28. Red lion

37.7K 1.4K 132
                                    

Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Lily ani razu się już do mnie nie odezwała i dobrze. Byłem wkurwiony i nie chciałem wyładowywać złości na tej drobnej i wrażliwej osóbce.
- Już – mruknąłem i wjeżdżając na parking, zgasiłem silnik.
- Dzięki – burknęła pod nosem i otworzyła drzwi.
O mało co nie wywróciła się, gdy szybko wyszła z auta i trzasnęła głośno drzwiczkami. Gdyby to był ktoś inny to dostałby za to wpierdol. Westchnąłem głęboko i ruszyłem za nią.
Stała przy drzwiach i już miała dzwonić, ale zatrzymałem ją. Przyparłem jej kruche ciałko do ściany i spojrzałem głęboko w oczy.
- Puść mnie – syknęła i zaczęła się szarpać, ale nie ustępowałem.
Trzymałem jej nadgarstki tuż nad jej głową, a biodrami napierałem na jej brzuch.
- Spójrz na mnie – nakazałem, gdy spuściła wzrok.
Zaczęła się ze mną droczyć, bo specjalnie spoglądała w każdą możliwą stronę, tylko nie na mnie.
- Lily, błagam – westchnąłem zażenowany i pocałowałem ją lekko w czoło, myśląc, że to wszystko załatwi.
Myliłem się, bo dziewczyna gwałtownie wyszarpała się z mojego uścisku i przywaliła mi w twarz.
*Lily*
- Nie dotykaj mnie – warknęłam i korzystając z okazji, że był zdezorientowany, wbiegłam do domu zamykając drzwi na klucz. Jedyne czego teraz potrzebowałam to duża ilość lodów i mój ulubiony serial „Family”.
Harry nie dobijał się już do moich drzwi, co bardzo mnie ucieszyło. Lepiej, żeby zniknął mi z oczu jak najszybciej. I na zawsze.
- Cześć – usłyszałam głos Justina, w akompaniamencie czyichś szeptów.
Ugh, czyli zaprosił kolegę.
- Hej – powiedziałam cicho i wyjrzałam z kuchni na przedpokój, w którym znajomy Justina nieudolnie próbował zdjąć buta.
- Jest pijany – poinformował Justin, a ja przewróciłam oczami.
Jak może zapraszać do NASZEGO domu jakiegoś pijanego gościa? Nie życzę sobie tego i lepiej, żebym więcej go nie widziała.
- Justin! – głośny krzyk wydobył się z gardła blond chłopaka, który leżał na podłodze i śmiesznie wywijał nogami.
- Zrób z nim coś – odparł chłopak i ruszył na górę, zostawiając mnie sam na sam z pijanym mężczyzną.
 Co do cholery? Przyprowadził do domu zalanego w trzy dupy człowieka i każe mi się nim opiekować? Najchętniej to zostawiłabym go tak w tym przedpokoju, ale miałam serce i postanowiłam mu pomóc.
- Chodź na kanapę – nakazałam mu i patrzyłam jak sobie radzi.
W każdym razie, nie radził sobie wcale. Leżał na kafelkach jak foka wyrzucona na brzeg i próbował wstać. Odetchnęłam, żeby przypadkiem nie wybuchnąć gniewem i podeszłam do niego, aby pomóc mu wstać.
Chłopak oparł się o moje plecy i z wielkim trudem wstał. Przez tą sytuację na pewno kręgosłup mi się kiedyś odpłaci, bo ten facet wcale nie był lekki.
Podprowadziłam go do kanapy i wręcz pchnęłam go na nią, żeby jak najszybciej od niego uciec.
- Dobranoc – uśmiechnął się szeroko i rozłożył wygodnie wzdłuż.
Prychnęłam pod nosem i ruszyłam na górę, z zamiarem opieprzenia Justina. Zastanawiałam się też, gdzie może podziewać się Lucy. Nie widziałam jej od jakiś 2 dni i szczerze mówiąc martwiłam się, więc postanowiłam zapytać o to Justina.
- Justin – szepnęłam wchodząc do jego pokoju i zastając go leżącego na łóżku.
Odwrócił się w moją stronę i kiwnął głową, abym mówiła dalej.
- Wiesz, gdzie jest Lucy?
- Nie – warknął – Skąd mam to wiedzieć?
On z Harrym idealnie by się dogadywali. Obaj są nadpobudliwi i nie mają za grosza szacunku do innych.
- Tylko zapytałam – wymamrotałam.
- To kurwa nie pytaj – wycedził przez zęby i wyciągnął jednego papierosa z paczki, która leżała tuż obok niego.
Jeszcze pół roku temu twierdził, że fajki to najgorsze co może być i nigdy nie będzie się tym truł, a tu proszę. Ludzie się zmieniają.
Skinęłam głową, nie chcąc go dłużej widzieć i ruszyłam do pokoju. Przejrzałam stare segregatory, które trzymałam w biurku, aby przypomnieć sobie coś za czasów szkolnych.
Dopiero teraz przypomniało mi się, że powinnam zacząć pracować. Justin nie może płacić za mnie całego czynszu, a poza tym potrzebuję coś na jedzenie i ubrania. Być może przyjmą mnie z powrotem do klubu.
Nagle w całym domu rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
Jeśli to kolejny z pijanych kumpli Justina to przysięgam, że zabiję. Po drodze zajrzałam do pokoju Justina, ale nie było go tam. Widocznie musiał wyjść.
Zdenerwowana zbiegłam na dół i popędziłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam kogoś, kto w tej chwili był mi najmniej potrzebny do szczęścia.
- Cześć – uśmiechnął się ukazując swoje idealne zęby.
- Czego chcesz Harry? – syknęłam i już miałam zamykać drzwi, ale zatrzymał je swoją stopą.
- Mam coś dla Ciebie – wykrztusił i sięgnął gdzieś w bok.
Po chwili w jego objęciach leżała ogromna maskotka, którą widziałam na straganie w wesołym miasteczku.
- Wróciłem tam i przeprosiłem tego gościa. Wygrałem dla Ciebie to – wskazał na wielkiego misia i wręczył mi go – Przepraszam, Lily.
Nie mogłam w to uwierzyć. Najważniejszym z tego wszystkiego było, że przeprosił niewinnego chłopaka.
- Harry – szepnęłam i zaśmiałam się – Zmieniasz się.
- Dla Ciebie, pamiętasz?
Nie odpowiedziałam nic, tylko rzuciłam mu się w ramiona.
- Dziękuje – wydusiłam, a on złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Chcę Cię gdzieś zabrać – powiedział i spojrzał w moje oczy – Ponownie. Pozwolisz mi na to?
Uśmiechnęłam się szeroko i przytaknęłam. Nie mogłam się doczekać czasu spędzonego z tym roztrzepanym facetem.
*
-Harry-
Byłem z siebie tak kurewsko dumny. Udało mi się. Wybaczyła mi, rzuciła się w ramiona i na dodatek zgodziła się ze mną wyjść. Mój plan zaczyna działać szybciej niż myślałem. Jak tak dalej pójdzie, to już za tydzień wskoczy mi do łóżka. Jestem zajebisty.
- Gdzie tym razem idziemy? – zapytała, trzymając mnie za dłoń.
Powiem szczerze, że pierwszy raz chodzę z dziewczyną złapany za rękę. To coś zupełnie nowego, ale też przyjemnego.
- Pójdziemy w jedno miejsce – oznajmiłem i potarłem kciukiem jej wewnętrzną stronę dłoni – Ale zobaczysz dopiero jak dojdziemy.
- To chodź – uśmiechnęła się i zaczęła mnie ciągnąć do przodu – Chcę jak najszybciej dojść.
Zacząłem się głośno śmiać, a dziewczyna chyba nie załapała co takiego powiedziała. Może nie miała tego na myśli, ale zabrzmiało to śmiesznie.
- Co? – zapytała i po chwili zrobiła się czerwona, gdy zrozumiała o co mi chodzi.
- Nie nic – zachichotałem.
- Harry! – burknęła i pchnęła mnie w ramię – Chcę dojść w tamto miejsce, a nie.. wiesz.
- Już dobrze – wyszeptałem i pocałowałem ją w czoło.
Zauważyłem, że dość często to robię i w sumie podoba mi się to.
Oczywiście, że wolałbym całować ją gdzieś indziej. W usta lub no wiecie, ale na razie postanowiłem zostać przy czole i policzku.
*
Na miejscu byliśmy po 20 minutach powolnego spaceru.
Zabrałem ją w moje ulubione miejsce.
- Co to jest? – zaśmiała się – Gdzie jesteśmy?
- Chodź – pociągnąłem ją w stronę wysokiej górki, na którą miałem zamiar się wspiąć.
Lily ledwo udało się na nią wejść, ale na szczęście pomogłem jej i obyło się bez upadku.
- Jesteśmy na odludziu – zauważyła i rozejrzała się wkoło.
- O to chodzi głupku – zaśmiałem się i ucałowałem jej dłoń – Zawszę tutaj przychodzę, gdy muszę pomyśleć.
Usiadłem na samej górze, a ona usiadła tuż obok mnie. Stąd jest niesamowity widok na miasto, drzewa, jeziorko i inne pierdoły. Uwielbiałem spędzać tutaj czas.
- Jest tu bardzo ładnie – powiedziała i przytuliła się do mojego torsu, a ja objąłem ją w talii.
- Dlatego Cię tutaj zabrałem. Można się tutaj wyciszyć i nie potrzebujemy nic więcej, żeby być razem. Mógłbym siedzieć tutaj godzinami.
- Dziękuje – odwróciła się i spojrzała w moje oczy.
Jej usta były tak cholernie blisko, że nie mogłem sobie odpuścić tej okazji i przylgnąłem do niej swoimi. Musiała robić to już wiele razy, bo była kurewsko dobra w te klocki. Jej język idealnie współgrał w moim, a usta czyniły cuda. Aż rozsadza mnie, gdy pomyślę sobie, jak sprawdziłaby się tam na dole.*
- Mm – mruknęła odsuwając się do mnie.
- Mm – powtórzyłem i uśmiechnąłem się szeroko.
*
Była już tak późna godzina, że postanowiłem skończyć nasz pobyt na górce. Pomogłem Lily zejść i ruszyliśmy przez miasto w stronę jej domu.
- Jestem zmęczona – wymamrotała i ziewnęła, a ja tuż po niej.
- Ta ja też.
Mijaliśmy właśnie jakieś ciemne uliczki, gdy nagle Lily mocno pociągnęła mnie w tył, przez co o mało nie upadłem.
- Co jest? – zapytałem, a dziewczyna zakryła mi buzię dłonią.
Co do cholery się dzieje?
- Cii – szepnęła – Justin tam stoi, Harry idźmy stąd.
- Nie obchodzi mnie ten kutas – prychnąłem specjalnie głośniej, żeby mógł to usłyszeć.
Stał przy jakieś furtce z papierosem w dłoni i kapturem zarzuconym na głowę. Ruszyliśmy w tamtą stronę i minęliśmy go, ale coś przykuło moją uwagę.
- Czekaj – mruknąłem do Lily i odwróciłem głowę w jego stronę.
Moją uwagę przykuło pieprzone logo czerwonego lwa na jego kurtce. 


*mam dzisiaj tak zawalony dzień, że sama sobie biję brawa za napisanie tego rozdziału..
TAK, zdaję sobie sprawę, że nie wyszedł i jest jakiś taki nudny, ale no cóż :( 


NA 20K WYŚWIETLEŃ BĘDZIE MARATON SEX HOUSE, TAKŻE MAŁO NAM ZOSTAŁO! :) *

Sex House [book one] || Harry Styles [PL]  ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz