49. Nilay

6.2K 292 99
                                    

Cztery godziny temu wylądowaliśmy w Nowym Orleanie. Te podróże coraz to bardziej mnie męczyły. Pocieszający był fakt, że jakąś godzinę temu razem z Rafaelem i z Tobiasem patrzyliśmy, jak czarna Tesla płonie razem z ludźmi rosyjskiej suki. Myśleli, że uda im się ją odbić. Jedynie, gdzie Kowalow trafi, to do piekła. Tym razem to my postanowiliśmy zabawić się w piromanów i za pomocą jednego guzika, bumm, ich samochód eksplodował w pobliżu jeziora Pontchartrain. Idealny widok.

Szczury dostały to, na co zasłużyły.

— Mamy połączenie! — Rafa zerwał się do pionu, prawie zrzucając z kolan laptopa.

— Który? — zapytał Tobias, zdejmując z siebie czarny, obcisły T-shirt. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, w jak bardzo seksowny sposób to zrobił. Ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów chodzącego testosteronu. Umięśniona klata i te rozkoszne, zarysowane kwadraty na brzuchu wyprowadzały mnie z równowagi. Nie wspominając już o tych ciągnących się w dół liniach, które tworzyły to idealne V. Na jego opaloną skórę padały promienie słońca, które przedzierały się przez rozsuwane oko balkonowe.

Prawie zamruczałam z zachwytu.

Naprawdę zapierający dech widok.

I pomyśleć, że ten Meksykanin był mój, a co najlepsze kochał mnie, a ja jego.

Kosmos.

— Kurwa! Zgadnij, gdzie jest?

— Nie mam czasu na pieprzone zgadywanki, mów.

Tych dwóch prowadziło rozmowę, ale ja nie potrafiłam się na niczym skupić, bo mój wzrok był wlepiony w Księcia. Pożerałam go wzrokiem kawałek po kawałku i nie potrafiłam nad tym zapanować. Nie musiałam patrzeć na swoje sutki, by wiedzieć, że mu salutowały. Jedynie rana na jego barku, doprowadzała mnie do furii. Pieprzone szczury uszkodziły mi mężczyznę. Mojego mężczyznę. Mojego...

Może to się uda?

Przygryzając wargę, patrzyłam jak guzik po guziku, zapinał, tym razem jasnoszarą koszulę od Armaniego, pasującą do mojej zwiewnej sukienki. Byliśmy znowu dopasowani outfitem. Miałam pewność, że ubrał ją celowo, bo ostatnio często mu się to zdarzało. Ewentualnie Archie mógł mieć coś z tym wspólnego. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo ucieszył się z czyjegoś związku, tak jak robił to mój stylista. Choć nie musiałam, to potwierdziłam, że telewizja nie kłamie i jesteśmy parą. Brazylijczyk na tę informację prawie odleciał ze szczęścia. Twierdził, że wiedział, iż do tego dojdzie.

Wszyscy tak twierdzili...

Padło mi na głowę, bo o niczym innym nie myślałam, jak tylko wskoczyć na Rejesa i zaserwować sobie kolejną rundę rodeo. Byłam na niego tak napalona, że to zakrawało na chorobę psychiczną. Zdecydowanie mnie uszkodził. Był panem mojego ciała. Kontrolował bicie mojego serca i cholerny oddech.

Tak, to niewątpliwie była miłość. Popieprzona, ale miłość.

— Nilay? Zgadasz się? — To był wesoły głos mojego przyszłego szwagra.

— Mhmmm — odpowiedziałam, choć nawet nie wiedziałam, o co mnie pytał. Byłam za bardzo zajęta gapieniem się na Rejesa.

Taki pyszny...

— Nilay? — Tobias uniósł seksowanie brew, a na jego twarzy tańczył lubieżny uśmieszek.

— Mam ochotę przejechać po tobie językiem. W górę i w dół. — Demonstracyjnie poruszyłam językiem, jakbym lizała loda od nasady. — W sumie mam ochotę wylizać cię całego. Jesteś taki gorący. — Dotknęłam czoło, by sprawdzić, czy nie mam gorączki. Moje pożądanie było tak silne, że miałam wrażenie, że krew w moich żyłach płonie.

Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz