to look in somebody's eyes

429 33 35
                                    

Mingi nie zareagował ani trochę na dźwięk otwierających się drzwi do mieszkania. Gdyby go okradali, spałby w najlepsze, nie wiedząc nawet, że ma gości. Nawet jakby wybuchła wojna i wyłyby wszystkie syreny w mieście on i tak pogrążony w śnie, smacznie drzemałby w połowie przykryty kołdrą.

- Mingi, wstawaj - ktoś szturchnął jego ramię, ale olał to.

Nie miał po co wstawać. Żył nocą, nie dniem.

Po jego pokoju walała się sterta pustych opakowań ramyun, do tego porozrzucane czyste jak i brudne ubrania. Po kątach leżały poupychane puste puszki po energetykach i butelki po mineralnej wodzie. Jedynie schludnie wyglądającym miejscem w pokoju było biurko na którym stał cały sprzęt. Kilka mikrofonów, głośniki, komputer i cała kolekcja gier poukładana alfabetycznie w specjalnych segregatorach.

- Mingi, wstawaj! - chłopak tylko obrócił się na materacu. - Kurwa Mingi!

Poczuł jak ktoś się nam nim pochyla. Dotyka jego rąk i agresywnie zaczyna nimi trząść.

-Mingi? Mingi?! MINGI?!

Koniec wygłupów.

- Cześć Yuyu - otworzył leniwie oczy i beztrosko uśmiechnął się. Yunho odskoczył od niego jak poparzony.

- Kurwa Mingi, przestraszyłeś mnie. Już myślałem, że nie żyjesz - Song wybuchł śmiechem, ignorując zupełnie drugiego chłopaka.

- Co robisz tu o tej porze i w ogóle jak tu wlazłeś? - podniósł się z materaca i stanął przed wyższym chłopakiem ubranym w czarną sportową bluzę.

- Twoja mama dała mi klucze, nie pamiętasz? Żeby cię ogarnąć jak będzie potrzeba - pomachał pękiem srebrnych kluczy. Po jego minie można było stwierdzić, że nie był zadowolony.

- Ah racja. Spisała mnie na straty już dawno.

Przyjaźnili się niemal od urodzenia. Ich mamy były dawnymi przyjaciółkami, mieszkali też nie daleko siebie. Często się spotykali aż w końcu naturalnie się zakolegowali.  Yunho jako ten starszy zawsze opiekował się Mingim, który był, jak mówił jego ojciec, „małym aspołecznym dzikusem”.

Mały Song całe dnie spędzał, napierdalając ze starszym bratem w Tomb Ridera, czy w grę na nowej konsoli Nintendo, którą dostał na urodziny. W szkole stał z boku i Yunho na siłę musiał go ciągnąć do innych dzieci. Choć nadawali na tym samym falach, byli kompletnie rożni. Yunho był zawsze z przodu, a Mingi ciągnął się za nim niczym absorbujący cień.

I choć nie wyglądał, pomysłodawcą ich wszystkich durnych wybryków w dzieciństwie był właśnie Ming. Lecz gdy dochodziło co do czego, zawsze całą winę brał na siebie Yunho, chcąc ochronić młodszego przed problemami. Bo jak Yunho sobie w miarę radził z nauką, Mingi ledwo zdawał. Jedyne co go ratowało to umiejętność szybkiego liczenia. Całą podstawówkę chodził na konkursy matematyczne i wygrywał je, aż do gimnazjum, kiedy nawet tego mu się odechciało.

Całą nadzieję pani Song pokładała w starszym synu, a Mingiego pozostawiła na barkach Yunho, który miał dopilnować, żeby chłopiec nie wpadł w żadne tarapaty. I tak całe życie. Mingi się po prostu uzależnił od Jeonga. Nie potrafił bez niego funkcjonować i podążał za nim niczym lojalny pies.

- Więc po co tu przyszedłeś? - zgarnął z fotela granatową chyba czystą bluzę i założył ją. W malutkim mieszkaniu było strasznie zimno. Jedyne ciepłe miejsce to było pod grupa warstwą kołderki.  Ogrzewanie działało tam prawidłowo sporadycznie, a w sumie to nigdy.

- Dzwoniłem do ciebie. Nie odbierałeś - wyższy rzucił mu surowe spojrzenie.

- Przecież wiesz, że rano nie odbiorę. Śpię - Mingi znowu zaczął się śmiać.

City of stars / Seongjoong, WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz