51. Nilay

6.8K 342 71
                                    

— Powiesz coś w końcu? — Tobias wychrypiał mi w ucho, przyciągając mnie bardziej do swojego boku.

Gdzie się nie obróciłam, wszędzie byłam ja. Ja na lewo, ja na prawo, ja na wprost. Wszędzie wisiały obrazy, ze mną w roli głównej. Może nie w całości, ale niezaprzeczalnie, to była moja cholerna osoba. Moje oczy. Moja skwaszona mina. Mój profil. I ostatnie, ja, leżąca bokiem na łóżku, w czarnej koszulce Tobiasa, która uwydatniała do połowy odkryte pośladki. To było jeszcze w Positiano.

On przez cały ten czas mnie malował. Naprawdę to kurde robił. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy miał na to czas. Ten człowiek miał niebywały talent. A co najlepsze, wystawił te wszystkie obrazy, w swojej olbrzymiej galerii sztuki.

Byłam zbyt oszołomiona, by coś przeszło mi przez gardło. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie tego.

— Podobają ci się? — zapytał.

Przeniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że przygryzał z nerwów wargę.

Czyżby Tobias Rejes się denerwował?

To mnie wyrwało z letargu.

— Jak myślisz? — Spojrzałam mu w te błyszczące oczy. Moja dłoń zaczęła sunąć tam i z powrotem po jego szerokiej piersi.

— Powiedz. — Pochylił się i musnął delikatnie moje wargi.

— Połechtam twoje ego, bo nie będę kłamać. Są piękne.

Na moje słowa uśmiechnął się tak szeroko, że moje serce pominęło kilka uderzeń.

Zwariowałam.

— Są piękne, bo ja na nich jestem. — Pokazałam mu język, na co zarechotał.

— Ta skromność, prawie taka sama jak moja — skwitował wesoło.

Wyszczerzyłam zęby.

Za dużo się nie różniliśmy.

— Ale kiedy ty to wszystko zdążyłeś zorganizować? Kiedy w ogóle to namalowałeś? — Nadal nie dowierzałam.

Ten mężczyzna był chodzącą sprzecznością. Zaskakiwał mnie na każdym kroku. Z jednej strony seksowny, brutalny, gniewny, szalenie inteligentny. Zaś z drugiej, słodki, kochany i troskliwy. Nie wiem jak on to robił, ale zrozumiałam, że kocham każdą jego stronę. Nawet tą irytującą do kwadratu.

Pochylił się i jego usta musnęły moje czoło.

— Czekałem na baty, a tu nic. — Wydymał słodko dolną wargę. — Nie jesteś wściekła, że wystawiłem je bez twojej zgody? — powiedział to tak niskim głosem, że przeszedł mnie dreszcz.

Byłabym, może jeszcze jakieś kilka tygodni temu, ale nie teraz...

— Od kiedy potrzebujesz mojej zgody? — Uniosłam się na palcach i pocałowałam kącik jego ust.

Moje hormony oszalały.

— Od kiedy uświadomiłem sobie, że cię kocham, szalona kobieto — wyznał bez krzty wahania.

Wstrzymałam na moment powietrze.

Te słowa były jak miód na moje uśpione serce. Z każdym takim wyznaniem, moje wątpliwości się rozmywały. I zaczęłam kwestionować to, co chciałam zrobić. Wiem, że ta decyzja wszystko zmieni. Może już nigdy nie będzie tak jak teraz. Jeszcze do niedawna, nie chciałam tego wszystkiego, ale z nim... To mogło się udać. To był jedyny mężczyzna, z którym tak naprawdę wyobrażałam sobie przyszłość. Od początku pragnęłam tylko jego, chociaż nieustannie próbowałam sobie wmawiać, że jest inaczej.

— Głupieje przez ciebie — rzuciłam i teatralnie przewróciłam oczami.

Uśmiechnął się zawadiacko.

— Nie, po prostu jesteś szaleńczo we mnie zakochana. — Puścił mi oko i gwałtownie przyciągnął za biodro.

— Zarozumialec — wydyszałam, zderzając się z jego klatą.

— Ale twój.

Pokiwałam głową z krzywym uśmieszkiem i po prostu go pocałowałam. Nadal było mi ciężko wyrażać swoje uczucia. Rejes był pierwszym mężczyzną, któremu wyznałam miłość. I wiedziałam, że ostatnim.

— Powiedź to, kochanie. To naprawdę nie boli — wymruczał. Jego oczy zaszły mgłą. W Tym samym czasie rozdzwonił się jego telefon, a po chwili mój. Cały nastrój szlag trafił.

Oboje spojrzeliśmy na wyświetlacze, a zaraz potem sobie w oczy. Zignorowaliśmy połączenia.

Nagle się obudzili. Ta akcja była nasza. Nie pozwolę, by teraz znowu przejęli stery.

Po raz drugi poczułam wibracje. Spojrzałam na wyświetlacz i obróciłam go w stronę Tobiasa. Ściągnął brwi z konsternacją, bo jego IPhone również znowu zapikał. Włożył mi go w dłoń. Dostał kilka fotografii martwego Ansiewa.

Zabili Wasilija.

Zaśmiałam się złowieszczo.

No dobrze, ale nadal mamy tego drugiego...

— Jestem zawiedziona, oni wciąż w nas wątpią. Obrażają naszą inteligencję.

Od razu powiązaliśmy koniec z końcem. Tylko do teraz zastanawiam się, jak tym dwóm się to udało.

— Przepraszam, szefowa — odezwał się Jiao łamanym angielskim, przerywając nam naszą wymianę spojrzeń. — Ale mamy problem.

— Jaki? — Rzuciłam mu ostre spojrzenie.

— Z tych gorszych wiadomości, te obrazy są trefne — przerwał nam Książę. Widząc moją minę, dodał szybko — te prawdziwe są w innej galerii, bezpieczne.

— Co?!

— Jesteś gotowa na rozpierduchę?

— Chyba nie mówisz, że zwabiłeś tu... Kurwa, nie zrobiłeś tego? Tutaj? — Na mojej twarzy wykwitł przebiegły uśmiech. — Wszyscy tu zaraz będą.

Prawie eksplodowały mi cycki. Urządzi dla mnie strzelaninę. To jak dostać gwiazdkę z nieba.

Ona mnie naprawdę chyba kocha.

— Wiedziałem, że to ci się spodoba. Chcą nas, to nas dostaną. — Objął mnie dłońmi w pasie. — Teraz dopiero jesteśmy kwita, kochanie — mruknął mi w usta.

Nie mogłam się tego doczekać...

Nie zdążyłam mu podziękować, bo te słowa przypieczętował mokrym pocałunkiem.

— Skurwysyny — odezwał się za naszymi plecami donośny głos z rosyjskim akcentem. Zaraz za nim kroki, należące do kilku, a może kilkunastu osób.

Oboje z Tobiasem zaśmialiśmy się, patrząc sobie głęboko w oczy.

A potem... Potem rozpętało się istne piekło...


Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz