Rozdział 10

152 18 26
                                    

O tej godzinie na komendzie zajmującej się przestępstwami popełnionymi w obrębie drugiego z siedmiu policyjnych okręgów, na które podzielony był Waszyngton, panował wyjątkowo duży ruch. Podobnie sytuacja wyglądała na parkingu – niektóre patrole wracały, inne dopiero wyjeżdżały, a do tego wszystkiego część miejsc była zajęta przez mnożące się w oczach prywatne auta pracowników. Chayse skierował jeepa w dość wąską przestrzeń między dwoma nieoznakowanymi pojazdami. Wjechał na tyle precyzyjnie, że nawet nie musiał cofać, by poprawić pozycję. Szybko jednak dotarło do niego, że parkowanie to nie wszystko. Wyjście z samochodu okazało się trudniejsze niż cały ten manewr, ale ostatecznie obyło się bez ofiar w postaci porysowanego lakieru, a tym bardziej wgnieceń.

Vivien, która zostawiła swoje auto w okolicy mieszkania Reginy Appleton, bez żadnego problemu wydostała się z wnętrza pojazdu partnera i postawiła stopy na asfalcie. Po jej stronie było nieco więcej miejsca na wyjście, dlatego Jett, mimo że całą drogę spędził za fotelem kierowcy, opuścił samochód tymi samymi drzwiami co ona. Podczas jazdy oboje siedzieli na tylnej kanapie, przez co Vivien ciągle czuła na sobie jego napastliwy wzrok. Nie starała się go unikać, lecz odpowiadała tym samym, aż Jett w końcu na chwilę odklejał od niej spojrzenie. Potem wszystko się powtarzało. Może właśnie przez to Vivien odczuła te pięć minut jazdy jak pół godziny.

Woodard szedł obok Jetta Perkinsa, a detektyw Clyne trzymała się krok za nimi. W międzyczasie pokonywania drogi do pokoju przesłuchań uważnie lustrowała wzrokiem ubranie i sylwetkę podejrzanego mężczyzny. Próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy byłby w stanie zaatakować Reginę i tak zmasakrować jej tułów. Nie wyglądał na specjalnie silnego, ale wiedziała, że pod wpływem silnych emocji to nie miało żadnego znaczenia. Poza tym, jeśli jej przypuszczenia były słuszne i faktycznie pracował jako stolarz, to wbrew pozorom prawdopodobnie miał sporo siły w rękach. Gdy już trafili pod odpowiednie drzwi, Vivien doszła do wniosku, że właściwie każdy mógł zabić panią Appleton, która była naprawdę drobną kobietą. Pewnie nawet jej sędziwa sąsiadka byłaby w stanie to zrobić, ale inne okoliczności zbrodni jasno wskazywały, że sprawcą był mężczyzna.

Detektyw Clyne szybko zajrzała do jednego z pomieszczeń na tym piętrze i poprosiła oficera Zacha Davidsona, by przez chwilę posiedział z Jettem w pokoju przesłuchań. Zach nie potrafił jej odmówić, o czym doskonale wiedziała. Nigdy nic między nimi nie było, ale Vivien nie raz wstawiała się za młodszym kolegą na początku jego służby. Pewnie już spłacił swój dług wdzięczności i to z nawiązką, ale najwyraźniej jeszcze tego nie wiedział albo po prostu wyświadczanie jej przysług wcale mu nie przeszkadzało. Jedynie jego służbowy partner zawsze na to narzekał. Teraz też wyraźnie miał Vivien za złe, że ta odrywa Zacha od jego aktualnej pracy, o czym dosadnie ją poinformował. Zbyła go obietnicą, że to już ostatni raz, ale cała trójka doskonale wiedziała, że to nieprawda. Moment później Zach przemierzał korytarz, by wprowadzić Jetta do pokoju przesłuchań. Po drodze zabrał jeszcze laptopa z biurka.

– Chcesz go potrzymać w niepewności? – Chayse zwrócił się w stronę Vivien, gdy drzwi zamknęły się za jasnowłosym policjantem.

– Szczerze? – rzuciła przez ramię na moment przed ruszeniem w głąb korytarza. Od razu usłyszała za sobą kroki, po czym kątem oka dostrzegła sylwetkę Woodarda idącego po jej prawej stronie. – Po prostu chcę coś zjeść. Cokolwiek. Inaczej chyba umrę nad tymi papierami.

– Jakimi papierami?

Odwróciła twarz w jego stronę, przez co niemal zderzyła się z otwierającymi się drzwiami. Ten incydent sprawił, że od razu przeszła jej ochota na tryumfalne uśmiechy czy obserwowanie reakcji Chayse'a. Nie zatrzymując się, rozmasowała bolące przedramię, którym kilkanaście sekund wcześniej zatrzymała sunącą w jej stronę płytę. Powinna była po prostu uskoczyć w bok, ale wtedy musiałaby wpaść na Woodarda. Na piętrze, na którym pracowała, niemal wszystkie drzwi były przeszklone, dzięki czemu podobne sytuacje zdarzały się naprawdę rzadko. To był ich jedyny plus.

FachowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz