Kłamać, to trzeba umieć ;)

15 6 10
                                    

Gosia

Pan policjant, którego miałam nieprzyjemność poznać kilka dni temu uśmiechnął się do mnie szeroko, kiedy nachyliłam się do okna.

- To pan? Konstanty, dobrze pamiętam? – udałam zafrasowaną, ale tak naprawdę dokładnie pamiętałam zimny uścisk Wredzińskiego.

- Tak, ja. Wiem, że spodziewałaś się kogoś innego, jednak ja muszę ci wystarczyć. Mów proszę do mnie Kostek.

Uśmiechnęłam się najbardziej uroczo jak mogłam i wsiadłam do pojazdu. Nie było sensu udawać nie dostępnej. Nie miałam zamiaru dreptać do domu piechotą albo co gorsza jechać autobusem. Nie po to spłacałam samochód na raty, aby obijać sobie moje ciało w komunikacji miejskiej.

- Dzień dobry. – powiedziałam, kiedy wsiadłam do tak czystego samochodu, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Biały opel w środku miał beżową, bardzo jasną tapicerkę ze skóry. Zupełna odwrotność czarnego i mrocznego powozu mojego Janka. To znaczy on także miał bardzo czysto w samochodzie, ale czerń to czerń, a na tym beżu i bieli było naprawdę super czysto. No właśnie: „mojego”. Jak to ładnie brzmiało nawet w moich niewypowiedzianych na głos myślach.

- Dzień dobry. Mam cię zawieść tam, gdzie będziesz chciała, więc? Chcesz jechać do domu, czy może masz coś do załatwienia ma mieście? – zapytał policjant.

To naprawdę miłe, że wziął moje pragnienia pod uwagę. Już dawno żaden mężczyzna tak bardzo nie liczył się z moim zdaniem. Uroczy blondyn za kierownicą zaczynał zyskiwać w moich oczach i nie wiedzieć, dlaczego zaczęłam myśleć o wydruku jego fotki z jego profilu na FB, a potem wciągniecie go w moją pineskową zabawę. Kto wie? Wynik może okazac się bardzo ciekawy. Jak mawiała moja babcia „od przybytku głowa nie boli”. Nie byłam pewna, czy miała na myśli także nadmiar mężczyzn, ale jakoś musiałam nadrobić te kilka miesięcy posuchy, kiedy to nikt się nawet za mną na ulicy nie oglądał.

- Gosiu słuchasz mnie? To, gdzie chcesz jechać?

- Ach no tak… Do domu, miałam ciężki dzień w pracy.

- To może jak miałaś ciężki dzień to przydałby ci się relaks z ciastkiem i kawą? – zapytał patrząc na drogę. Był nie przyzwoicie miły, zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy go poznałam. Nie mogłam w to wierzyć, ale postanowiłam skorzystać z zaproszenia.

- Dlaczego nie, ale może sama kawa i ewentualnie małe ciasteczko, ponieważ jestem na diecie. – ostanie słowa powiedziałam bardzo cicho, jakbym sama nie wierzyła w to co mówię.

- Na diecie? Po co? Jestem pewny, że Janek uważa, że świetnie wyglądasz... – rzucił niedbale komplementem, nawet na mnie patrząc.

Skąd on wiedział, że Janek uważał, iż świetnie wyglądam? Może to on sam tak uważał, tylko dlaczego, skoro nawet na mnie nie spojrzał. No dobra patrzył na drogę, bo prowadził, ale wypadałoby chociaż w momencie mówienia tegoż kompletu łypnąć na mnie okiem.

- Moja sukienka z pewnością nie może się z tym zgodzić. – odpowiedziałam cwanie, żeby nie wyjść na biadoląca nad swoim losem kobietę. W myślach, w domu to ja mogłam użalać się nad sobą, ale przed nim?

Nigdy.

- Gosiu, ależ sukienki dopasowuje się do siebie, a nie odwrotnie.

- Straciłam ochotę na kawę, chcę jechać do domu. – poprosiłam, bo nie chciało mi się słuchać wywodów kogoś, kto wglądał jak mokre marzenie każdej kobiety przed snem.

- No to już jak chcesz. – odrzekł i skręcił zdecydowanie w jedną z ulic, która można było dojechać w kierunku mojego osiedla.

Resztę drogi spędzaliśmy w milczeniu. Pod blokiem byłam gotowa, żeby wysiąść. Kiedy tylko samochód się zatrzymał, odpięłam pasy i otworzyłam drzwi. Wygramoliłam się bez gracji z pojazdu i skierowałam prosto do klatki. Niestety zatrzymał mnie głos policjanta.

- Gosiu chyba coś zgubiłaś?

Wtedy przypomniałam sobie o liście i obejrzałam się na Kostka.

- O, to list od szantażysty. – powiedziałam spokojnie, ale zaraz sobie przypomniałam, że miałam o nich nikomu nie mówić, Janek mnie przestrzegał. – to znaczy od szachisty, szachisty. Uczę się gry w szachy korespondencyjnie. – skłamałam na prędce.

Poczułam, jak pot zaczyna zalewać mi plecy, a serce przyspieszało swój rytm. Nienawidziłam okłamywać dobrych ludzi, a policjant raczej na takiego wglądał.

- Naprawdę? Trzeba było powiedzieć, że chcesz się nauczyć grać w szachy, Janek jest świetnym graczem, rozgrywamy czasem małe partyjki. – uśmiechnął się Konstanty i podał mi kopertę.

- Chcę, mu zrobić niespodziankę i sama się nauczyć, także wiesz… Ciii. – poprosiłam konspiracyjnie.

Policjant uśmiechnął się do mnie ciepło i podziękował za miłą jazdę. Nie wiem, komu było bardziej miło, ale postanowiłam pokazać się z jak najlepszej strony na pożegnanie, czyli od strony mojego tyłka. Idąc do klatki kołysałam biodrami jak zawodowa modelka.

A co?

Niech sobie teraz popatrzy na efekty diety. W końcu po całym jednym dniu byłam taka wygłodniała, że musiało być coś widać.

Prokurator Cichy

Nie mogłem odebrać Gośki, ponieważ ten, który kazał mi jej pilnować chciał się ze mną spotkać. Już od tygodnia wykręcałem się od tej rozmowy, ale nie było rady. Złapałem kluczyki, założyłem kurtkę i wybiegłem z prokuratury, żeby zdążyć na czas. Kiedy wyjeżdżałem zza zakrętu małej uliczki zobaczyłem biały jak śnieg samochód Kostka. Spojrzałem na zegarek, była szesnastka pięćdziesiąt. Byłem zdzwiony, że wracał tak szybko. Kiedy go mijałem pokazałam mu gestem dłoni, żeby się zatrzymał i odsunąłem szybę.

- Miałeś jechać z nią na kawę, żeby się jej podpytać co i jak z tym balem i czy się zdradzi z listami?

- No miałem, ale odmówiła. Dostała list.

- Kurwa, kto jej to wysyła?

- Nie wiem, ale skłamała, że uczy się grać w szachy dla ciebie; korespondencyjnie. – uśmiechnął się Kostek półgębkiem.

- Dobra jest co? – zaśmiałem się szczerze, ponieważ Gosia naprawdę zadziwiała mnie swoim kombinowaniem.

- Zabawna, ale nie zdradziła się… prawie. Nie chcesz, żeby jej pilnować pod blokiem?

- Nie, jeśli zaczniemy jej pilnować to ten, kto wysyła listy w końcu to zauważy. Najważniejsze, żeby z pracy i do pracy dojechała cało i zdrowo.

- Roman się za nią kreci, widziałem jego samochód pod zakładem. – westchnął Kostek.

- Wiem i dlatego nie ma jej co jej pilnować. On nie pozwoli, żeby jej spadł włos z głowy, a ten co pisze listy jak widać wcale się go nie boi, ale my to inna sprawa. Nie mam zamiaru tłumaczyć się przełożonym, że jeździmy za moja potencjalną dziewczyną, bo boje się, że jej się coś stanie. – przyznałem szczerze.

- Nie martwi cię, że się za nią ugania? Idzie z tobą na ten bal?

- Nie, ale to nic i tak tam będę i ty też. To musi być ktoś z zakładu jej pracy, bo listy pojawiają się zawsze tam. – stwardziłem z pewnością.

- Janek, zrobisz jak będziesz uważał, ale nie wpadło ci do głowy, że ona sama do siebie te listy pisze, żeby odsunąć od siebie podejrzenie, że to ona podpiłowała te obcasy.

Na te słowa roześmiałem się w głos.

- Kostek, ona nawet noża nie umie dobrze w ręce trzymać, widziałem, jak obierała jabłka na racuchy. Martwiłem się, żeby sobie palców nie poucinała. Ta kobieta nie ma takich zapędów ani talentu, żeby podpiłować buty. Gośka paznokcie robi u kosmetyczki, bo mówi, że nie chce jej się machać pilnikiem w koło palców, a co dopiero precyzyjne podpiłowanie metalowych sztyc w obcasach. Daj spokój, to jest ktoś inny. Znajdziemy go. – mówiłem cały czas się śmiejąc.

- No skoro tak uważasz. Jadę do domu, jak będziesz coś ode mnie chciał to daj znać. Do zobaczenia na balu, bo teraz mam kilka dni urlopu. – zawołał Kostek odpalając silnik.

- Do zobaczenia. – po tych słowach odjechałem.

Zmielona ZbrodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz