Tego popołudnia dzwonek rozbrzmiał w mieszkaniu Cathcartów wyjątkowo głośno. Jill zostawiła mokrą ścierkę na blacie kuchennym, który wyglądem przypominał marmur. Opłukała dłonie, po czym wytarła je w niebieski ręcznik kuchenny wiszący na uchwycie jednej z szafek. W międzyczasie dzwonek jeszcze raz dał o sobie znać, ale Jill wcale się nie spieszyło. Nie spodziewała się gości i uważała, że jeśli to coś ważnego, to ten ktoś, kto ją niepokoi, zaczeka jeszcze chwilę. Gdy położyła dłoń na klamce, drzwiami wstrząsnęło pukanie. Zaciekawiona najpierw spojrzała przez wizjer. Po drugiej stronie stała trójka nieznajomych ludzi. Nie wyglądali na groźnych, więc bez wahania otworzyła drzwi.
– Pani Jill Cathcart?
Jill skupiła swoją uwagę na mężczyźnie, mimo że to wysoka blondynka zadała jej pytanie. Kogoś jej przypominał, ale potrafiła sobie przypomnieć kogo. Takie połączenie jasnoniebieskich oczu z brązową skórą nie trafiało się często. Kilkusekundową ciszę przerwało odchrząknięcie. Jill przeniosła spojrzenie na kobietę, która właśnie przestąpiła z nogi na nogę.
– Tak. A państwo to kto?
Vivien wyćwiczonym ruchem wyjęła z kieszeni odznakę i zaprezentowała ją żonie Ralpha Cathcarta. Kątem oka zauważyła, że Chayse robi to samo. Kobieta uniosła brwi, a na jej wysokim czole pojawiło się kilka płytkich zmarszczek, które nie zniknęły, nawet gdy wyraz jej twarzy wrócił do normy. Poza tym ciężko było zauważyć u niej jakiekolwiek oznaki starzenia się. Vivien szybko doszła do wniosku, że są w podobnym wieku.
– Detektyw Clyne, śledczy Woodard. – Vivien kilka sekund za późno zorientowała się, że zapomniała o przedstawieniu stojącej za nimi Daisy. Jill pokiwała głową i o nic nie zapytała, więc pani detektyw postanowiła po prostu przejść do rzeczy. – Może pani pokazać jakiś dokument tożsamości?
– Prawo jazdy się nada?
– Nada się.
Jill zniknęła w mieszkaniu, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Jedynie dla detektyw Clyne stanowiło to jasne zaproszenie do środka, ale pozostała dwójka i tak poszła za nią bez słowa sprzeciwu. Daisy była przyzwyczajona do tego, że jej koleżanka robi to, co chce, a Chayse nie miał ochoty na kolejną sprzeczkę. Dopiero wdrażał się do pracy w tym wydziale, więc rozróżnienie dziwactw Vivien od tego, co rzeczywiście się robi, stanowiło dla niego wyzwanie.
Jill ani trochę nie zdziwiło, że zastała ich w przedsionku. Podała Vivien swoje prawo jazdy, ale pani detektyw od razu przekazała je koledze. Robienie notatek zazwyczaj zostawiała komuś innemu, sama wolała zajmować się rozmową. W tej kwestii prawie nigdy nie robiła wyjątków.
– Mamy nakaz przeszukania mieszkania – oznajmiła, pokazując pani Cathcart dokument podpisany przez prokuratora. Jill uniosła jasne brwi i szerzej otworzyła oczy, ale znów nie zadała żadnego dodatkowego pytania. Vivien wydało się to dziwne, więc postanowiła wyjaśnić kilka kwestii. – Wie pani, że wczoraj zatrzymaliśmy pani męża?
– Wiem. Przecież zauważyłam, że nie ma go w domu.
– To, że go nie ma, to jedno – wtrącił Chayse. – To, że jest u nas, to drugie.
– Pozwolono mu do mnie zadzwonić – odparła Jill takim tonem, jakby to było oczywiste, że ten jeden telefon wykona akurat do niej. Gdyby nie jego romans, również dla pozostałych byłoby to oczywiste. – Zamierzacie przeszukać całe mieszkanie?
– Tak. To jakiś problem?
– Zależy, czy zostawicie po sobie bałagan.
CZYTASZ
Fachowiec
Mystery / ThrillerNowy dzień, nowy trup. Nic nadzwyczajnego w pracy detektywa wydziału zabójstw. Vivien Clyne widziała już dziesiątki martwych ciał. Topielec, wisielec, strzał z broni, ugodzenie nożem. Morderstwo, samobójstwo. Za każdym razem coś innego, ale efekt za...