Therese pakowała właśnie resztę swoich rzeczy do kartonowego pudła. Obawiała się, że o czymś zapomni to też, ostatni raz przeszła się po pustym już mieszkaniu, zaglądając w każdą możliwą szafkę.
– Nie spuszczaj się tak nad tym mieszkaniem - odezwał się Ethan, zasapanym głosem, stając za jej plecami.
– Sprawdzam czy na pewno wszystko spakowałam - uśmiechnęła się lekko, odgarniając włosy z twarzy.
Mężczyzna zaśmiał się i wziął ostatnie pudło z ziemi, by kilka sekund później wyjść z mieszkania i wsadzić je do swojego bagażnika. Therese poszła zaraz za nim i gdy stała już za drzwiami z całych sił starała się nie dać po sobie poznać ile kosztuje ją zostawienie tylu wspomnień w tym domu. Wiedziała, że gdy tylko je zamknie, bezpowrotnie straci je wszystkie. O tym złych wolała nie pamiętać.
Minął miesiąc odkąd ostatni raz widziała się z Carol. Wciąż, kiedy w jej głowie pojawiał się obraz kobiety czuła ból, ale uświadomiła sobie, że z każdym kolejnym dniem było coraz łatwiej.
Wsiadła w końcu do auta przyjaciela, spoglądając ostatni raz w swoje okna.
– Jedziemy? - zapytał, kładąc dłoń na skrzyni biegów. Therese kiwnęła głową i ruszyli.
Udało jej się dostać pracę w bibliotece, dzięki czemu mogła pozwolić sobie na wynajęcie czegoś w lepszej okolicy. Zresztą...nawet jeśli miałaby znaleźć sobie mieszkanie w dużo gorszej lokalizacji, to zapewne byłoby to lepsze niż mieszkanie wciąż tutaj, z sąsiadami którzy patrzyli na nią spode łba i którzy po cichu plotkowali o jej "niemoralnym" prowadzeniu się.
Późno w nocy skończyła wypakowywać rzeczy. Ethan pojechał do domu parę godzin wcześniej, obiecując że zjawi się następnego dnia i pomoże jej poskręcać szafkę i stół.
Usiadła w końcu na swojej miękkiej, nowej sofie z piwem w ręku i rozejrzała się jeszcze raz po swoim nowym lokum. Mieszkanie nie było duże, miało dwa małe pokoje, słoneczną i dosyć sporą kuchnię i łazienkę z wanną. Na ścianach położone zostały wzorzyste tapety, a podłogę okalał jasny dywan.
Cieszyła się, że tu mieszka. W ostatnim czasie mało rzeczy sprawiało jej radość, więc uważała to za swój sukces, że w końcu znalazła choć jedną rzecz, z której może być dumna i może się nią cieszyć.
W bibliotece przy uniwersytecie Columbia zawsze kręciło się sporo osób. Zazwyczaj byli to studenci, którzy przychodzili aby trochę się pouczyć, albo wypożyczyć jakiś istotny podręcznik. Rzadko kiedy w gmachu zjawiała się osoba "z zewnątrz". Dzisiejszego dnia jednak, gdy rozwoziła wózkiem oddane książki spostrzegła dziwnie znajomą postać i mogłaby sobie dać rękę uciąć, że nie jest to jeden ze studentów. Mężczyzna stał do niej bokiem, między regałem z beletrystyką a literaturą piękną. Kojarzyła jego twarz, ale za żadne skarby nie potrafiła jej dopasować do nikogo, kogo poznała (nawet mimochodem) w ostatnim czasie.
Nie chciała dłużej przyglądać się mężczyźnie, to też weszła w zupełnie inną alejkę i po kolei rozstawiała książki na półkach. Była dopiero jedenasta, ale czuła się zmęczona i chciała zamknąć się w swoim domu i z nikim nawet nie rozmawiać. Na pewno nie pomagał również fakt, że na dworze było parnie i upał nie tylko jej dawał się we znaki. W bibliotece termometr pokazywał dwadzieścia siedem stopni i nawet mały wiatrak, który miała ustawiony przy ladzie, nie dawał rady jej ochłodzić.
Weszła na drabinę, aby odstawić na miejsce kilka książek i już miała z niej schodzić, gdy nagle usłyszała głos, który dobiegał z dołu. Ktoś wołał jej imię i gdy natrafiła na delikwenta wzrokiem, zrobiła zdziwioną minę, bo wciąż nie potrafiła przypomnieć sobie kim jest ten mężczyzna, którego parę chwil wcześniej widziała w alejce.
CZYTASZ
Niepodzielność
RomanceTherese Belivet ma wszystko o czym może marzyć kobieta pod koniec lat 40. Dobrze sytuowanego narzeczonego, satysfakcjonującą pracę i plany na resztę swojego życia. Wszystko się jednak zmienia, gdy poznaje ona matkę swojego przyszłego męża. Piękna i...