Pansy

217 15 36
                                    

TW: Natręctwo myśli

- Wszystko w porządku, Y/N? - zapytała Pansy przyglądając się mi z zaciekawieniem i troską. - Powiedzieliśmy coś nie tak?

Wszyscy razem, ja, Draco, Blaise i najważniejsze Pansy, siedzieliśmy w Expresie Hogwart - Londyn. Jechaliśmy do swoich domów w przerwie świątecznej. Moi przyjaciele rozmawiali o czymś, gdy ja już dawno wyłączyłam się z rozmowy.

- Wszystko w porządku - mruknęłam, mimo że tak nie było. Robiłam to już z nawyku. To była zła odpowiedź, teraz przyjaciel już na pewno nie dadzą mi spokoju. Odkąd dowiedzieli się o mojej chorobie, kazali mi spowiadać się ze wszystkiego co mnie nurtuje, by mogli podjąć jakieś akcję, dzięki którym miałam poczuć się komfortowo, ponieważ jako moi przyjaciele chcieli, abym czuła się jak najbardziej swobodnie w ich towarzystwie.

- Chcesz o tym porozmawiać? - Pytanie padło z ust Blaise'a.

Niemrawo pokręciłam głową.

- Chcesz jakiegoś rozproszenia czy chwili dla siebie? - Tym razem Draco się odezwał.

- Chcę zostać sama.

- W porządku. Będziemy w przedziale obok. Jak coś to wołaj - Pansy oznajmiła, a na twarzy miała uśmiech, który tak uwielbiałam.

Ślizgoni wyszli zostawiając mnie z moim myślami. Odetchnęłam głęboko. Poszło gładko. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Zagryzam mocno wargę, mają nadzieję by nie wypłynęły. Nie wyszło. Łzy lały się ze mnie strumieniami. Mimo tego nie pozwoliłam sobie na wydawanie większych dźwięków niż pojedyncze chlipanie od czasu do czasu. Moi przyjaciele wciąż byli w przedziale obok.

Płakałam z poczucia bezsilności, nieporadności. Czułam się tak okropnie.

Do mojej głowy wkradła się myśl pocięcia się. Nie chciałam jej tam. Z tym okropnym nawykiem skończyłam dwa lata temu. Od tamtego czasu nie wróciłam do niego ani razu. Choć miałam wielkie chęci zrobić to ponownie, nie zrobiłam.

Ten raz nie zrobi dużej różnicy.

Nie zrobię tego.

Nikt nie zauważy.

Nie zrobię tego.

Poczuję się lepiej, ból zniknie.

Nie zrobię tego.
Nie.
Nie.
Nie.
Nie.

Chodziłam po przedziału w kółko, powtarzając sobie, jakie to złe, ale w mojej głowie wciąż pokazywały się scenariusze tego, jak dobrze mogłabym się poczuć.

Zajrzałam do mojej walizki, aby wyjąć z niej piłeczkę antystresową w kształcie mopsa, która dostałam od Pansy. Kontynuowałam dreptanie po przedziale, tym razem ściskając piłeczkę i szepcząc do siebie "Nie, nie, nie nie nie nie". Jednak nieprzyjemne uczucie nie minęło, a nawet nabrało na sile. W pewnym momencie piłeczka pękła na części, rozwalając twarz psa. Spadła na podłogę. Zsunęłam się na kolana, starając się to poskładać.

- Przepraszam, nie chciałam. Ćsii, zaraz będzie dobrze, nie rozpadaj się jeszcze - wciąż płacząc szeptałam niemal tak, jakby ktoś umierał w moich ramionach. Wyjęłam różdżkę z walizki, gdy obok niej wypadła żyletka.

Spojrzałam na nią ze strachem. Tak bardzo nie chciałam tego zrobić. Zarówno tak bardzo chciałam, by to się skończyło. Nie ufałam sobie, więc bez większego zastanowienia wyrzuciłam ją przez okno.

Powróciłam do piłeczki. Nakierowując na nią różdżką, drżącym głosem wypowiedziałam:

- Repa- ro. Re- Repa- Reparo - Nic się nie wydarzyło, więc powtórzyłam. - Reparo. Reparo. Repero. Repario. Raperio. Repro. Rapero. Peraro. Reparero. 

one shoty [Harry Potter girls]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz