LII.

654 30 6
                                    

– Jak tu pięknie! - westchnęła głośno Therese, opierając się dłońmi o barierki, które chroniły przyjezdnych w to miejsce przed rychłym upadkiem w dół stromej skarpy. 

Carol stała nieopodal i uśmiechała się pod nosem widząc szczęśliwą partnerkę. Od dawna nigdzie razem nie wychodziły i pomysł na taką wycieczkę urodził się w jej głowie dzisiejszego poranka, gdy zamiast jęków Therese, usłyszała podniesiony głos Richarda i Ruby (która od dobrych kilku dni przesiadywała notorycznie w domu Carol). 

Był późny wieczór, gdy dojechały w to miejsce. Miejsce oddalone od świata, miejsce w którym przez chwilę mogły odpocząć. Znalezienie go nie było wcale takie łatwe i tylko nieliczni znali drogę na pamięć. Inni zazwyczaj zajeżdżali tutaj zupełnie przypadkowo i tak szybko jak wjechali w krętą drogę, tak szybko z niej zjeżdżali.  

Wiele lat temu przyjeżdżała tutaj z Abby, aby na tylnym siedzeniu jej samochodu kochać się do utraty tchu. Tylko tutaj mogły naprawdę poczuć, że są razem, mogły poczuć, że zewnętrzy świat jest poza nimi, że nie są jego częścią. Były wtedy takie młode i naiwne. Wierzyły, że ich sekret pozostanie tylko między nimi, że nikt oprócz ich dwójki nie ma i nie będzie miał do niego dostępu. Mając trochę ponad dwadzieścia lat czuły się tak jakby należały do jakiegoś elitarnego klubu, gdzie wszystkie tajemnice zostają tylko i wyłącznie między jej członkami. Smakowały zakazanego owocu z największą rozkoszą, zapominając zupełnie o tym, że jedna z nich miała męża i dziecko, a druga od szkoły średniej musiała ukrywać się przed wszystkimi z tym kim jest. 

Z perspektywy czasu, Carol wiedziała, że sprawiła mężowi za dużo bólu. Długo zajęło jej pogodzenie się z tym kim jest i przyznanie przed samą sobą, że postąpiła źle. 

Teraz, gdy patrzyła na Therese, na jej zaróżowione od mrozu policzki i nos, na jej długie brązowe włosy, które mroźny wiatr rozwiewał na wszystkie strony, widziała siebie sprzed wielu lat. Młodą, pełną życia, z głową pełną marzeń.  Czasem tęskniła po cichu do tamtych chwil, rozmyślała o nich z sentymentem i nagle, gdy przytomniała uświadamiała sobie, że te dwadzieścia lat minęło jej zbyt szybko, że choć starała się brać od życia pełnymi garściami, to czas nieubłagalnie płynął i miała już go coraz mniej. 

– Nie jest ci zimno? - zapytała, podchodząc do Therese i obejmując ją od tyłu. 

Therese pokręciła szybko głową i obróciła się w stronę Carol, zarzucając jej ramiona na szyję. 

– Bo wiesz - zaczęła blondynka z szelmowskim uśmiechem - Zawsze mogę cię rozgrzać w samochodzie. 

– Myślisz tylko o jednym - pocałowała ją wolno, ale w myślach nie wykluczyła tej opcji. 

– Korzystam póki mogę - odparła i przez ramię dziewczyny spojrzała na rozpostarty przed nimi horyzont.

 Całe miasto, na które miały widok, rozświetlone było przez setki tysięcy małych światełek, które przypominały chmarę świetlików dzięki którym w ciemnym lesie robiło się choć trochę widniej. 

Nagle huk, jaki usłyszały oderwał je od siebie, a ich serca zaczęły mocniej bić. Spojrzały w  kierunku wystrzału i na niebie spostrzegły petardy, które ułożyły się w kształt spadającej gwiazdy. 

– Do Nowego Roku jeszcze trochę zostało - zauważyła Carol i mocniej objęła Therese, która z nieukrywaną fascynacją przyglądała się rozmywającej się powoli gwieździe. 

– Może ktoś zaczął już wcześniej świętować? 

– Może - skwitowała krótko, a w środku była zirytowana tym, że ktoś pozwolił, aby ich intymna chwila została zniszczona - Chodź do samochodu napić się gorącej herbaty. 

NiepodzielnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz