9. Nilay

10.7K 376 146
                                    

W tym rozdziale trochę mnie poniosło, ale jak wiecie, kocham przekraczać granicę i wypiłam w nocy za dużo kawy :D Jeśli kofeina weszła za mocno, dajcie znać :D

Nie przeciągam — Have fun <3

Mój samochód zatrzymał się przed głównym wejściem klubu. Księciunio dotarł jako pierwszy. Już przez szybę samochodu widziałam, jak młode siksy, które czekały w kolejce, by wejść do środka, praktycznie mdlały na jego widok i robiły mu zdjęcia, kiedy kroczył schodami w górę. Cholerne suki lgnęły do niego jak ćmy do światła. Idiotki! A on tylko szczerzył zęby, dobrze wiedząc, że każda była gotowa zrzucić dla niego majtki w ciągu jednej, pieprzonej milisekundy. Oczywiście nawet nie raczył spojrzeć w moim kierunku. Dopiero kiedy razem ze swoją ochroną zniknął mi z pola widzenia, postanowiłam wysiąść ze swojego wozu.

Poprawiłam na nosie swoje okulary od Alexandra McQueena, chwyciłam za torebkę, a Leo otworzył dla mnie drzwi, po czym nastawił dla mnie dłoń. Z gracją ruszyłam w stronę bramek, gdzie czekali kolejni ochroniarze klubu. Mijając gapiów, kilka razy usłyszałam swoje nazwisko, i gdzieś przed oczami również mignęło mi kilka fleszy. W obstawie czterech moich ochroniarzy weszłam do środka, gdzie muzyka dudniła tak głośno, że praktycznie nie słyszałam własnych myśli. Przeszliśmy w bok i ruszyliśmy bocznym, wąskim korytarzem. Wyglądał trochę jak luksusowy korytarz śmierci. Kierowaliśmy się do windy, która prowadziła do podziemi, gdzie miało odbyć się spotkanie. Zjechaliśmy nią na sam dół i wyszliśmy na kolejny szeroki korytarz, który był pokryty drogim marmurem. W każdym rogu stali skorumpowani policjanci mojego ojca. Rozstąpili mi drogę i każdy z szacunkiem skinął głową. Ciężkie stalowe drzwi do sali, w której miało odbyć się spotkanie, były otwarte.

Z wysoko uniesioną głową weszłam do środka, a piętnaście par oczu, które zajmowały miejsca przy okrągłym, mahoniowym stole, w tym piękne oczy cholernego Księciunia, jak na komendę przeniosło się na mnie. W jednej synchronizacji powitali mnie słowem — Witaj, każdy w swoim ojczystym języku. Działo się tak na każdym spotkaniu. Wszyscy wiedzieli, kim byłam. Pieprzoną następczynią! Prawdopodobnie, jeśli nadal będą żyć i rządzić, będę kiedyś ich królową.

Rozpoznawałam twarze, ale nie wszystkich miałam okazję poznać osobiście. Wiek mężczyzn rozpoczynał się od dwadzieścia cztery, a kończył na pięćdziesiąt dwa. Kilku łysych, kilku już lekko przyprószonych siwizną, pieprzony klecha, i paru młodych i na swój sposób atrakcyjnych mężczyzn, w tym mój kuzyn Francesco. Oprócz mnie i Zahary dwa miejsca zajmowały kobiety. Szefowa Niemiec i szefowa Czech. Oczywiście łypały wzrokiem na Tobiasa. Obie miały blond włosy. Z tym że jedna była obcięta na boba i miała na twarzy mocny makijaż, a druga była jej kompletnym przeciwieństwem. Niemieckiej cizi włosy sięgały pasa, a delikatny makijaż ledwo zakrywał piegi na nosie. Wyglądała niemal uroczo, ale wiedziałam, że to były tylko pozory. Była popieprzoną suką i miała swój ulubiony styl zabijania. Najpierw umieszczała swoje ofiary w komorach gazowych, a potem kroiła je na kawałki i prawdopodobnie robiła z nich konserwy. Ja, jako jedyna byłam cała w bieli, bo cała reszta ubrała się jak na cholerny pogrzeb. Kierowała nimi spaczona logika, bo prawdopodobnie uważali, że dzięki czerni staną się bardziej niebezpieczni. Jedynym mężczyzną, który podobał mi się w czerni, był Ksią... — Potrząsnęłam głową na tę myśl.

Kurwa, prawie tak pomyślałam.

Czując na sobie wzrok mężczyzn, ruszyłam w stronę przeznaczonego dla mnie miejsca. Jedni patrzyli na mnie z pożądaniem inni z zazdrością. Brakowało jedynie mojego ojca i Rejesów. U szczytu stołu czekały na nich trzy wielkie krzesła, przypominające królewskie trony. Ale to właśnie oni nosili złote korony. Moje miejsce znajdowało się blisko tronu mojego ojca. Naprzeciw mnie siedział Książę, a po jego prawej stronie wuj, następnie w szeregu Francesco i Rafael. Ten ostatni był tu, ponieważ święta Trójca tak zadecydowała i dlatego, że należał do rodziny, ale również był prawą ręką Księcia. Jared, moja prawa ręka, pojawi się w Positano dopiero jutro. Musi załatwić dla mnie jeszcze kilka spraw w Los Angeles.

Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz