a rush

432 30 21
                                    

Choi San nie był nigdy ekstrawertykiem. Był raczej introwertykiem, który całą uzbierana energię w ciągu dnia wyładowywał podczas spotkań z przyjaciółmi, wprowadzając kompletny chaos. Ale mimo wszystko jako człowiek towarzyski miał wiele różnych relacji, oj wiele.

Od piaskownicy miał tuzin przyjaciół. Rodzice śmiali się, że ma w sobie jakąś dziwną energię, która zjednywała ludzi ku niemu. Gromadzili się wokół niego niczym zaczarowani. Każdego dnia bawił się z kimś innym, a gdy dochodziło do wycieczek szkolnych każdy chciał siedzieć obok niego w autobusie. Podobało mu się to. Wiedział, że nie ważne, co by się stało, nie zostanie sam. Zawsze znajdzie się ktoś kto mu będzie towarzyszył.

Jako najmłodszy w domu był oczkiem w głowie ojca, pasjonata sztuk walki, który zawsze marzył o synu. Starsza córka mało co go interesowała, zdaniem głowy rodu nie była w stanie przejąć męskich ideałów, które tak bardzo chciał przekazać Choi dzieciom. Ojciec w każdy weekend zabierał Sana do klubu Taekwondo z nadzieją, że wychowa syna na mistrza. Finalnie młody Choi minął się z powołaniem, ale nigdy nie zapomniał godzin spędzonych na macie.

Był jeszcze dziadek, który w sumie go wychował. Bo jak rodzice mieli czas dla niego tylko w weekend, to jego dziadek był na każde skinienie głową. To on obserwował pierwsze sukcesy w szkolę Sana, pierwszy mecz siatkówki na pozycji libero, czy występy wokalne z okazji różnych świąt.

Z mamą, mimo, że ją bardzo kochał, spędzał najmniej czasu. Po powrocie z pracy gotowała późny obiad, a potem od razu odsyłała chłopca do pokoju odrabiać zadania domowe. Czasem porozmawiali, ale sporadycznie. Była jednak jedna rzecz, która szczególnie zawdzięczał swojej matce. Miłość do roślin. W ich domu było mnóstwo zieleni, wręcz rosła tam mała dżungla. Kobieta po ciężkim dniu w pracy miała małe hobby, coś w rodzaju leku na wszystkie stresy i nerwy. Robiła wiązanki z kwiatów. Dlatego razem z Haneul wychodzili czasem poszukać jakiś roślin, z których ich mama mogłaby zrobić kompozycje. Nie raz zdążyło im się zerwać jakiś kwiat pod ochroną, ale cicha kobieta wybaczała im nawet takie pomyłki. To właśnie matka nauczyła go mowy kwiatów,

Koniec szkoły podstawowej był dla niego lekkim szokiem. Nagle wszystkie jego przyjaźnie legły w gruzach. Tak jakby były spisane bezwzględnym kontraktem na kilka lat wspólnej nauki. Mama zabrała go z siostrą na wieś i spędzili tam całe wakacje. Z dala od miasta, które mały Choi zaczynał powoli nienawidzić. Miał trochę poczucie jakby cały jego świat runął a wizja nowej szkoły przerażała go bardziej niż inne rzeczy na tym świecie. Ale w końcu nadszedł czas na pogodzenie się z przeszłością i chłopak musiał ruszyć dalej.

Nie był nigdy najlepszym uczniem. Ale nie dlatego, że nie mógłby, bo predyspozycje miał. Dla jego rodziny był wystarczający i to się liczyło. Oczywiście jego matką, nie byłaby koreańską matką, gdyby nie zwyzywała go kilkanaście razy od debili i nieuków, ale mimo wszystko była usatysfakcjonowana jego wynikami w nauce. Był w pierwszej trójce klasowej i nie zamierzał być wyżej. Brzydziła go wieczna wojna między jednym chłopakiem a dziewczyną w klasie, którzy potrafili wobec siebie używać naprawdę okropnych wyzwisk, tylko dlatego, że jeden był lepszy na teście. Ale po części rozumiał ich. Niektórzy ludzie nie mieli żadnych pasji, więc nauka była jedyną dziedziną, która dawała im możliwość bycia najlepszym. Ta dwójka była słaba w sporcie, nie śpiewali, na instrumentach też nie grali, a gdy trzeba było zrobić coś kreatywnego, źle się czuli i chadzali do pielęgniarki.

To właśnie w gimnazjum odkrył minusy bycia popularnym. Bo jak w podstawówce otaczający go wianuszek kolegów dawał mu dużo zabawy, to w gimnazjum równało się to z ciągłym obserwowaniem. Tu klub sportowy, tam zaśpiewaj piosenkę z okazji apelu, a tam wygraj konkurs, co z tego że chuja wiesz. Był cholernie zmęczony tym. W szkole dawał z siebie 100% tylko po to, żeby nie zawieść  innych, a do domu wracał już półtrupem.VDojrzewał i potrzebował przyjaciela. Kogoś kto będzie z nim cały czas, komu zaufać i powie wszystkie swoje sekrety. Lecz nikogo takiego nie było. Tyle ludzi było zainteresowanych jego osobą, a że nie chciał sprawić nikomu przykrości, oddawał każdemu cząstkę siebie, zostawając z niczym. Mimo to czuł, że nie będzie nigdy sam.

City of stars / Seongjoong, WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz