"Małgośka mówią mi..."

28 8 0
                                    

Jednak postanowiłam nie ujawniać swojej niechęci do tego utworu. Prawie każdy facet jakiego poznałam uważał, za szczyt romantyzmu nucenie mi tej biesiadnej przyśpiewki.

Koszmar.

Ale to nie było najgorsze. Najgłębszy skok na główkę do dna swojej głupoty wykonał mój były chłopak Andrzej, którego poznałam w pracy. Na jednej z imprez integracyjnych tak się schlał, że postawił mi to zaśpiewać. Naprawdę go lubiłam, naprawdę mi na nim zależało, dlatego powiedziałam mu że szczerego serca na początku związku, "Andrzejku nie śpiewaj mi proszę tego utworu, nie lubię go".
Niestety nie dotarło. Kiedy wyszedł na scenę i wziął gitarę do ręki czułam całą sobą, że coś się stanie. I stało się.

Pijany Andrzej zaczął śpiewać, ludzie zaczęli klaskać. Tylko, że Andrzejek nie przewidział, że trema go zje nawet po alkoholu i zwymiotował tuż po pierwszych słowach tej przyśpiewki. Nasz związek tego nie udźwignął. Myślałam, że jakoś przeżyje to wszystko, bo jak wspomniałam zależało mi. Tylko, że to Andrzej nie przetrwał swojej porażki i obwinił mnie za swój nieudany performance.

No cóż, dusza niespełnionego artysty spotkała się z twardo stąpająco po ziemi Małgorzatą. Nie zamierzałam słuchać jego wymówek i zakończyłam związek gdzieś między taśmą do pakowania mięsa mielonego a krakowskiej suchej.

Prokuratorowi postanowiłam wybaczyć ten niefortunny, muzyczny błąd. W końcu od niego zależało gdzie spędzę resztę życia. Tu w zakładzie mięsnym jedząc moją ulubioną kiełbaskę na lunch czy za kratami, gdzie na obiad będą jakieś pomyje, a moim współlokatorkom w niedoli nie będzie robiło różnicy czy mam " bobra" czy "wypolerowaną muszelkę"

- Jak miło, że zna pan ten utwór. – Uśmiechnęłam sie sztucznie.

- Ah takie tam przyśpiewki, z pewnością wielu pani ją śpiewało.

Trzeba mu przyznać, że dobry był. Domyślił się, że wielu mi ją śpiewało, ale nie domyślił się mojej odpowiedzi.

- Pewnie, ale nigdy tak melodyjnie i takim pięknym barytonem. – przysłodziłam mu sztucznie.

-To o co chciał mnie pan zapytać?

- Janek, mam na imię Janek. Mieliśmy sobie mówić po imieniu.

-Ah tak, przepraszam.- poprawiłam się. - O co chciałeś mnie zapytać?

Janek wyjął notatnik i czarny elegancki długopis.

-Czy dobrze pani znała dyrektor Sperczyńską?

-Jak to szefową, z pracy. Mało rozmawiałyśmy.

-Rozumiem. Czy pani ma jakieś pojęcie dlaczego dzisiaj nie stawiła się w pracy?

-Słucham ? – udałam głupią.

-Czy wie pani dlaczego nie przyszła do pracy? Czy może coś wczoraj mówiła?

Przywołałam do głowy wspomnienie ostatnich słów mielonki czyli "Pomóż mi, bo..." . Bo w sumie co? Niestety nie zdążyłam jej zapytać. Ciekawe co miała na myśli?

-Małgorzato?

Z moich głęboki rozważań wyrwał mnie głos prokuratora Janka.

-Nie, nic nie mówiła.– skłamałam gładko.

-A o której i w jakich okolicznościach widziała pani wczoraj panią dyrektor Sperczyńską ostatni raz?

Udawałam, że próbuję przywołać z czeluści pamięci o której jędza stała się mielonką. Od razu sobie przypomniałam, bo przecież kalkulowałam to samo dzisiaj na stołówce stojąc przed wyborem "kiełbaska wyborna z wkładką z jędzy" czy "schabik ze świnki". Jednak musiałam jakoś skłamać, przecież nie powiem mu kiedy naprawdę ją widziałam a dodatkowo pomogłam jej dać nura w mielone. Chrzaknęłam i...

-Ostatni raz? A dlaczego pan pyta?

-Podejrzewamy, że ciało znalezione w silosie z mielonym należy do pani dyrektor Sperczyńskiej.

I teraz zaczynało się rozgrywać moje " być, albo nie być". Nie byłam głupia, wiedziałam, że jeśli dobrze to rozegram to zostanę na wolności.

-Naprawdę?! – zasłoniła dłońmi usta w rozpaczy i zdziwieniu. – o Boże! – rozwarłam szeroko oczy. – To niemożliwe! Jak to się mogło stać!?

Ostanie pytanie było czysto teoretyczne.

Przecież wiedziałam co się stało?

Kiedy się to stało?

I jak się to stało?

I muszę wam przyznać jedno.

Nadal nie robiło to na mnie wrażenia, ale widocznie moja reakcja zrobiła wrażenie na Janku. Bo spojrzał na mnie z troską...

Zmielona ZbrodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz