Poniedziałek, 7 sierpnia
Cały poprzedni wieczór Vivien i Chayse spędzili pod domem młodego kuriera. Gdyby nie to, że zostali zastąpieni przez innych funkcjonariuszy, gościliby tam nawet dłużej. Co gorsza, po obserwacji wcale nie rozjechali się do swoich mieszkań – zamiast tego wrócili na komendę. Musieli być w pełnej gotowości, ponieważ istniała duża szansa, że chłopak wróci do domu pod osłoną nocy. Na razie nie mieli pojęcia, gdzie Martin się podziewa, ponieważ żaden patrol nie natknął się na jego służbowe auto. Dla śledczych było to zaskakujące, ponieważ z uwagi na swój rozmiar i nazwę firmy taki samochód powinien rzucać się w oczy. Nawet jeśli wcześniej mieli wątpliwości, to nagłe zniknięcie Martina niemal całkowicie je rozwiało.
Dochodziła szósta rano, gdy ktoś mocno uderzył w szklane drzwi. Chayse jako pierwszy otworzył oczy. Oderwał policzek od blatu biurka i wyprostował zbolałe plecy. Jego kręgosłup mocno odczuł te kilka godzin snu w nienaturalnej pozycji. Gdy on próbował się rozciągnąć, nagle rozbudzona Vivien natychmiast skupiła się na stojącym w progu mężczyźnie. Niemal przewróciła oczami, gdy dostrzegła jego perfekcyjnie wyprasowany szary garnitur.
– Mam nadzieję, że to nakaz – burknęła, nie siląc się żadne uprzejmości.
Chayse bez słowa obserwował, jak smukły nieznajomy podchodzi do biurka Vivien i, uśmiechając się półgębkiem, kładzie na nim dokument. Pani detektyw od razu chwyciła kartkę w dłonie. Odchyliła się na oparcie, ziewnęła i rozpoczęła czytanie. Wpatrujący się w nią blondyn w ogóle jej nie interesował.
– Z pozdrowieniami od prokuratora Gilmoura – oznajmił, specjalnie zniżając głos, żeby brzmieć podobnie do swojego przełożonego.
– Dobra, dobra, możesz już spadać.
Wyraz twarzy nieznajomego natychmiast się zmienił. Już nie wyglądał na rozbawionego, lecz na urażonego. Tym razem to Chayse przewrócił oczami. Gdy znów zerknął na wysokiego mężczyznę w garniturze, natrafił na jego wzrok. Jakoś nie miał ochoty się z nim witać. Tamten najwidoczniej też postanowił go zignorować, bo moment później wyszedł bez słowa.
– Kto to?
– Pachołek prokuratora. Myśli, że jest nie wiadomo kim – mruknęła rozdrażniona, po czym podniosła się z miejsca. – Kiedyś ci to wyjaśnię, a teraz się zbieramy.
– Do domu Martina? – zapytał wciąż niezwykle zmęczony, po czym przetarł palcami powieki.
– Właśnie tak.
Vivien podeszła do drzwi, jednak jej partner nadal się nie ruszył. Oparła dłonie na biodrach i westchnęła zniecierpliwiona. W końcu wstał z krzesła, ale zrobił to wyjątkowo ociężale.
– To chyba nie jest twoja pierwsza nocka za biurkiem?
– Chyba jest – odparł między kolejnymi ziewnięciami.
– Zazdroszczę. Jak się szybko ogarniesz, to może jeszcze papieroska zdążysz sobie zapalić – rzuciła z szerokim uśmiechem.
– Nie bądź złośliwa.
– Ja? – zapytała przesadnie zdziwiona, po czym otworzyła drzwi. – Za moment widzimy się przy samochodzie.
Podczas gdy Chayse od razu skierował się na parking, Vivien po drodze zahaczyła o łazienkę. Później w połowie drogi na parter dotarło do niej, że zapomniała o nakazie. Gdy jednak dotarła do biura, okazało się, że dokumentu wcale tam nie ma. Najwidoczniej Woodard zabrał go ze sobą.
CZYTASZ
Fachowiec
Misteri / ThrillerNowy dzień, nowy trup. Nic nadzwyczajnego w pracy detektywa wydziału zabójstw. Vivien Clyne widziała już dziesiątki martwych ciał. Topielec, wisielec, strzał z broni, ugodzenie nożem. Morderstwo, samobójstwo. Za każdym razem coś innego, ale efekt za...