Rozpytanie niewiele wniosło do sprawy. Większość sąsiadów mówiła o Martinie Evansie to samo, co pani Broadhurst – miły, uczynny chłopak, który nie narzeka. Z kolei na pytanie, czy widzieli go w dniu morderstwa Reginy, tak naprawdę nikt nie potrafił odpowiedzieć. Minęło już kilka dni, a Martin pojawiał się tu praktycznie codziennie. Na tej podstawie większość wnioskowała, że był, ale określenie, o której godzinie, stanowiło trudność. Ponadto bywał tutaj tak często przede wszystkim przez Reginę. Reszta mieszkańców bloku często zamawiała przesyłki do paczkomatów.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Vivien i Chayse po skończeniu rozmów z sąsiadami Reginy spotkali się pod drzwiami jej mieszkania. Tym razem zastali gospodarza w domu. William nie wyglądał na zadowolonego z tej wizyty, ale wpuścił ich do środka. Przy okazji zawołał Ruby, która najwidoczniej powoli i oficjalnie zajmowała miejsce jego zamordowanej żony. Vivien zauważyła, że okien w salonie nie zdobiły już zasłony w kolorze butelkowej zieleni, lecz białe firanki. Przeszklona witryna opustoszała, mimo że wcześniej znajdowały się za nią porcelanowe figurki. Z kolei biały dywan z długim włosiem został zastąpiony granatowym i mniej dekoracyjnym.
– O co chcieliście pytać? – William od razu przeszedł do rzeczy.
– Chcieliśmy zobaczyć, jak pan sobie radzi – odparła Vivien, nie przestając krążyć wzrokiem po mieszkaniu.
– Lepiej sobie poradzę, gdy znajdziecie mordercę mojej żony.
Zdenerwowany ton głosu Williama Appletona zainteresował panią detektyw. W zwykłej, czarnej koszulce i dresowych spodniach wyglądał zupełnie inaczej niż w dobrze skrojonym garniturze, który miał na sobie podczas przesłuchania. Mimo że dorównywał jej wzrostem, teraz wydawał się wątły. Vivien była pewna, że gdyby mieli siłować się na rękę, to ona by wygrała. Gdy Ruby weszła do salonu, pani detektyw odniosła wrażenie, że nawet ona poradziłaby sobie z Williamem.
– To może lepiej, żebyśmy go nie znaleźli, bo już teraz świetnie daje pan sobie radę.
– Nie wstyd pani tak kpić?
– Wydawało mi się, że żałobę ma pan już za sobą – stwierdziła z krzywym uśmiechem. – Do rzeczy, chcieliśmy zapytać, co myśli pan o kurierze, Martinie Evansie?
– Myśli pani, że wiem, jak nazywają się kurierzy?
– Ten codziennie odbierał od pańskiej żony paczki, więc tak.
William zastanowił się przez chwilę. Usiadł na turkusowym narożniku, tuż obok zmieszanej Ruby. Nie zaproponował gościom, by zajęli miejsca, gdyż miał nadzieję, że ta rozmowa nie potrwa długo. Dwoma palcami gładził się po czole, aż w końcu odpowiedź przyszła mu do głowy. Uniósł głowę i spojrzał w stronę pani detektyw. Opierała dłonie na biodrach i przyglądała mu się wyczekująco. Stojący obok niej śledczy Woodard krążył wzrokiem po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał.
– Taki młody, wysoki chłopak?
– Tak.
– Widziałem go kilka razy, ale z nim nie rozmawiałem – odparł tak beznamiętnie, jak podczas przesłuchania. Po wcześniejszej złości nie było ani śladu. – Często wyjeżdżam, to Regina siedziała w domu.
– Ale jakieś zdanie pewnie pan o nim ma – naciskała Vivien. Te ogólnikowe odpowiedzi Williama do niczego nie prowadziły.
– Czy ja wiem, wydaje się zwyczajny. W żaden sposób mi nie podpadł. Nie zrobił nic zapadającego w pamięć.
CZYTASZ
Fachowiec
Mystery / ThrillerNowy dzień, nowy trup. Nic nadzwyczajnego w pracy detektywa wydziału zabójstw. Vivien Clyne widziała już dziesiątki martwych ciał. Topielec, wisielec, strzał z broni, ugodzenie nożem. Morderstwo, samobójstwo. Za każdym razem coś innego, ale efekt za...