Czwartek, 3 sierpnia
Czwartkowy poranek powitał wszystkich nieco chłodniej niż jego poprzednicy. Na niebie po raz pierwszy od kilku dnia dało się dostrzec szare chmury, z których co jakiś czas wyglądało słońce. Chayse przymknął powieki, gdy rażące promienie nagle padły na jego twarz. Tym razem przyjechał na komendę nieco szybciej, niż powinien, więc w wolnej chwili postanowił zapalić. Rzucił palenie przed paroma laty, ale kilka miesięcy temu w chwili słabości wziął papierosa oferowanego przez kolegę z pracy. Od tego czasu nieudolnie krążył między codziennym popalaniem a kilkudniowymi przerwami, w których mówił sobie, że może to skończyć w każdej chwili. Potem dochodził do wniosku, że przecież nie będzie odbierać sobie czegoś, co go uspokaja. Ostatnia zmiana pracy sprawiła, że dłużej utrzymywał się w tej drugiej fazie.
Oparł się plecami o chłodną ścianę budynku, kilka metrów od wejścia, i wypuścił z ust szary dym. Podciągnął rękawy rozpinanej bluzy bez kaptura. Było za zimno na samą koszulkę, ale za ciepło na cokolwiek innego, a to za sprawą słońca nieustannie chowającego się za chmurami. Zaciągnął się jeszcze raz, obserwując wjeżdżający na parking nieoznakowany, typowo miejski samochód. Niewielki pojazd w kolorze zbliżonym do złotego zatrzymał się w takiej odległości od niego, że był w stanie dostrzec siedzące na przednich fotelach kobiece sylwetki. Nie mógł jednak rozpoznać twarzy.
Odwrócił wzrok tylko na moment. Trzaśnięcie drzwiami znów kazało mu spojrzeć w kierunku auta. Podrażniony przez dym odkaszlnął, gdy zorientował się, że długie nogi, którym ułamek sekundy wcześniej się przyglądał, należą do Vivien. Przeniósł spojrzenie na drugą stronę parkingu i jeszcze raz włożył papierosa do ust. Wcześniej palił spokojnie, ale teraz nagle zaczął się spieszyć.
– Może i do twarzy ci z papierosem, ale za to śmierdzisz! – zawołała Vivien na długo przed tym, kiedy faktycznie mogła poczuć charakterystyczny zapach.
Chayse w odpowiedzi zaciągnął się jeszcze raz, a po chwili wypuścił z ust ostatnią chmurę dymu. Upuścił niedopałek na chodnik, zdeptał go, a na koniec schylił się i podniósł go z ziemi. Gdy się wyprostował, służbowa partnerka już stała dwa kroki od niego. Zupełnie tego nie rozumiał, ale wydawało mu się, że detektyw Clyne codziennie wygląda inaczej.
– No, masz szczęście, że po sobie sprzątasz.
– Ciebie też miło widzieć.
Skierował się do znajdującego się kilka kroków dalej śmietnika, tym samym zostawiając Vivien za plecami. Myślał, że ta po prostu wejdzie do budynku i spotkają się w pokoju, który dzielili od paru dni, jednak się pomylił. Vivien czekała na niego przy drzwiach, a na dodatek niecierpliwie przebierała nogami.
– Co to za podwózka dzisiaj? – zapytał, gdy tylko przekroczyli próg komendy.
– A co? – Gdy w ramach odpowiedzi, usłyszała tylko rozbawione prychnięcie, aż przystanęła na schodach. – O co chodzi?
– O nic, po prostu to pytanie skojarzyło mi się z Jettem.
– Nie przypominaj mi – mruknęła, czym znowu poprawiła mu humor. Bez słowa zaczęła pokonywać kolejne stopnie, a Chayse szybko do niej dołączył. Wciąż próbował powściągnąć uśmiech, ale akurat tego nie mogła widzieć. – Znajoma mnie podwiozła.
– Och, znajoma?
Vivien znów gwałtownie się zatrzymała, ale tym razem jeszcze odwróciła głowę. Kpiący uśmiech, w który ułożyły się usta Daisy, sprawił, że przewróciła oczami. Czasem miała wrażenie, że Daisy wie o niej zbyt dużo. Jednocześnie nie potrafiła przestać gadać o sobie i swoim życiu, gdy raz na jakiś czas spotykały się poza pracą. Potem musiała wysłuchiwać podobnych komentarzy.
CZYTASZ
Fachowiec
Misteri / ThrillerNowy dzień, nowy trup. Nic nadzwyczajnego w pracy detektywa wydziału zabójstw. Vivien Clyne widziała już dziesiątki martwych ciał. Topielec, wisielec, strzał z broni, ugodzenie nożem. Morderstwo, samobójstwo. Za każdym razem coś innego, ale efekt za...