Rozdział 23

135 14 53
                                    

Sobota, 5 sierpnia

Oglądanie zmasakrowanych zwłok, na których przeprowadzono już sekcję, nie było dla Chayse'a wymarzonym sposobem na spędzenie poranka. Żołądek wykręcał mu się na drugą stronę przez charakterystyczny zapach panujący w prosektorium i przez blade ciało, na które zerkał tylko od czasu do czasu. Po minie Vivien wnioskował, że też wolałaby znajdować się teraz gdzieś indziej.

– Co więcej chcecie widzieć?

Niski, gardłowy głos postawnego patologa niejedną osobą mógłby przyprawić o dreszcze. Vivien ten mężczyzna zawsze bardziej kojarzył się z rzeźnikiem niż z lekarzem – może to przez ten biały fartuch, który zakrywał jego blade i tęgie ramiona oraz przez rumianą, pucołowatą twarz częściowo pokrytą kilkudniowym zarostem. Za każdym razem, gdy go spotykała, zdawało jej się, że na jego ubraniu ochronnym widzi krew. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, to po prostu wyobraźnia płatała jej figla. Żaden inny patolog tak na nią nie działał.

– A co więcej możesz nam powiedzieć? – zapytała Vivien, starając się nie wdychać przy tym zbyt wiele powietrza. Postawiła krok do tyłu, czemu towarzyszył szelest ochraniaczy włożonych na buty.

Doktor Kit Jensen skrzyżował ramiona na piersi. Przeniósł wzrok z detektyw Clyne na jej służbowego partnera stojącego kilka metrów od stołu ze stali nierdzewnej. Nie wyglądał, jakby zamierzał się odezwać. Jensen nie wiedział, czy to pierwsza wizyta śledczego w prosektorium, ale na pewno ich pierwsze spotkanie.

– Wszystko jest w raporcie – mruknął niezadowolony, że bez powodu marnują jego czas.

– A te rany kłute?

– Co z nimi?

– Możesz powiedzieć coś więcej o sposobie, w który zostały zadane? – Vivien sama nie wiedziała, co chce usłyszeć. Wszystko mogło okazać się pomocne.

Patolog utkwił spojrzenie w licznych ranach znaczących brzuch ofiary, kilka z nich znajdowało się również na udach. Większość została zadana jeszcze za życia kobiety, ale niektóre były efektem nadzabijania. Doktor Jensen uwzględnił w raporcie zarówno te informacje, jak i szczegółowe wymiary noża, którym morderca mógł zadać takie obrażenia, więc teraz postanowił się nie powtarzać.

– Rany są liczne, ale dość płytkie – oznajmił od niechcenia.

Tyle to Vivien i Chayse sami wiedzieli. Każde z nich umiało czytać. Detektyw Clyne odwróciła się w stronę partnera. Opierał się ramieniem o ścianę pokrytą lśniącymi białymi kafelkami, nieopodal drzwi wyjściowych. Przez moment rozważała, czy nie powiedzieć mu, że może wyjść, jeśli chce, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Sam na pewno wiedział, co go przerasta, a co jest w stanie znieść. Z kolei, jeśli nie wiedział, to najwyższy czas, żeby się dowiedział. Bez tego trudno mu będzie pracować w wydziale zabójstw.

– Okej, ale co to znaczy w praktyce?

– Że były zadawane szybko, ale nie z jakąś nadzwyczajną siłą. Nóź był wbijany mniej więcej do połowy długości.

Vivien przez chwilę analizowała te słowa. Nie pamiętała, by w raporcie była o tym jakakolwiek wzmianka. Najwidoczniej doktor Jensen pozostawił dać im wolną rękę co do interpretacji. Właśnie dlatego nie lubiła z nim pracować. Musiała się domyślać, zamiast korzystać z gotowych wniosków. Na szczęście nie był jedynym patologiem, który tu pracował. Reszta była bardziej świadoma tego, że w kwestii obrażeń na zwłokach dysponuje większą wiedzą niż policja.

FachowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz