— Powiesz coś w końcu? — Tobias wychrypiał mi w ucho, przyciągając mnie bardziej do swojego boku.
Gdzie się nie obróciłam, wszędzie byłam ja. Ja na lewo, ja na prawo, ja na wprost. Wszędzie wisiały obrazy, ze mną w roli głównej. Może nie w całości, ale niezaprzeczalnie, to była moja cholerna osoba. Moje oczy. Moja skwaszona mina. Mój profil. I ostatnie, ja, leżąca bokiem na łóżku, w czarnej koszulce Tobiasa, która uwydatniała do połowy odkryte pośladki. To było jeszcze w Positiano.
On przez cały ten czas mnie malował. Naprawdę to kurde robił. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy miał na to czas. Ten człowiek miał niebywały talent. A co najlepsze, wystawił te wszystkie obrazy, w swojej olbrzymiej galerii sztuki.
Byłam zbyt oszołomiona, by coś przeszło mi przez gardło. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie tego.
— Podobają ci się? — zapytał.
Przeniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że przygryzał z nerwów wargę.
Czyżby Tobias Rejes się denerwował?
To mnie wyrwało z letargu.
— Jak myślisz? — Spojrzałam mu w te błyszczące oczy. Moja dłoń zaczęła sunąć tam i z powrotem po jego szerokiej piersi.
— Powiedz. — Pochylił się i musnął delikatnie moje wargi.
— Połechtam twoje ego, bo nie będę kłamać. Są piękne.
Na moje słowa uśmiechnął się tak szeroko, że moje serce pominęło kilka uderzeń.
Zwariowałam.
— Są piękne, bo ja na nich jestem. — Pokazałam mu język, na co zarechotał.
— Ta skromność, prawie taka sama jak moja — skwitował wesoło.
Wyszczerzyłam zęby.
Za dużo się nie różniliśmy.
— Ale kiedy ty to wszystko zdążyłeś zorganizować? Kiedy w ogóle to namalowałeś? — Nadal nie dowierzałam.
Ten mężczyzna był chodzącą sprzecznością. Zaskakiwał mnie na każdym kroku. Z jednej strony seksowny, brutalny, gniewny, szalenie inteligentny. Zaś z drugiej, słodki, kochany i troskliwy. Nie wiem jak on to robił, ale zrozumiałam, że kocham każdą jego stronę. Nawet tą irytującą do kwadratu.
Pochylił się i jego usta musnęły moje czoło.
— Czekałem na baty, a tu nic. — Wydymał słodko dolną wargę. — Nie jesteś wściekła, że wystawiłem je bez twojej zgody? — powiedział to tak niskim głosem, że przeszedł mnie dreszcz.
Byłabym, może jeszcze jakieś kilka tygodni temu, ale nie teraz...
— Od kiedy potrzebujesz mojej zgody? — Uniosłam się na palcach i pocałowałam kącik jego ust.
Moje hormony oszalały.
— Od kiedy uświadomiłem sobie, że cię kocham, szalona kobieto — wyznał bez krzty wahania.
Wstrzymałam na moment powietrze.
Te słowa były jak miód na moje uśpione serce. Z każdym takim wyznaniem, moje wątpliwości się rozmywały. I zaczęłam kwestionować to, co chciałam zrobić. Wiem, że ta decyzja wszystko zmieni. Może już nigdy nie będzie tak jak teraz. Jeszcze do niedawna, nie chciałam tego wszystkiego, ale z nim... To mogło się udać. To był jedyny mężczyzna, z którym tak naprawdę wyobrażałam sobie przyszłość. Od początku pragnęłam tylko jego, chociaż nieustannie próbowałam sobie wmawiać, że jest inaczej.
— Głupieje przez ciebie — rzuciłam i teatralnie przewróciłam oczami.
Uśmiechnął się zawadiacko.
— Nie, po prostu jesteś szaleńczo we mnie zakochana. — Puścił mi oko i gwałtownie przyciągnął za biodro.
— Zarozumialec — wydyszałam, zderzając się z jego klatą.
— Ale twój.
Pokiwałam głową z krzywym uśmieszkiem i po prostu go pocałowałam. Nadal było mi ciężko wyrażać swoje uczucia. Rejes był pierwszym mężczyzną, któremu wyznałam miłość. I wiedziałam, że ostatnim.
— Powiedź to, kochanie. To naprawdę nie boli — wymruczał. Jego oczy zaszły mgłą. W Tym samym czasie rozdzwonił się jego telefon, a po chwili mój. Cały nastrój szlag trafił.
Oboje spojrzeliśmy na wyświetlacze, a zaraz potem sobie w oczy. Zignorowaliśmy połączenia.
Nagle się obudzili. Ta akcja była nasza. Nie pozwolę, by teraz znowu przejęli stery.
Po raz drugi poczułam wibracje. Spojrzałam na wyświetlacz i obróciłam go w stronę Tobiasa. Ściągnął brwi z konsternacją, bo jego IPhone również znowu zapikał. Włożył mi go w dłoń. Dostał kilka fotografii martwego Ansiewa.
Zabili Wasilija.
Zaśmiałam się złowieszczo.
No dobrze, ale nadal mamy tego drugiego...
— Jestem zawiedziona, oni wciąż w nas wątpią. Obrażają naszą inteligencję.
Od razu powiązaliśmy koniec z końcem. Tylko do teraz zastanawiam się, jak tym dwóm się to udało.
— Przepraszam, szefowa — odezwał się Jiao łamanym angielskim, przerywając nam naszą wymianę spojrzeń. — Ale mamy problem.
— Jaki? — Rzuciłam mu ostre spojrzenie.
— Z tych gorszych wiadomości, te obrazy są trefne — przerwał nam Książę. Widząc moją minę, dodał szybko — te prawdziwe są w innej galerii, bezpieczne.
— Co?!
— Jesteś gotowa na rozpierduchę?
— Chyba nie mówisz, że zwabiłeś tu... Kurwa, nie zrobiłeś tego? Tutaj? — Na mojej twarzy wykwitł przebiegły uśmiech. — Wszyscy tu zaraz będą.
Prawie eksplodowały mi cycki. Urządzi dla mnie strzelaninę. To jak dostać gwiazdkę z nieba.
Ona mnie naprawdę chyba kocha.
— Wiedziałem, że to ci się spodoba. Chcą nas, to nas dostaną. — Objął mnie dłońmi w pasie. — Teraz dopiero jesteśmy kwita, kochanie — mruknął mi w usta.
Nie mogłam się tego doczekać...
Nie zdążyłam mu podziękować, bo te słowa przypieczętował mokrym pocałunkiem.
— Skurwysyny — odezwał się za naszymi plecami donośny głos z rosyjskim akcentem. Zaraz za nim kroki, należące do kilku, a może kilkunastu osób.
Oboje z Tobiasem zaśmialiśmy się, patrząc sobie głęboko w oczy.
A potem... Potem rozpętało się istne piekło...

CZYTASZ
Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)
RomanceOn - meksykański przystojniak, posiadający ego i IQ wielkości Ameryki. Spadkobierca fortuny, artysta, który po swojej matce nie tylko odziedziczył talent do malowania. Bo przecież sztuka to nie tylko obrazy, lecz także rozbryzgane mózgi wrogów, któr...