Pansy

240 11 3
                                    


- Muszę wracać do siebie - powiedziałam Harremu, spoglądając na zegarek. - Pomagam dziś pierwszakom. Fajnie było się wreszcie spotkać.

- To ty nas unikasz jak ognia, Y/N - westchnął Harry, zerkając na mnie sceptycznie. - Spróbuj dogadać się z Draco - poprosił łapiąc mnie za nadgarstek. - Ślizgoni są naprawdę mili, gdy się ich bliżej poza.

Odwróciłam głowę, by ukryć uśmiech.

- I nie wymigasz się od odpowiedzi - ostrzegł wybraniec. - Chcę wiedzieć o wszystkim, co łączy cię z Ronem! - powiedział żartobliwie.

Nic już na to nie odpowiedziałam. Pomachałam mu na pożegnanie i przebiegłam szybko przez korytarz zmierzając prosto do swojego dorminatorium. Już miałam skręcić, by przejść skrótem, gdy zobaczyłam jakiś cień za rogiem. Rozpoznałam ją z daleka.

Pansy Parkinson.

Serce mi załomotało i czym prędzej pobiegłam w jej stronę. Chwilę później silna ręka Pansy złapała mnie za nadgarstek, a w następnej chwili tkwiłam przyciśnięta do Ślizgonki. Odsunęłyśmy się z widoku innych uczniów. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, by wypuścić ją z objęć.

- Słońce... - Pansy wyszeptała czule w moją szyję.

- Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? - wymamrotałam. - Bałam się o ciebie.

- Wzmożona kontrola - odparła. - Obserwują mnie na każdym kroku. Teraz wymknęłam się dosłownie na momencik. Mam nie więcej niż dziesięć minut.

Wtuliłam się w nią mocniej, wykorzystując czas, który dla mnie znalazła. Pansy wsunęła wtedy palce w moje włosy i zaczęła pocierać policzkiem o czubek mojej głowy. Zaśmiałam się cicho rozpoznając ten typowo koci ruch.

- Oznaczasz mnie swoim zapachem? - zaśmiałam się wesoło.

Odskoczyła ode mnie jak poparzona, z wyrazem paniki na twarzy. Była przy tym tak czerwona, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Tylko się z tobą droczę - westchnęłam, biorąc ją za ręce i patrząc głęboko w oczy.

Umknęła przede mną spojrzeniem. Dotknęłam jej policzka i zmusiłam, by na mnie spojrzała.

- Coś cię trapi? - zapytałam.

- Ja... - przełknęła z trudem ślinę. - Och, do diabła z tym!

Zdążyłam tylko pisnąć, a już w następnej chwili usta Pansy spoczywały na moich, całując zachłannie i bez skrępowania. Bez najmniejszego śladu zawahania wsunęłam palce w jej włosy i wspięłam się na palce odpowiadając na pocałunek. Pansy wydała cichy jęk, kiedy przejechałam palcami po jej skalpie. Wszystko w niej krzyczało: "Podejdź bliżej!". Sapnęłam, gdy nagle przycisnęła mnie do ściany i naparła na mnie całym ciałem. 

Nie mogłam oddychać, nie mogłam myśleć. Istniała tylko ona i jej zaborcze wargi przyciśnięte do moich.

Kiedy Pansy się odsunęła, zaprotestowałam cicho i przyciągnęłam ją ponownie. Tym razem pocałunek był znacznie delikatniejszy. Pansy tuliła mnie czule, a ja powoli smakowałam jej usta.

- Jesteś moja - wyszeptała w przerwie między pocałunkami. - Moja i tylko moja.

Nagle zrozumiałam co ją dręczyło.

- Twoja - potwierdziłam, skubiąc delikatnie jej wargi. Kiedy raz zaczęłam, nie mogłam się powstrzymać, by nie sięgnąć po więcej, a Pansy najwyraźniej to nie przeszkadzało. - A ty jesteś moja. Nie słuchaj plotek - poleciłam patrząc prosto w jej oczy. - Przecież wiesz najlepiej, że mnie i Rona nic nie łączy.

Odgarnęła kosmyk włosów z mojej twarzy. W oczach Pansy było zdecydowanie zbyt wiele smutku jak na moje upodobanie.

- Powinnaś móc spotykać się z kimś takim jak on - powiedziała cicho. - Z kimś, kto zabierze cię na prawdziwe randki. Z kim będziesz mogła stworzyć coś prawdziwego. Kogo przedstawisz swoim rodzicom. Nie kogoś, kto sprowadza na ciebie niebezpieczeństwo.

- Nie mów tak - poprosiłam, chwytając ją za twarz. - Chcę ciebie. Rozumiesz? - Pocałowałam ją mocno. - Nie Rona, ciebie.

Pansy ukryła twarz w mojej szyi, składając na niej pojedynczy delikatny pocałunek. Przytuliłam ją mocniej, uspokajająco gładząc po plecach. Dziewczyna jednak zaraz się odsunęła i spojrzała na swój zegarek.

- Muszę już iść - powiedziała z niechęcią. - Zaraz zauważą, że zniknęłam.

- Kiedy znowu się zobaczymy? - spytałam.

- Nie wiem - odparła ponuro. - Naprawdę nie wiem.

Mimochodem Pansy cmoknęła mnie w czubek głowy. Odstawiła na ziemię, ale zanim zdążyłam jej cokolwiek powiedzieć, już jej nie było.

Odetchnęłam głęboko i się odwróciłam.

- Podobają mi się tacy pierwszacy. - Harry wyłonił się z cienia uśmiechając zadziornie. Krzyknęłam i upadłam, gdy tylko usłyszałam jego głos. - Kiedy mówiłem o poznaniu bliżej Ślizgonów, bo są mili, nie spodziewałem się takiego zaangażowania.

Spojrzałam na niego z zażenowaniem.

one shoty [Harry Potter girls]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz