21. Nilay

9.4K 359 153
                                    

Pokochałam Lamborghini. Tak, zdecydowanie je pokochałam... W sumie to Rejes był jak ten samochód. Chwila nieuwagi i już pod nim leżysz.

Powinnam być zła, powinnam myśleć o tym, że jakoś ponad dwie godziny temu, ktoś zamordował mojego kuzyna i kilka metrów przed moim nosem, wysadził jego samochód, zamiast tego na mojej twarzy tańczył głupi uśmiech. Byłam chyba bardziej popieprzona, niż mi się zdawało.

Szczerze, to chyba w tej chwili miałam papkę zamiast mózgu.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobiłam komuś dobrze ustami. I, cholera, podobało mi się to. Ciągle odtwarzałam w głowie tę napiętą z rozkoszy twarz. Poruszająca się szczęka, ociężałe powieki i te głośne jęki, które odczuwałam w cipce. Powinni go za to zamknąć.

Seks z nim to jakiś kosmos! Dlaczego musiał być taki dobry? We wszystkim, dopowiadał ten wkurzający cichy głos z tyłu głowy.

Przez ponad godzinę pieprzyliśmy się w samochodzie jak dzikie króliki. Choć bolały mnie części ciała, o których w ogóle istnieniu nie miałam pojęcia, ciągle było mi mało. Kilka minut po pierwszym numerku, rozpoczęliśmy rundę drugą, potem trzecią, a po czwartej, czułam, że pozbyłam się wszystkich kalorii z mojego organizmu. Wziął mnie chyba na wszystkie możliwe sposoby. Boże, był świetny. Jak idealnie naoliwiona maszyna. Nigdy nie czułam się tak cudownie wypieprzona. To było bardzo niebezpieczne, ponieważ polizałam, a teraz chciałam ugryźć, a później może i nawet połknąć. Jak wiecie, co mam na myśli... Zaserwował mi tyle orgazmów, że nie potrafiłam ich zliczyć. Ciągle byłam na orgazmowym haju. No i byłam głodna. Tak głodna, że w tej chwili zjadłabym chyba konia z kopytami.

— Księżniczko, słyszysz mnie? — wyrwał mnie głos Księcia. Nawet nie zorientowałam się, że zdążył wyjść z samochodu, a teraz patrzył na mnie i trzymał w górze drzwi po mojej stronie.

— Co mówiłeś? — zapytałam oszołomiona i wyciągnęłam tyłek z samochodu. Czułam się, jakby nadal miała go między nogami.

— Krzywo chodzisz. — Zaśmiał się pod nosem, bardzo z siebie zadowolony.

Dupek!

Pokazałam mu środkowy palec i ruszyłam w stronę głównych drzwi. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie słowa. Jeśli zależało mu na tym, by zabrakło mi siły na sprzeczkę, osiągnął swój cel. Za wiele atrakcji jak na jeden dzień. W sumie za jakieś trzy godziny wzejdzie słońce. Wiedziałam, że to nie koniec, bo czekała nas jeszcze konfrontacja z rodzicami. Ja chciałam tylko się najeść i zatonąć w mojej jedwabiście miękkiej pościeli.

Cały mój plan poszedł się jebać, w momencie, w którym usłyszeliśmy serię wystrzałów, krzyki i lament.

— Okaleczę tę sukę i zaserwuje jej powolną śmierć! — To był głos Zahary, a raczej w tym momencie Sabatii.

Sukę?

Prawdopodobnie już wiedzieli, kto za tym stał.

Oboje z Księciem popatrzyliśmy sobie w oczy. Tak samo, gdy wchodziliśmy do Blu Luminoso. Książe się spiął, ja również. Orgazmowy haj prysł jak ukłucie pinezką balona.

— Ślicznotko... — to był głos Tobiasa seniora, który próbował ją uspokoić.

Dwa wystrzały i jeszcze głośniejszy lament.

— Nie uspokoję! — odkrzyknęła. — Wybuchł samochód przez nosem naszych dzieci, więc się nie uspokoję! Nie powinno w ogóle do tego dojść. A raczej powinnam zadać pytanie — jak w ogóle do tego doszło?!

— Auć, mamuśka — wymruczał pod nosem Książę. Wiedział, co oznaczała furia matki.

— Gdzie byliście?! Powiedziałam, że macie być wszędzie tam, gdzie oni! I nie obchodzi mnie to, co powiedzieli! Kto tu rządzi?! — Jej gniew nawet nie zmalał o jotę.

Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz