42. Michele

5.8K 343 108
                                    

— Mamy nagranie z kamer z lotniska. Mieli przebrania i peruki, ale ewidentnie widać, że to Nilay Amerigo i Tobias Rejes. Nie pokazywali nawet dokumentów. Wylecieli klasą ekonomiczną bezpośrednim lotem do LAX.

— Czy ktoś jeszcze im towarzyszył? — zapytał mój wspólnik.

— Nie, działali sami, szefie. Z nikim się nie kontaktowali. Jeśli gdzieś się pojawili, skutecznie pozbyli się nagrań z kamer. Jedyny trop, jaki w tej chwili mamy, to Saviano, lotnisko i sobowtóry.

Saviano, który jest martwy.

Oh, ta moja córeczka. Wszystko sobie dokładnie zaplanowała.

— Co mamy zrobić z sobowtórami?

— Wypuśćcie ich. Mają wrócić bezpiecznie do domu — odezwałem się tym razem ja. — I przyprowadźcie Houge.

— Oczywiście, szefie.

— Nie mogę uwierzyć, że zrobili coś takiego — fuknęła Zahara, kiedy nasz człowiek odszedł. — Praktycznie zabił mnie mój ukochany pierworodny. — Kręciła głową na boki.

— Wypuścili Lopeza. Tatiana spotkała się z nim w dokach. Podał jej dokładną lokalizację naszego magazynu, w którym jest dziesięć ton kokainy, która miała jutro trafić do UK. Za godzinę mają zrobić nalot. Co robimy? — zapytał Tobias.

— Pozwólmy im na ten ruch — powiedziałem spokojnie. — Niech ludzie dalej ją obserwują. Towar odzyskamy, a do UK trafi towar z Filadelfii, nie będzie żadnych opóźnień.

Zahara skinęła głową.

— Oni kombinują coś grubszego. Nie będą ryzykować, nie pojawią się tam — odezwał się Tobias. — Na pewno coś odstawią.

— W to nie wątpię, to w końcu nasze dzieci — mruknęła z krzywym uśmiechem moja wspólniczka. — Chodzi im o Vladimira. Obserwują go. Jestem pewna, że przestudiowali już ich rozmowy. Wszystko przeszło przez Jareda i Hektora. Ładnie to sobie wymyślili, ale dobrze, niech tak zostanie.

Westchnąłem głośno.

— Giorno już się z nimi kontaktował? — zapytałem.

— Tak. Otrzymali złe wieści. ­— Zaśmiała się złowieszczo, z zamyśleniem pocierała brodę. — Wiecie co, może to będzie dziwne, co teraz powiem, ale oni otworzyli mi oczy na pewne sprawy. Czas w końcu odciąć pępo... — Ktoś jej przerwał, pukając do drzwi. — Wejść — rozkazała.

Do pomieszczenia wszedł jeden z naszych ludzi i poinformował nas, że Houge już na nas czeka.

Wziąłem ostatni łyk wina, poprawiłem swoją marynarkę i wstałem. Musieliśmy przełożyć rozmowy na potem.

Wyszedłem na korytarz, zaraz za mną kroczyli moi przyjaciele. Skręciliśmy za róg i przeszliśmy do innego pomieszczenia. Nasi ludzi już czekali.

Człowiek, który od ponad dekady pracował dla mnie i był przyjacielem mojej córki, stał na twardo rozstawionych nogach, z rękami wzdłuż ciała, a podbródek trzymał wysoko uniesiony w górze. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Był profesjonalistą. Po prostu czekał. Jeśli był człowiek honoru, za którego go uważałem, a rzadko myliłem się co do ludzi, to zrobi to, co powinien.

— Leo — odezwałem się pierwszy do niego.

— Szefie. — Skinął mi głową z szacunkiem i nie przerywał kontaktu wzrokowego.

— Co u twojej żony i córki? — zadałem pytanie, podwijając rękawy marynarki.

Zauważyłem, że jego jabłko Adama drgnęło. W jego oczach mignął żal i tęsknota, ale to był zaledwie ułamek sekundy.

Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz