Rozdział 27

113 14 73
                                    

Daisy zaczęła mówić, jeszcze zanim Vivien odpowiednio przyłożyła telefon do ucha. Pani detektyw od razu ją uciszyła, po czym przełączyła telefon na tryb głośnomówiący, żeby Chayse też wszystko dokładnie usłyszał. Następnie dała sygnał zniecierpliwionej koleżance, że ta może zacząć od początku. To zachowanie Daisy kompletnie do niej nie pasowało.

– Niedawno wpadł prokurator z nakazem dla was – oznajmiła znacznie głośniej niż to konieczne. W tle nie było słychać żadnych zakłócających dźwięków, więc Daisy najwidoczniej z innego powodu podniosła głos. – Już was nie było, dlatego Zach pojechał z nakazem do tej firmy spedycyjnej. Stale na to narzekacie, więc uznaliśmy, że to ważne.

– Ciszej, Daisy, głowa mnie boli – burknęła Vivien, zakrywając oczy dłońmi. Nieprzespana noc coraz mocniej dawała się jej we znaki. Dzisiaj zamierzała położyć się od razu po powrocie do domu. – Streszczaj się z tą opowieścią. Co powiedzieli?

Poirytowane sapnięcie po drugiej stronie słuchawki skłoniło Vivien do przewrócenia oczami. Za to Chayse lekko się uśmiechnął, jego te sprzeczki ani trochę nie ruszały. Działały mu na nerwy jedynie wtedy, gdy trwały za długo, co dotychczas zdarzyło się jedynie raz. Z drugiej strony minął dopiero tydzień, odkąd zaczął pracę w tej jednostce. Przy tym śledztwie czas płynął wyjątkowo powoli.

– Dali wydruk z systemu z dnia morderstwa – odparła rozdrażniona, tym razem bez owijania w bawełnę. – Dzieciak tego dnia odebrał paczki później niż zwykle, bo chwilę przed jedenastą, a tak robi to około ósmej.

– Czyli nie ma alibi na czas zabójstwa i nas okłamał – odezwał się Chayse, a jego koleżanki natychmiast przytaknęły. Wszyscy myśleli o tym samym.

– Powiedziałam Zachowi, żeby poprosił ich o jedną firmową koszulkę i zaraz sprawdzę, czy te włókna są takie same jak te spod paznokci ofiary.

– To już będzie konkret... – Vivien zwiesiła głos. Momentalnie przyszło jej do głowy kilka pomysłów. – Okej, zadzwonimy do tej firmy, żeby zobaczyć, gdzie teraz jest kurier. Jeśli wszystko się uda, to potem do prokuratora. Trzeba przeszukać mieszkanie.

– Może zgarniemy go na dołek? – zaproponował Chayse. Akurat zatrzymał samochód na czerwonym świetle, dlatego mógł zerknąć na służbową partnerkę. Szybko odnalazła jego wzrok, po czym nieznacznie wygięła jeden kącik ust w dół, więc dodał: – Żeby niczego się nie pozbył.

– Zależy, co Daisy ustali. Słyszałaś? – Vivien znów skupiła się na telefonie trzymanym w dłoni, ale nie doczekała się żadnej reakcji. – Streszczaj się.

– Milutka jak zwykle. Może jakieś „dziękuję" za to, że jedną sprawę macie już załatwioną?

– Dzięki. Pochwalę cię, jak sprawdzisz odciski dzieciaka.

– Zadzwonię, gdy czegoś się dowiem.

– Jesteś świetna, Daisy – wtrącił Chayse ku niezadowoleniu pani detektyw.

– Widzisz, Vivien? – Daisy znów zabrzmiała tak entuzjastycznie, jak na samym początku. – Jak się chce, to da się być serdecznym. Miłego dnia, Chayse.

Vivien rozłączyła się, zanim Woodard zdążył odpowiedzieć. Zerknął na nią kątem oka, ale nie skomentował jej skwaszonej miny. Zamiast tego jeszcze raz przemyślał to, czego się właśnie dowiedzieli. Martin tym kłamstwem błyskawicznie przesunął się na czołowe miejsce na liście podejrzanych. Być może nie pamiętał, że tego jednego dnia odebrał paczki później niż zwykle, ale skoro przejął się śmiercią Reginy tak bardzo, jak twierdziła jego matka, to zdarzenia z tego dnia powinny wyjątkowo mocno zapaść mu w pamięć.

FachowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz