•°11°•

1K 67 22
                                    

- Jak się czujesz?- zapytała Nilu wchodząc do pokoju w którym leżałam.

- Bywało lepiej- usiadłam podpierając się na łokciach. - rana po ugryzieniu piecze ale do zniesienia.

Dziewczyna podeszła do mnie i spojrzała na ranę.

- Czy mi się wydaje czy z dnia na dzień tej rany prawie nie widać? Bardzo szybko się zagaja a nie jesteś tu nawet trzy dni.- zmarszczyła czoło.

- Też mnie to dziwi. Lekarz mówi, że u innych pacjentów z takim przypadkiem rana goi się jakieś 2 tygodnie.- poprawiłam włosy czując jak wpadają mi do oczu.

- Jesteś wróżką? A może demonem? Wiesz czytałam, że rany u nieludzkich istot goją się mega szybko.- wstała i przybrała pozę modlącej się.

- Weź przestań. Nie czytaj już tych głupot.- zaśmiałam się i spojrzałam na wchodzącego do sali Jungkooka.- Mówiłam ci żebyś tu nie przychodził- zmarszczyłam czoło.

Jungkook przychodzi do mnie codziennie i mnie "pilnuje". Od czasu do czasu przyniesie mi jakieś normalne jedzenie i nawet raz tu spał. To mega dziwne ale każda próba wykurzenia go się nie powiodła.

- Trzymaj- podał mi reklamówkę pełną mandarynek.- siema- Zwrócił się do Nilu.

- Hej...nie sądziłam, że tu przyjedziesz.- szturchnęła go w ramię- Aż tak bardzo interesuje cię zdrowie Lan?- podniosła jedną brew i się uśmiechnęła.

- Nilu!- krzyknęłam rzucając w nią poduszką.

- No co? Nie wiadomo co on kombinuje.- szepnęła.

- Co mam kombinować? Po prostu jest znajomą z grupy na wykładach i sprawdzam jak się czyje.- włożył ręce do kieszeni.

- I tak będę miała cię na oku.- przeleciała go wzrokiem- A teraz Lan lecę po jakieś książki dla ciebie.

Dziewczyna wyszła zostawiając mnie samą z Jungkookiem. Oczywiście nie obeszło się bez jej spojrzenia pedofila.

- Nie jesteśmy w podstawówce, że sprawdzasz co u koleżanki z klasy.- wyjęłam jedną mandarynkę i zaczęłam ją obierać. Oczywiście przy tym sok z owocu strzelił mi prosto w oko. Syknęłam i złapałam się za bolące miejsce.

- Czy ty nawet mandarynki jeść nie umiesz?- podszedł do mnie po czym zabrał mi mandarynkę. Obrał ją i mi podał. - Po za tym co cię ciekawi co tu robię? Może naprawdę się martwię o twoje zdrowie?

Dobra zatkało mnie. Nie wiedziałam czy to jego kolejny żart.

- Przestań- zaczęłam jeść.

- Powiedzmy, że chce czuć, że jesteś bezpieczna- szepnął ale usłyszałam to.

Zakrztusiłam się na co chłopak się zaśmiał.

- To aż tak dziwne?- usiadł na krawędzi łóżka.

- Od kilku tygodni starasz się uprzykrzać mi życie na uniwerku. Tak to dziwne. - przełknęłam kwaśny sok z mandarynki i spojrzałam na niego.

- To nie tak, że chcę uprzykrzyć ci życie. Po prostu musiałem zwrócić jakoś twoją uwagę- puścił mi oczko- I wychodzi na to, że się udało.

- Udało? Jasne- zaśmiałam się.

- Pamiętasz imprezę? - podnosił jedną brew.

No tak...na imprezie po raz pierwszy ktoś mnie tak dotykał.

- Leciałeś na mnie jak mucha do gówna- odpowiedziałam odkładając reklamówkę z owocami na półkę.

- I z wzajemnością.- zaśmiał się patrzeć głęboko w moje oczy.

Do sali wszedł lekarz, który zabrał mnie na jakieś badania. Po wszystkim stwierdzono, że rana jest już czysta i nie zagraża mi żadnym wirusem. Na moje wyniki patrzało wielu lekarzy i każdy był zdziwiony szybkością zagojenia się rany. Pomimo tego wszystko było w porządku więc mogłam wyjść do domu. Przypisano mi jeszcze jakąś maść ale nie jestem pewna do czego służy. Pewnie i tak będzie stała i nigdy jej nie otworzę.

- To co jedziemy? W sumie jestem w szoku. Lekarz mówił, że będziesz długo tu leżała i nagle puf? Ja nawet ci książki kupiłam! - szła za mną Nilu i dźgała mnie palcem w plecy.

- Zakażenie mi nie zagraża więc nie ma po co mnie tu trzymać. I dzięki za książki.

Wyszłyśmy przed szpital. Był już wieczór a ulice były oświetlone przez latarnie.

- Jedziemy do mnie?- zwróciła się do mnie.

- No nie wiem. Rodzice wrócili z spa i pewnie się martwią. Po za tym nie wiedzą nawet o tym, że byłam w szpitalu.

- Powiemy im, że spałaś u mnie. I tak jesteś już dorosła. Pamiętasz jak kiedyś ci proponowałam, żebyś zamieszkała u mnie? Przemyśl to! Na prawdę będzie fajnie i będziesz wolna od rodziców.

- No nie wiem...kocham ich i nie chce ich zostawiać. - skrzywiłam się chodź wiedziałam, że to nie głupi pomysł.

- Ja też kocham swoich rodziców ale mieszkam sama. Możesz odwiedzać ich co tydzień.- szturchnęła mnie w ramię.

- No niby tak...przemyśle to.- westchnęłam- A teraz jedźmy.

Poszliśmy do auta dziewczyny jednak nie chciał odpalić.

- Przed chwilą przecież działał!- przekręciła kilkukrotnie kluczyk.

- Pomóc wam?- niespodziewanie w szybę zapukał Jungkook. Przestraszona aż podskoczyłam.

- Jesteś psychopatą? Czemu cały czas jesteś tam gdzie my?- wychyliła się Nilu- To twoja sprawka? - przekręciła jeszcze raz kluczyk.

- Nie. I nie jestem psychopatą. Chyba- zaśmiał się i otworzył drzwi od mojej strony- podwieziemy was.

- "Podwieziemy"?- zapytałam wychodząc.

Jungkook wskazał na Jimina stojącego przy aucie trochę dalej.

- No nie wiem. To podejrzane, że ciągle się tu kręcicie. Wezwiemy pomoc drogową- dziewczyna wyszła z auta.

- Nilu co nam szkodzi. Jest już późno. Po za tym nie sądzę żeby chcieli nam coś zrobić. - podeszłam do przyjaciółki.

Dziewczyna chwilę myślała po czym westchnęła.

- No niech będzie. Ale tylko jeden niewłaściwy ruch!- agresywnie podskoczyła do Jungkooka na co ten się zaśmiał.

- Panie przodem- spojrzał na mnie i zaprowadził do auta. Tradycyjnie Jungkook usiadł z tyłu obok mnie a Nilu z przodu obok kierowcy czyli Jimina.

Jechaliśmy już jakieś 10 minut. Przed nami pojawiła się ulica na której mieszka Nilu. Miałam nadzieję, że auto skręci jednak pojechało prosto.

- Powinniśmy tam skręcić- zwróciła uwagę Nilu.

- Nie jedziemy do ciebie- mówił Jimin skupiając się na drodze.

- Gdzie nas zabieracie?- zestresowałam się trochę i spojrzałam na uśmiechniętego Jungkooka.

- Będzie fajnie spokojnie.

--------
Jak tam maturzyści?🩷

917 słów

917 słów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
War of Hearts <Jungkook>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz