Opanowana Gosia

40 9 0
                                    

Rano wstałam jakby nigdy nic. Uszykowałam się do pracy i z dziarską miną wyrażająca bezbrzeżną radość stawiłam się u bram piekieł czyli fabryki produkcyjnej mięsa. Stróż pan Krzysiu jak zwykle przywitał mnie z radością i garstką ploteczek, które zaczynały się od.

-Słyszała pani? Pani Gosiu?

-Cóż miałam słyszeć panie Krzysztofie?–udałam głupią i bardzo oficjalną blondynkę.

-Dyrektorka Jędza nie przyszła rano do pracy a jej samochód stał całą noc na parkingu.–wyszeptał konspiracyjnie.

Patrzyłam na Krzysztofa że zdziwieniem w oczach.

-No co pan powie panie Krzysiu? Pewnie zabalowała z tym nowym asystentem.Wie pan, z tym co ją przyłapali jak leżał z językiem między jej udami w biurze.– sprzedałam mu plotkę, której byłam pewna, że nie słyszał.

-Co też pani opowiada?Pani Gosiu ona to już chyba z każdym i wszędzie, ale jedno pani powiem.Ma pani dzisiaj za to luz, co?

Uśmiechnęłam się szczerze.

-To się jeszcze okaże, lecę i miłego dnia!

Krzyknęłam na odchodne i podążyłam do wejścia firmy.

Kiedy weszłam do swojego biura wszyscy już szeptali tylko o jednym, najbardziej nasz kolega Andrzej,który z dyrektorką był na "ty". Był starszy od niej i powiedział jej od samego początku że nie będzie się do niej zwracał per Pani, bo ona gówniara jest. No była. Andrzej siedział w firmie dwadzieścia lat.Bliżej mu było do emerytury, a jędza miała tylko trzydzieści wiosenek.To on miał objąć stanowisko zanim przyszła jędza, ale nie przespał się z prezesem z widomych przyczyn. Prezes lubił młode kobiety, a Andrzej nie dość że nie baba to jeszcze leciwy. Wszyscy wiedzieli, dlaczego jędza dostała tę posadę ale każdy milczał,oprócz Andrew.

Ten nie żałował sobie obelg pod adresem jędzy.W jego słowniku była "kiełbasianą ladacznicą". Byłam pewna, że Andrzej nie miał pojęcia jak bardzo trafne było jego sformułowanie, wszak dyrektorka zakończyła swój żywot w kiełbasie.

Siadłam do swojego biurka i uruchomiłam komputer jakby nigdy nic.

- Pani Gosiu , Pani Gosiu nie ma dzisiaj pani dyrektor Sperczyńskiej, więc pan Andrzej ją zastąpi a pani zastąpi pana Andrzeja na jego stanowisku. – usłyszałam głos asystenta "dyrektor Mielonki".
Jego też nie lubiłam. Wchodził naszej dyrektorce do dupy w przenośni i dosłownym tego słowa znaczeniu. Niby był przystojny i niektóre dziewczyny w firmie za nim szalały. Ale mnie brało obrzydzenie na samą myśl,
że jego "kiełbaska" siedziała w "Mielonce".

Uśmiechnęłam się do swoich myśli, ale nie było mi dane cieszyć się moim błyskotliwym tekstem gdyż do biura wpadł dyrektor ,którego lubiłam i szanowałam, ale dowodził innym działem.

-Pani Małgorzato coś się stało na produkcji,maszyna do mielenia mięsa do kiełbasek wybornych się zablokowała i nie idzie nijak jej uruchomić. Pani zadzwoni po mechaników.

Zgodziłam się to zrobić z dwóch powodów: po pierwsze lubiłam dyrektora Tadeusza vel. Schaboszczak.
Dlaczego go tak nazywano?
Zawsze na obiad niezależnie od tego co oferowała stołówka on jadł schabowe i o dziwo był szczupły. Powód numer dwa, miałam nadzieję, że odsunie to ode mnie podejrzenia, że maszyna nie działa przeze mnie. W sumie nie stricte przeze mnie, bo przecież to nie ja do niej wpadłam i nie ja ją zablokowałam swoim pustym łbem. Byłam pewna, że silos nie był w stanie przemielić sztywnych do nadmiaru lakieru do włosów, kodłów naszej Mielonki.

- Dobrze , już dzwonię – uśmiechnęłam się i wybrałam wewnętrzny do mechaników.

Po czym zajęłam się swoją robotą.
Dzień minął szybko i nawet nie widziałam kiedy było już prawie południe. Byłam już gotowa, żeby iść na zakładkową stołówkę kiedy usłyszałam jak ktoś biegnie korytarzem, po czym wpada do naszego pokoju. To był asystent Mielonki, "Dupowłazus Pospolitus" Mareczek.

- Rany boskie wiecie co się stało?! Wiecie dlaczego maszyna do mielenia mięsa stanęła?

Zmielona ZbrodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz