15. Nilay

9K 345 185
                                    

Uwielbiałam ten taras. Otaczał połowę posiadłości. Rosły w nim drzewka cytrynowe i amarantowe kwiaty. Część jego zajmował ogromny basen bez krawędzi, z widokiem na lazurowe morze.

Postanowiłam się zrelaksować, bo przecież oprócz tego, że miał odbyć się wymarzony ślub mojej siostry, miałam wypocząć. Jednak nie byłabym sobą, gdybym wszystkiego nie kontrolowała. W mojej głowie toczyły się ciągłe batalie. Musiałam wbić do tej pustej głowy panu szowinistycznemu, że jestem szefową, czy mu się to podoba, czy nie! Postanowiłam, że tym razem rozegram to, jako odpowiedzialna i rozsądna Nilay. Nie będę do nikogo strzelać i obejdzie się bez rękoczynów.

No przynajmniej takie mam plany...

Na dworze było chyba z pięćdziesiąt stopni. Żar lał się z nieba, a wiatr chyba całkowicie opuścił wyspę.

Leżałam na nowoczesnym łóżku ogrodowym, przypominającym białą falę i prażyłam swoje ciało, które zakrywało tylko kuse, beżowe bikini od Christiana Diora. Kilka minut temu wyszłam z basenu. Ester wydzierała się na mnie, że nie powinnam moczyć szwów, ale miałam to kompletnie gdzieś. Noga była niczym, w porównaniu z tysiącem innych urazów, jakich doznałam w swoim krótkim życiu. Miałam zamiar pływać i się opalać. Wystarczyły dwa dni, by moja skóra przybrała ładny złotobrązowy kolor.

Potrzebowałam zimnego alkoholu. I przepychacza. Niekoniecznie w tej kolejności.

Jak ona znowu miała na imię? Giovanna, Giorgia?

— Giovanna, przynieś mi limoncello. Tylko tym razem mniej lodu — rzuciłam, zasłaniając oczy rondem wielkiego, słomianego kapelusza, który miałam na głowie.

Może i była nowa, ale działała mi na nerwy. Ciągle czegoś zapominała albo myliła. Ileż można w kółko powtarzać to samo?

Krucho było z moją cierpliwością.

— Greta, pani Amerigo — poprawiła mnie, lekko się jąkając.

Wiedziałam, że coś na G.

Odsunęłam kapelusz z twarzy i obrzuciłam ją kwaśnym spojrzeniem. Zastanawiałam się, skąd ją tatuś wytrzasnął.

— Masz czelność mnie poprawiać, a sama nie potrafisz zapamiętać jednej rzeczy? — fuknęłam rozdrażniona. — Po drugie panno Amerigo.

— Przepraszam, panienko Amerigo — jąkała się. Ledwo udało się jej skleić to zdanie. Z przerażeniem patrzyła na moją broń, która leżała na stoliku.

— Nie powinnaś być już z powrotem? — zapytałam z przesadnym uśmiechem psychopatki.

— Oczywiście, panienko. — Ruszyła w stronę domu, aż się za nią dymiło.

Odprowadziłam ją wzrokiem. W jej przeciwnym kierunku szedł Rafael w czarnym, dobrze skrojonym garniaku za kilka kafli. Wysoki, dobrze zbudowany, z perfekcyjną fryzurą. Nie tak przystojny, jak mój Książę, ale nie można zaprzeczyć, że było z niego niezłe ciacho. Na dodatek inteligentne i tak samo niebezpieczne. I można powiedzieć, że darzyłam go sympatią.

Mój? Naprawdę tak pomyślałam.

Książę, duży i twardy dosłownie wszędzie...

Potrząsnęłam tak mocno głową, że strzeliło mi coś w szyi.

Do diabła! Nilay!

Powinnam prosić Rafaela, by zresetował mi dysk, ale w głowie.

— Jestem, tak jak chciałaś — odezwał się tym swoim głębokim barytonem. Nie umknęło mojej uwadze, jak otaksował moje ciało wzrokiem.

Spadkobierca Sabatii || (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz