięgnął ręką do dzwonka. – Później pójdziemy wypytać resztę sąsiadów?
– Właśnie tak – rzuciła przez ramię, wchodząc za Shafferem do mieszkania ofiary.
Chayse wziął głębszy wdech, po czym wcisnął dzwonek. Co prawda chciał wziąć sprawy w swoje ręce, ale niekoniecznie dzisiaj. Samodzielne przesłuchanie sąsiadki nie stanowiło dla niego trudności. Problemem było to, że jeszcze nie znał Vivien, a w tym duecie to ona dowodziła. Nie wiedział, czy podstawowe pytania, które zamierzał zadać, okażą się dla pani detektyw wystarczające. Wolał nie zrobić z siebie głupka już pierwszego dnia ich współpracy.
Drzwi uchyliły się bezdźwięcznie, a spomiędzy szpary między nimi a ścianą wyjrzała niewysoka staruszka. Dopiero gdy Woodard wyjął z kieszeni odznakę i się przedstawił, nieco szerzej otworzyła drzwi. Tylko na moment. Chwilę później wręcz wciągnęła go do mieszkania, po czym zaskakująco szybko zasunęła wszystkie zamki. Uważnie przyjrzała mu się zza grubych szkieł okularów, a wyraz jej twarzy stał się jeszcze bardziej sceptyczny. Cmoknęła z dezaprobatą, po czym wykonała krok w głąb mieszkania.
– W lewo, do salonu. No proszę, proszę – popędziła go, gestem wskazując odpowiednie pomieszczenie.
Chayse jednak nie ruszył się z miejsca. Lekko skonsternowany przyglądał się zgarbionej staruszce, która w zamian obrzuciła go spojrzeniem spod byka. Nie zachowywała się jak ktoś, kto niedawno znalazł zmasakrowane ciało swojej sąsiadki. Jedyne, co sygnalizowało jej podenerwowanie, to sposób, w jaki mięła koniec brązowego swetra. Najpierw zamykała materiał w drżącej pięści, a potem go rozciągała.
– Mam do pani tylko kilka pytań.
– Chyba nie będziesz kazać starej kobiecie stać w progu, bo masz tylko kilka pytań – odparła Sally Broadhurst, naśladując jego ton.
CZYTASZ
Fachowiec
Mystery / ThrillerNowy dzień, nowy trup. Nic nadzwyczajnego w pracy detektywa wydziału zabójstw. Vivien Clyne widziała już dziesiątki martwych ciał. Topielec, wisielec, strzał z broni, ugodzenie nożem. Morderstwo, samobójstwo. Za każdym razem coś innego, ale efekt za...