Rozdział 14

147 17 28
                                    

Do mieszkania Reginy Appleton dojechali kilka minut przed jedenastą. Policyjna plomba na drzwiach została zdjęta już poprzedniego dnia przez asystenta Daisy Hayden, który pojawił się tutaj, by zabezpieczyć ubrania ofiary odpowiadające kolorem włóknom znalezionym pod jej paznokciami. Mimo tego, że Daisy miała klucze do mieszkania, to Vivien jako pierwsza przekroczyła próg pod pretekstem sprawdzenia, czy w środku jest bezpiecznie. Zarządziła, by Chayse w razie czego ją ubezpieczał, po czym weszła do środka z wyciągniętą przed siebie bronią. Daisy została na zewnątrz z teczką zawierającą akta sprawy. Dosłownie dwie minuty później jasnowłosa głowa Vivien wyjrzała na korytarz i zaprosiła ją do środka.

– Dziwnie tu, tak czysto – stwierdził Chayse, rozglądając się na boki.

– Spokojnie, zaraz dokładnie to sobie przypomnimy. – Daisy otworzyła teczkę i bez problemu znalazła między papierami fotografie z miejsca zbrodni. Wyjęła wszystkie przedstawiające plamy krwi, po czym oddała teczkę stojącemu obok Woodardowi. Natychmiast zabrała się do skrupulatnego rozkładania odpowiednich zdjęć na podłodze. Najchętniej przyczepiłaby również te, które przedstawiały, jak poniedziałkowego poranka wyglądały ściany, ale nie pomyślała o zabraniu ze sobą taśmy klejącej. – Ślady krwi są większe niż w rzeczywistości, ale skalówka na zdjęciach pokazuje, jakie były naprawdę. Dajcie mi chwilę, to będzie tu wyglądać prawie tak, jak wtedy.

– Zabrzmiało groźnie – Vivien oparła dłonie na biodrach i przyglądała się, jak szybko działa jej koleżanka.

Kucająca obok stolika do kawy Daisy uniosła głowę. Wyćwiczonym ruchem przerzuciła na drugą stronę związane włosy, które łaskotały ją w policzek. Zmierzyła wzrokiem stojących kilka kroków od niej współpracowników, po czym bez słowa wróciła do wcześniej wykonywanej czynności. Na moment odłożyła kilka zdjęć na panele, by ostrożnie przewrócić stolik do kawy. Wtedy też odwróciła się w stronę Vivien. Szybko odnalazła jej wzrok.

– Możesz udawać ofiarę, będzie bardziej realistycznie – zaproponowała w taki sposób, jakby pytała, czy zrobić jej kawę.

– Chociaż próbuj ukryć to, że chcesz się mnie pozbyć.

Chayseprychnął rozbawiony, ale gdy poczuł na sobie wzrok Daisy, od razu zaczął udawać,że rozgląda się po mieszkaniu. Wolnym krokiem zaczął przechadzać się po salonie, jednak niczego nie dotykał. Wszystkie ewentualnie ślady zostały już zabezpieczone, ale zbyt wyraźnie pamiętał to pomieszczenie jako miejsce zbrodni, by móc wziąć coś do ręki. Z dłońmi w kieszeniach dżinsów przyglądał się ozdobnym poduszkom niedbale rzuconym na turkusowy narożnik. Wyjrzał przez okno, zostawiając za plecami Vivien i Daisy. Za szybą dostrzegł tylko rozchmurzające się niebo i zielone korony drzew. Gdy skierował wzrok niżej, trafił na ogrodzenia domków jednorodzinnych znajdujących się naprzeciw drzwi frontowych budynku. W rzędzie zaparkowanych wzdłuż ulicy aut odnalazł swojego czarnego jeepa.

– Chayse, podaj te poduszki.

Odwrócił się i bez słowa wskazał na te, którym niedawno się przyglądał. Gdy Daisy przytaknęła, bez wahania chwycił białe poduszki. Materiał był mniej miękki, niż można było spodziewać się po jego wyglądzie. Chayse zdołał zabrać wszystkie pięć poduszek za jednym razem. Przykucnął przy Daisy, by odłożyć je na podłogę. Pani technik po raz kolejny spojrzała na detektyw Clyne.

– Skoro Vivien nie chce pomóc, to one będą udawać ofiarę.

– Muszę myśleć, a nie leżeć – odparła tonem tak obojętnym, że aż obcym w jej wykonaniu. Daisy już dzisiaj wyczerpała jej limit cierpliwości, ale Vivien nie chciała się z nią sprzeczać. Miały robotę do wykonania. Ta sprawa powoli zaczynała spędzać detektyw Clyne sen z powiek, przez co nie miała ochoty na żarty. – Skończyliście już z tymi dekoracjami?

FachowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz